Felietony

Zakazana reklama rowerów elektrycznych – to musi być spisek producentów samochodów

Felietony 03.07.2020 293 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 03.07.2020

Zakazana reklama rowerów elektrycznych – to musi być spisek producentów samochodów

Adam Majcherek
Adam Majcherek03.07.2020
293 interakcje Dołącz do dyskusji

Koncerny motoryzacyjne wiedzą, że rowery elektryczne to dla nich śmiertelne zagrożenie.

W ostatnich latach kierowcy samochodów uważani są za sprawców wszelkiego zła. Odpowiadają za wzrost emisji CO2, smog, najstraszniejsze wypadki, a do tego są największymi wrogami trenujących rowerzystów i aktywistów miejskich.

Sprawa staje się poważna nie tylko u nas.

Rozpasane lobby rowerowe „szkaluje dobre imię przemysłu motoryzacyjnego i wprowadza nastrój niepokoju” we Francji. I wcale nie wymyśliłem tego sam. To stwierdzenie Autorité de Régulation Professionnelle de la Publicité (ARPP), czyli francuskiego organu zajmującego się regulacją rynku reklamy. Na mocy jego decyzji we Francji zakazano emisji spotu reklamowego firmy VanMoof. No dobra, że rozpasane lobby to dodałem sam, ale opinia ARPP jest jak najbardziej prawdziwa i dotyczy tego materiału reklamowego:

Sportowy wóz topi się, prawdopodobnie z gorąca

Wcześniej w jego błyszczącym lakierze odbijają się stojące w korkach samochody. Oprócz nich – kominy przemysłowe, ambulans, światła pojazdu uprzywilejowanego i tłoczący się ludzie. A z topiącego się auta powstaje co? To oczywiste: elektryczny rower.

rowery elektryczne

Twórcy twierdzą, że zakaz to wynik spisku

Peter Gigg na blogu marki Vanmoof już stwierdził, że to jasne, że producenci samochodów boją się zmian zachowań konsumentów, a do tego mają moc i finansowe możliwości, by wpływać na instytucje regulacyjne jak ARPP. Wiecie, to genialny pomysł z gatunku tych, że producenci samochodów płacą nam za pisanie negatywnie o Tesli. Gigg oczywiście zapewnia, że twórcy reklamy nie mieli nic złego na myśli, chcieli tylko pokazać, że ludzie mają wolny wybór w kwestii transportu. A obrazy wykorzystane w odbiciu auta to tylko archiwalne zapisy dokumentalne i jeśli one wprowadzają nastrój zagrożenia, to może by coś z tym zrobić, np. zaproponować alternatywne formy transportu.

Idąc tym tropem, zastanawiam się, co wspólnego z tym „wolnym wyborem” miał ambulans, dymiące kominy i stłoczeni ludzie. To też wina samochodów? Dzięki zmianie przyzwyczajeń i przesiadce na elektryczne rowery, będzie można wyburzyć kominy i zezłomować ambulanse? A jeśli autorzy tej reklamy wcale nie mieli na myśli niczego złego, to dlaczego wpis na blogu zatytułowano „Prawda, która boli”?

Jasne, wzbudzanie emocji to istotny element przekazu reklamowego.

Podobno emocjonalne przekazy są dwukrotnie bardziej skuteczne niż odwołania do informacji i racjonalności. To pewnie dlatego tyle entuzjazmu i radości mają w sobie występujący w spotach płynów do naczyń i proszków do prania, którzy nie mogą uwierzyć, że tak łatwo można pozbyć się zabrudzeń.

Można zadziałać strachem, który spowoduje, że konsument, w nadziei na usunięcie jego przyczyny lub skutku i zmniejszenie prawdopodobieństwa wystąpienia negatywnego zdarzenia, kupi wskazany produkt. Eksperci ostrzegają, że wywoływanie negatywnych emocji to ryzykowne posunięcie, bo zbyt wysoki ich poziom może zanegować przekaz marketingowy. Dlatego w kampaniach towarzystw ubezpieczeniowych nawet przykre zdarzenia pokazuje się z możliwie pozytywnym wydźwiękiem, tak jak chociażby seria spotów Link4 z Elżbietą Romanowską.

Według mnie VanMoof trochę przekombinował.

Nie krytykuję samego  produktu, te rowery wyglądają świetnie, sam bym się chętnie na taki sprzęt przesiadł. Ale negatywny wydźwięk reklamy i próba wciągania w spór koncernów motoryzacyjnych wcale nie zbliżyły mnie do wydania dwóch tysięcy euro. Z drugiej strony, gdyby nie zakaz, wciąż żyłbym nie wiedząc o istnieniu marki VanMoof. Gigg zamiast zżymać się na ARPP powinien się cieszyć, bo być może zamieszanie wywołane wokół reklamy przyniesie lepsze rezultaty niż ona sama.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać