REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Ciekawostki /
  3. Felietony

Nie mogłem naładować elektrycznego Porsche za 900 tys. zł. Nie zauważyłem, że muszę odkręcić kran

Elektromobilność to ciągła przygoda. Podróż Porsche Taycan Turbo Cross Turismo zapewniła mi nowe, unikalne przeżycie i uświadomiła, że jestem kosmitą.

14.12.2021
7:00
Nie mogłem naładować elektrycznego Porsche za 900 tys. zł. Nie zauważyłem, że muszę odkręcić kran
REKLAMA
REKLAMA

W podróż elektrycznym samochodem ostatnio ruszył u nas w redakcji Adam.  Ciągłe gdzieś musiał przystawać i nabijać roboczogodziny pod ładowarką. Może ma za wolny elektryczny samochód? Jakby szybciej jechał, to zdążyłby przed końcem zasięgu. Ja w podróż wziąłem torpedę z przyspieszeniem na poziomie 3 sekund do setki. Daleka podróż Porsche Taycan Turbo Cross Turismo wartym blisko 900 tys. zł przebiegła bez większych zakłóceń, oprócz tego, że przekonywanie kolegów do elektromobilności poszło mi słabo. Ponad 300-kilometrowa podróż wydłużyła się jedynie o niecałą godzinę.

Nieustannie twierdzę, że samochód elektryczny to może być obecnie drugi samochód w rodzinie. Przy tym stanie (dziurawej) sieci ładowania, podróżowanie elektrycznym samochodem jest zbyt męczące. Obawiam się też, że nie będzie lepiej, a przynajmniej nie wkrótce. Podczas tej przygody, bo to zawsze jest przygoda, z publicznymi ładowarkami nie miałem problemu. Tylko nie mogłem naładować samochodu, bo nie doczytałem, że muszę odkręcić kran.

porsche taycan ładowanie

Porsche Taycan Turbo Cross Turismo ma długą nazwę

I zasięg też spory. Dysponuje zestawem akumulatorów o pojemności 83,7 kWh netto. Homologowany zasięg to 409 km w cyklu mieszanym, a na dalekim dystansie – 345 km. Ja do celu miałem 325 kilometrów. Teoretycznie mógłbym dojechać bez ładowania, ale chyba nie zimą. Profilaktycznie doładowałem się po drodze tylko raz, wciskając się na wyznaczone miejsce pomiędzy Fabie w LPG. Przy ładowarce postałem trochę dłużej niż było to konieczne, bo na miejscu chciałem mieć jakieś pole manewru, mimo że czekał na mnie u kolegi ciepły garaż z gniazdkiem. To niczego nie gwarantowało.

Kolega miał obawy

Głównie, że jak skorzystam z jego gniazdka, to mu instalacja elektryczna zacznie migać jak choinka na chińskich lampkach. Musiałem najpierw go przekonać, żeby dał mi się ładować w garażu. Okłamać go, że to tylko Tesle się palą. Przyszło mi to łatwo, bo za każdy taki wygłoszony publicznie pogląd niemieccy producenci kupują mi domek w Argentynie. Musiałem też odpowiadać na pytanie, jak długo to się ładuje, które jest pytaniem dość skomplikowanym, czy mam jakąś przejściówkę (nie mam) i znieść te dziwne spojrzenia, gdy odpowiadałem, że z domowego gniazdka to dwie doby. Co wydawało się dość niezrozumiałe, bo przecież wcześniej miałem spędzić w trasie tylko pół godziny przy ładowarce. Spróbujcie kiedyś wyjaśnić komuś kompletnie niezainteresowanemu tematem niuanse ładowania samochodów elektrycznych, a na koniec dajcie mu do rozplątania kabel do ładowania na mrozie. Tylko nie oczekujcie, że popędzi później kupić taki samochód. I tego, że pytając gospodarza, jakie ma bezpieczniki, zostaniecie królem imprezy, też nie oczekujcie.

Do kolegi dotarłem zmęczony. Gęsta mgła wymęczyła mnie bardziej niż elektryczność pojazdu. Nawet nie zamarzała mi przednia szyba, a z takim problemem zmagałem się dzień wcześniej, gdy temperatura otoczenia była niższa. Naturalne ciepło od spalinowego silnika jednak do czegoś się przydaje, mimo że w elektrycznych samochodach też jest ciepło. 872 tys. zł (na tyle skonfigurowano tego Taycana) nie sprawiło, że samochód elektryczny przestał mieć pewne zaskakujące wady.

Miałem ze sobą kartę sieci GreenWay, ale uparłem się, że podłączę ten samochód w garażu. Niestety, byłem trochę zmęczony tą mgłą, bywam też roztargniony. Potrafię wyjść na spacer z psem nie zabierając psa i takie tam. To ważne w tej historii.

porsche taycan evse

Nie ogarnąłem EVSE - moja wina

Kolega się niecierpliwił a ja walczyłem z EVSE, czyli urządzeniem zarządzającym ładowaniem pojazdu. Nazywa się je ładowarką, ale nią nie jest. Chodzi o ten klocek z kablami, dla uproszczenia nazwijmy je cegłą. Cegłę z Porsche musiałem sam sobie złożyć, montując do niej odpowiednie kable. Chwilę mi to zajęło, bo kable i palce były zimne. Kolega się niecierpliwił, kolacja stygła.

Ale złożyłem, podłączyłem samochód do gniazdka i już chciałem wydać westchnienie ulgi, ale ładowanie nie ruszyło. Cegła migała czerwonymi kolorami, a wyświetlacz samochodu sygnalizował, że ciągle pragnie nawiązać łączność.

Kolega mówi, że będziemy jeść zimne i że daj spokój, naładujesz się na tym GreenWayu. Mimo jego skwaszonej miny, spróbowałem zmienić gniazdko. I cyk, cegła mignęła na zielono, wyświetlacz Porsche pokazał stan naładowania baterii. Nie poświęciłem temu tematowi ani ułamka sekundy więcej, tylko pobiegłem na kolację. Rano odkryłem, że samochód w ogóle się nie ładował.

Moja wina. Wprawdzie widziałem, że cegła przyozdobiona jest czymś białym, z logo Porsche, ale nie zajrzałem pod spód. To białe coś to była koperta, która zakrywała wyświetlacz. Skucha. Wydało mi się trochę dziwne, że w samochodzie, który ma 10 tys. kilometrów przebiegu, nikt nigdy nie użył tej cegły i nie ładował Porsche w domu. Jeśli przez ten czas było ładowane tylko z wysokimi mocami, to baterie musiały bawić się świetnie. Mniej więcej jak ja w horrorowym Escape Roomie, następnego wieczoru. Może to była nowa cegła, bo po starej ktoś na przykład przejechał, albo ją zgubił, dlatego wyświetlacz wciąż był zasłonięty? Nieistotne w sumie, najważniejsze, że cegła, za pomocą wyświetlacza, prosiła mnie o PIN, bez którego nie zamierzała rozpocząć ładowania.

Do odczytania PIN-u potrzebna była woda

PIN był w kopercie, która zasłaniała wyświetlacz. No to wyciągam kartkę z PIN-em, a na niej, oprócz PIN-u, pełno innych informacji - o MAC adresie, identyfikatorze ssid i tym podobnych. Można łączyć się z nią bezprzewodowo, to dlatego. Mała karteczka przypomniała, że poruszam się urządzeniem elektronicznym, wyposażonym w inne urządzenia elektroniczne. Porsche bardzo dba o prywatność użytkowników, dlatego PIN-u nie dało mi się od razu odczytać.

instrukcja ładowania porsche taycan

Był porządnie zabezpieczony. Nie wiedziałem, czy mam go drapać, podświetlić latarką, czy podgrzać, jak tajne hasło napisane mlekiem. Znalazłem instrukcję roztajemniczającą proces ładowania i okazało się, że kartkę muszę... polać wodą. Szczęśliwe kolega miał wodę w domu i tylko trochę poganiałem po schodach. Mym oczom w końcu ukazał się PIN i PUK.

Potem pozostało już tylko 4 czy 5 razy wpisać PIN, który okazał się nieprawidłowy i zablokować cegłę. A potem odblokować ją, podając, tym razem prawidłowy, PUK. Ładowanie ruszyło elegancko, przewidując, że jeśli chce naładować samochód do pełna, to muszę kolegę zaszczycić swoją obecnością nieco dłużej niż planowałem. Samochód podłączony przed południem, pragnął stan pełnego naładowania osiągnąć dopiero późnym wieczorem następnego dnia.

porsche taycan turbo cross turismo

Jako że każda gościnność ma swoje granice, następnego dnia gospodarz odebrał mnie z stacji ładowania GreenWay, na której wcześniej pozostawiłem warte prawie 900 tys. Porsche. Doba ładowania z domowego gniazdka nie wystarczyła, żebym dojechał do stacji ładowania, do której planowałem dobić po 200 kilometrach podróży, mimo że ładowanie zaczęło się przy 20-proc. poziomie naładowania baterii. To nie jest wolno, to przyzwoity wynik z domowego gniazdka. Tak wygląda nowe życie.

Uratował mnie diesel

Będąc podwiezionym do ładowarki 3-litrowym dieslem, nieco zepsułem założenia elektromobilności, ale no cóż, nie będę stał zimą godzinę na parkingu pod sklepem wielkopowierzchniowym. Ja jeżdżę Porsche za blisko 872 tys. złotych. Jak znajdziecie jakiegoś właściciela Porsche, który powie, że to brzmi jak super frajda, to możecie mnie polać wodą, jak ten PIN.

Potem wróciłem do domu, nie przejeżdżając na jednym ładowaniu deklarowanych przez samochód 330 kilometrów, przy baterii naładowanej na 99 proc. Ładowaniem do pełna naruszyłem standardy elektrycznej społeczności. Zazwyczaj prędkość ładowania mocno spada pod koniec, wydłużając jego czas, co denerwuje innych oczekujących. Porsche z tym elementem akurat radzi sobie doskonale i trzyma wysoką prędkość prawie do samego końca. Kolega, z którym jechałem, tylko kiwał głową, jak mu tłumaczyłem te zawiłości. Rozumiał wszystko, ale nie wydawał się podniecony.

porsche taycan cegła

Wszystko to moja wina

Nie miałbym żadnego problemu z uruchomieniem cegły, gdyby samochód był mój. Pierwszego dnia po jego nabyciu, przeczytałbym po prostu instrukcje, wszystkie załączone. Istnienie panelu z PIN-em nie byłoby dla mnie tajemnicą zakrytą białą kopertą. Porsche nie zrobiło nic złego, wręcz przeciwnie, to EVSE to była cegła premium. Inne wcale nie muszą być tak zaawansowane.

Mam już za sobą kilka elektrycznych podróży, staram się wiedzieć coraz więcej, a i tak ciągle mogę liczyć na coś nowego. Przeciętny użytkownik samochodu spalinowego nie wie nic o życiu z elektrycznym samochodem. Gdy polewałem kartkę wodą, żeby móc ruszyć w drogę, patrzono na mnie jak przybysza z kosmosu. Na wszystkie pytania nawet nie zdążyłbym odpowiedzieć. Dlaczego jeden kabel w samochodzie ma normalną wtyczkę, a drugi nie? Dlaczego są trzy kable na stacji ładowania i każdy ma inną wtyczkę? Kto to wymyślił, że jedzie się na stację i nigdy nie wiadomo, czy ktoś na minutę przed naszym przyjazdem nie zajmie naszego stanowiska i jak długo będzie tam stał? I najważniejsze, dlaczego nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, jak długo ładuje się elektryczny samochód?

Jestem też dość łaskawy, pisząc, że podróż wydłużyła się tylko o godzinę. Tyle dodatkowo zajęło mi się wjeżdżanie do miasta, gdzie była stacja ładowania i samo ładowanie, w jedną stronę. Łącznie poświęciłem na obsługę pojazdu około trzech godzin, bo wracałem tą samą drogą i jeszcze w mieście, do którego dojechałem, musiałem odwiedzić ładowarkę, bo nie ogarnąłem od razu sprawy z PIN-em. Jakbym ogarnął, zaoszczędziłbym jedną godzinę.

REKLAMA

W świecie, gdzie mnóstwo osób nie tankuje swojego samochodu, bo to za trudne, elektryczna rewolucja wydaje się być najazdem kosmitów. Gadżeciarze będą zachwyceni, ale ich znajomi będą się na nich dziwnie patrzeć. Nawet nie muszą prosić, żeby odkręcili wodę, bo muszą naładować elektryczny samochód.

zdjęcie otwierające: Karolina Grabowska / Pixabay

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA