REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Samochody używane

Meyers Manx SR jest dziś jeszcze lepszy niż kiedyś. Bardzo kcem go zabrać na Hel

Choć pogoda w Polsce wciąż nie daje zapomnieć o zimie, to prawda jest taka, że wielkimi krokami zbliża się lato, a wraz z nim pojawia się pewien problem. Czym lansować się na Helu w tym sezonie? Proponuję buggy Meyers Manx SR.

20.04.2023
15:01
Meyers Manx SR
REKLAMA
REKLAMA

Wybić się z tłumu na Helu nie jest łatwo. Można mieć śliczne ubrania najbardziej surferskich marek świata oraz najnowszego SUV-a Lamborghini zaparkowanego przed przyczepą kempingową, ale to wciąż będzie tylko „meh”. Na Hel potrzeba czegoś więcej. Żeby być gwiazdą w Chałupach, to musisz mieć coś takiego jak to beach buggy. Oto oryginalny Meyers Manx SR. Jestem więcej niż pewien, że przed jego blaskiem nie oparłaby się żadna niewiasta, która przybyła na półwysep w poszukiwaniu przygód.

Meyers Manx SR
Fot. Steven Bowyer

Meyers Manx SR ma jednego ojca

SR to jedno z dzieł Bruce’a Meyers’a. Kim jest ten Amerykanin? To ojciec chrzestny samochodów typu beach buggy. Bruce był żeglarzem oraz szkutnikiem i wiedział to i owo o włóknach szklanych. Na początku lat 60. zaczął eksperymentować nad stworzeniem lekkiego pojazdu na plażę i tak w 1964 r. światło dzienne ujrzał pierwszy Manx. Było to plażowe buggy z nadwoziem z włókien szklanych osadzone na skróconym podwoziu od chłodzonego powietrzem Volkswagena. Prezentowany model SR to późniejszy projekt z 1970 r.

Fot. Steven Bowyer

Samochód z miejsca stał się kultowy. W sumie Meyers wyprodukował ok. 7000 sztuk oryginalnych zestawów Manx. Tak, Manx to był kit i trzeba było wykończyć go samodzielnie - dlatego każdy z nich jest inny. Powstawały one w różnych wersjach i podobno prezentowany SR nie był kiedyś najbardziej ceniony (Bruce zbudował jedynie 200 sztuk). Co innego dzisiaj, bo widząc ogłoszenie czerwonego Manxa SR w idealnym stanie na Facebook-owym Marketplace sprawia, że już marzę o wakacjach i to nie byle jakich, bo za kierownicą tego klasycznego buggy.

Meyers Manx SR
Fot. Steven Bowyer

Ten egzemplarz wyposażony w silnik bokser o pojemności 1915 cm3 z dwoma gaźnikami Webera, które z pewnością zapewniają solidną dawkę mieszanki powietrzno-paliwowej i silnik ma odpowiednią moc. Motor jest prawie nowy - przejechał raptem 2000 km. Poza tym Manx ma tzw. spaw, co oznacza, że mechanizm różnicowy został przyspawany i koła tylnej osi zawsze kręcą się z tą samą prędkością. Wszystko po to, żeby zapewnić lepszą przyczepność na piasku i przy okazji... driftować? Chyba się da, bo Manx ma manualną skrzynię biegów IRS Pro Street. Bez obaw, SR jest bezpieczny - ma cztery hamulce tarczowe. Opis jego specyfikacji brzmi jak przepis na całkiem szybkiego i zadziornego wariacka.

Meyers Manx SR
Fot. Steven Bowyer

Żeby się przekonać, jak ostro jeździ, to trzeba wyłożyć 25 tys. dolarów. Chociaż może szkoda go bezmyślnie upalać, bo autko ma certyfikat oryginalności - to nie jest żadna podróbka, tylko oryginalny Manx. Pojazd jest obecnie na sprzedaż w miasteczku o nazwie Peru w stanie Indiana - jego import mógłby zająć zbyt dużo czasu, żeby zdążyć na otwarcie sezonu na Helu. No, chyba że auto przyleciałoby do Polski samolotem. A jak ktoś nie ma ochoty na starocia, to bez obaw, bo marka Manx miała reaktywację i jej produkty dostępne są do dziś.

Fot. Steven Bowyer

Dla mnie SR-ka jest podwójnie ciekawa, bowiem w moich oczach wygląda również jak pojazd z filmu Death Race 2000, a to klasyka kina motoryzacyjnego i bardzo mocna pozycja w kategorii filmów dystopijnych.

REKLAMA

Czytaj dalej:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA