Ciekawostki

Kup pan zgniłe Avanti i wyciągnij je z pola. Będziesz pan stylowy jak osiem krów

Ciekawostki 16.01.2023 26 interakcji

Kup pan zgniłe Avanti i wyciągnij je z pola. Będziesz pan stylowy jak osiem krów

26 interakcji Dołącz do dyskusji

Dziwne, dziwniejsze, Avanti – bardzo proszę, oto co znaleźliśmy w ogłoszeniach. To Avanti z 1986 roku – pojazd jednocześnie klasyczny, futurystyczny, wspaniały oraz zapomniany. Teraz może być twój jeśli masz 6,5 tys. dol. i wystarczająco dużo odwagi, żeby go kupić.

O Avanti napomknąłem przy okazji prezentacji bardzo brzydkiego BMW 507. Ne minął tydzień od kiedy napisałem tamten materiał, a tu proszę bardzo – Avanti pojawia się na moim facebook’owym wallu. Gnije w polu w Timmonsville. To miasto w Stanach Zjednoczonych, w stanie Karolina Południowa, w hrabstwie Florence.

Avanti to przypadek amerykańskiego samochodu, który jest zupełnie nieamerykański. Po raz pierwszy pojawił się w 1962 r. i był produkowany w prawie niezmienionej formie przez prawie 40 lat. Premiera Avanti przypada na czasy, kiedy Amerykanie nadal robili bulwiaste, obwieszone chromem i skrzydłami ogromne pojazdy. Ta maszyna była zupełnie inna – ubrana w szczupłą, smukłą karoserię z włókna szklanego, bez grilla wielkości stadionu do futbolu amerykańskiego, bez elementów połyskujących. To dzieło Raymonda Loewy’ego (podobnie zresztą jak paskudne BMW) – ojca m.in. kształtu butelki Coca Coli. W przypadku Avanti Loewy inspirował się Lancią Loraymo. Mówiono, że krzywizna łuku błotnika przypomina trajektorię obiektów wkraczających w atmosferę Ziemi.

Za pierwsze Avanti odpowiedzialny był Studebaker

Samochody wyjechały w 1962 r. z fabryki w South Bend. Pod maską były silniki V8 w kilku odmianach nazwanych R1, R2, R3 oraz R4. W 1964 r. Studebaker wyniósł się z tej lokalizacji, a prawa do Avanti wykupiło dwóch ówczesnych dystrybutorów tych maszyn i tak powstał model Avanti II.

Marka Avanti przechodziła z rąk do rąk, ale samochód wcale nie wybierał się na tamten świat i dostał drugie, a potem trzecie i czwarte życie. Pojazd od strony mechanicznej przez lata coraz bardziej upodabniał się do produktów General Motors. Np. w 1988 r. (tak, model był nadal w produkcji) zupełnie zrezygnowano z archaicznej ramy Studebakera i przeniesiono Avanti na podwozie od Chevroleta Caprice.

Avanti miało być w pewnym sensie lustrzanym odbiciem Bentley’a, czy Rolls-Royce’a zza oceanu. To się nigdy nie udało, ale ciekawie czyta się opisy w których firma aspirowała do tego miana. Dowiadujemy się np., że auta były ręcznie robione. Produkcja każdego z nich wymagała 900 roboczogodzin. Sama tapicerka wymagała skór z 8 krów i szyto ją przez 16 godzin, a potem wygładzano przez 110 godzin.

Avanti znaczy po włosku „naprzód”

Avanti nie chciało umrzeć i było produkowane również w latach 90., a nawet w nowym tysiącleciu. Firma dalej zmieniała właścicieli, a oni wypuszczali coraz bardziej pokraczne wynaturzenia praktycznie nie przypominające już oryginalnego projektu.

Avanti

Egzemplarz widoczny na zdjęciach pochodzi z 1985 r.

Zdążył już wrosnąć w ziemię. Będzie trzeba go wyciągnąć i zabrać lawetą – napisał ogłoszeniodawca. W krótkim opisie znajdujemy stwierdzenie, ze sprzedający zdaje sobie sprawę z tego ile pracy wymaga to auto, ale cena nie podlega negocjacji. W ogóle to nie ma do niego kluczyków.

Niech was nie zmyli całkiem niezły stan karoserii. Pamiętajmy, że jest z włókna szklanego. Wszystko co mogło zgnić jest ukryte pod spodem. Po ramie i zawieszeniu pozostał pewnie jedynie rudy ślad w trawie. Świadczy o tym stan wnętrza – wygląda jakby przeszło przez nie tornado, co akurat jest prawdopodobne w Południowej Karolinie.

Avanti z 1985 r. to jedno z ostatnich, klasycznych Avanti. Z pewnością warto coś z nim zrobić. Odrestaurowanie do oryginału to może przesada, ale taki np. restomod? Ja bym jeździł. Jeśli jednak opcja taka opcja do was nie przemawia, zawsze można zapolować na zadbany egzemplarz. Trzeba się tylko uzbroić w co najmniej 15-20 tys. dol. i w cierpliwość, bowiem większość egzemplarzy na aukcjach to modele z lat 60.

Fot. Harley Sydney

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać