Felietony

Trzeźwy poranek to za mało. Weekendowe wieczory to gorsza patologia

Felietony 06.08.2019 519 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 06.08.2019

Trzeźwy poranek to za mało. Weekendowe wieczory to gorsza patologia

Michał Koziar
Michał Koziar06.08.2019
519 interakcji Dołącz do dyskusji

Poranne kontrole trzeźwości w niedziele i poniedziałki, czasem też soboty to już chleb powszedni. To dobrze, ale prawdziwe jądro drogowej ciemności to weekendowe wieczory.

Czy to w mieście, czy na wsi, kiedy przychodzi piątek ogromna część mieszkańców kraju nad Wisłą wieczorem wychodzi z domów by oddać się narodowej rozrywce – spożywaniu napojów alkoholowych. Pominę to ilu z nich nadużywa tej substancji, uogólniając nie ma w tym nic złego dopóki nikomu nie szkodzą. Sam też często tak spędzam piątkowy czy sobotni wieczór. Problem w tym, że zdarza mi się czasami inaczej pożytkować czas po zmroku w weekend. Np. jadąc gdzieś, bo uwielbiam prowadzić nocą. Problem w tym, że muszę wtedy być jeszcze bardziej czujny niż w dzień.

Królowie nocy.

Piątek, wieczór. Znajoma dzwoni do mnie przerażona i zagniewana jednocześnie. Na parking pod jej blokiem podjechał pewien człowiek. Normalnie ubrany, w średnim wieku, auto kilkuletnie, sprawne technicznie. Ale coś dziwnie parkował, jakby nie mógł trafić w miejsce. Wysiadając prawie się przewrócił, musiał podeprzeć się o samochód stojący obok. W ręce trzymał do połowy opróżnioną butelkę whisky. Znajoma zwróciła mu stanowczo uwagę, że to co zrobił jest skrajnym idiotyzmem. Zaczął się rzucać, że ma prawo jazdy od x lat i lepiej wie co mu wolno. Policja rozłożyła ręce – bez złapania na gorącym uczynku nic nie mogą zrobić. Jak w takim stanie jechał przez Warszawę niezatrzymany?

Sobota, 23:05. Wracam z prac przy polskim Polskim Fiacie. Tankując na stacji niedaleko Zegrza widzę ekipki kupujące zimne napoje. Bassy prawie rozrywają poszycia zarówno nastoletnich Golfów, jak i kilkuletnich Mercedesów. Przy ruszaniu ze stacji pisk opon jest nieodzowny, wyprzedzanie w każdej sytuacji to obowiązek. Do czasu. 2 kilometry dalej widzę niebieskie rozbłyski. Zderzenie czołowe na wzniesieniu, linia ciągła była dla kogoś tylko sugestią, ruch wahadłowy. Czy ktoś z kierujących był pod wpływem? Nie wiem. Ale wielkie kozaki, które 5 minut temu nie mogły znieść widoku Poloneza przed sobą teraz jadą 70 km/h poza zabudowanym. Na jakiś czas im wystarczy.

Niedziela, 21:30. Dzisiaj imprezy kończą się wcześniej, w końcu w poniedziałek trzeba jechać do pracy. Droga wojewódzka 631. Ta sama, na której wczoraj w nocy doszło do wypadku. Żółto-czarna tablica i przydrożne krzyże przypominają, że to nie był pierwszy raz.

Transit przede mną na przemian hamuje i przyspiesza bez żadnego uzasadnienia. Kiedy zjeżdżam do krawędzi pasa, by sprawdzić czy mogę wyprzedzać, dostawczak też się do niej zbliża. Przekracza ją, prosto na czołówkę z autem jadącym z naprzeciwka. Transit odbija w prawo, za późno. Sytuację ratuje szybka reakcja tamtego kierowcy.  Dostawczak nie trafia w pas. Kołem łapie pobocze, chwieje się, ale wraca na jakiś czas na drogę. Przez kolejne kilometry buja się tak od zagrożenia dzwonem do szans na wpadnięcie do rowu. Mój pasażer dzwoni na policję, podaje też w jakim kierunku Transit zjechał z trasy, sygnalizując manewr mruganiem światła pozycyjnego. Migacz nie działał. Czy go zatrzymano? Szczerze wątpię.

A to tylko jeden weekend.

Kierowcy Transita nie skłoniły do myślenia ani krzyże, ani czarny punkt. Sobotni dzwon nikogo niczego nie nauczył. Nikt go nie zatrzymał, nie było żadnego patrolu. Piątkowy pan „mam milion lat prawo jazdy, wiem co robię” przejechał przez Warszawę nieniepokojony, w kolejny weekend zrobi to samo. To tylko zdarzenia z jednego weekendu, a raczej drobny wycinek smutnej rzeczywistości. Tak się dzieje co tydzień i prawie nigdy nie widzę policyjnych kontroli trzeźwości. Mundurowi skupili się na badaniu ludzi, którzy prowadzą na kacu, jakby nie chcieli przyjąć do wiadomości, że wielu nie czeka nawet do rana.

Na nic zaostrzanie kar, na nic kampanie społeczne, jeśli nadal wieczorami będzie można bezkarnie jeździć pod wpływem. Potrzebujemy nie tylko trzeźwych poranków, ale i wieczorów. W weekendy po zmroku na drogach powinno roić się od kontroli drogówki. Część kierowców jest bezczelna. Jeżdżą bezpośrednio po piciu. Będą dalej snuć swoje gadki o tym, że mogą, dopóki policja nie zabierze im prawa jazdy, albo nie stanie się to, co w tę sobotę. Spotykałem takich ludzi, nie da się im wytłumaczyć po ludzku. Wszyscy gadają o Kamilu Durczoku, ale on wcale nie jest wyjątkiem. Ludzie tego typu są wszędzie.

Dlatego potrzeba więcej kontroli w weekendowe wieczory. Niech trzeźwości za kółkiem takie jednostki uczą policjanci zabierający prawo jazdy, a nie kolejne przydrożne krzyże i sprawy w sądzie za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Zaś do kar za jazdę na podwójnym gazie warto by dodać jeszcze jedną. Dbanie o przydrożne krzyże w ramach prac społecznych. Najlepiej z wcześniejszą krótką informacją jaką dokładnie tragedię przypominają. Bez pogadanek. Zostawiać delikwenta na godzinę czy pół godziny sam na sam z krzyżem i jego historią. Bez telefonu, bez towarzyszy niedoli.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać