REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Wiadomości

Politycy nie chcą samochodów elektrycznych. Nie pasują im tylne kanapy

Politycy bardzo chcą, żeby wszyscy w Europie jak najszybciej przesiedli się na auta elektryczne. Problem tylko w tym, że na przykład politycy z takiego kraju jak Holandia, niespecjalnie sami się garną, żeby przesiąść się na takie właśnie samochody. 

14.04.2022
6:58
Mercedes EQS - premiera
REKLAMA
REKLAMA

Holandia miała już wymieniać całą rządową flotę na samochody elektryczne. Ale tamtejsi politycy naprawdę nie chcą rezygnować z dotychczasowych limuzyn. Ciągle wymyślają nowe wymówki.

Holendrzy są najwyższym narodem na świecie. Przeciętny obywatel tego kraju ma niemal 183 cm wzrostu, a obywatelka – prawie 170 cm. Aż jeden na pięciu mieszkańców Niderlandów mierzy powyżej 190 cm. Tak rośli ludzie potrzebują przestronnych samochodów. Zwłaszcza gdy są wożeni na tylnej kanapie.

Tak, jak holenderscy politycy

W kraju tulipanów i wiatraków samochody elektryczne radzą sobie całkiem nieźle. Jest ich na ulicach coraz więcej… ale nie w rządowych flotach. Jak portal Elektrowóz podaje za holenderskim Telegraafem, tylko dwa tamtejsze ministerstwa z 31 wykorzystują auta na prąd. Plan zakładał szybkie zmiany i zastąpienie dotychczasowych wozów spalinowych elektrycznymi również w przypadku innych resortów.

Nic z tego. Póki co, plany zostały odroczone aż do 2028 r. Dlaczego? Argumentów jest kilka.

Ten najbardziej absurdalny dotyczy wygody w drugim rzędzie

Na rynku istnieje obecnie „ograniczona liczba aut elektrycznych”, które na tylnej kanapie oferują wystarczającą ilość miejsca na nogi i nad głową i mają regulowane siedziska lub oparcia – do takiego wniosku doszli holenderscy dygnitarze.

Rzeczywiście, poziom komfortu w drugich rzędach np. w Mercedesie klasy S i EQS jest zupełnie różny. Ten drugi, elektryczny model ma zwyczajną kanapę, a ten pierwszy, spalinowy – małe Bizancjum. Ale czy to aż tak ważne w przypadku podróży polityków, którzy przy dłuższych dystansach i tak wybierają samolot?

holandia
Tak wygląda tylna kanapa Mercedesa EQS.
Mercedes S 500 test
W klasie S jest jednak wygodniej.

Kolejne argumenty są bardziej sensowne

Wspomniano o obowiązujących kontraktach i efektywnym wykorzystywaniu aut, które już są we flotach. Rzeczywiście – z punktu widzenia ekologii, najlepiej byłoby jeździć tym, co jest.

Oprócz tego, samochód do wożenia ważnych polityków musi być zdolny do szybkiego odjechania z miejsca, w którym zrobiło się zbyt gorąco. To oznacza, że musi mieć duży i szybko ładujący się akumulator. Coś w tym jest, choć i tak raczej nikt nie podstawia do wożenia VIP-ów wozów z akumulatorem naładowanym na 1%, a spalinowe limuzyny nie przyjeżdżają na rezerwie.

Najważniejszy argument dotyczy masy własnej

REKLAMA

Auta elektryczne już wyjściowo są ciężkie jak stado słoni i dwie dzielnice Amsterdamu razem wzięte. W przypadku aut służących w ministerstwie, niektóre egzemplarze powinny być dodatkowo opancerzone. To podnosi ich masę do poziomów, na których znają się już tylko fizycy liczący masę planet. No i obniża zasięg.

Podsumowując: w holenderskich gabinetach ktoś zapewne powiedział „z tymi elektrykami to dajcie spokój, kto to słyszał”. Niech obywatele to kupują, ale rząd póki co pocieszy się jeszcze V8 i V12. Z rozkładanymi fotelami.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA