Znalazł jeden sposób na zajęte miejsce parkingowe przy bloku. Sąsiedzi go znienawidzili
Własny garaż to marzenie wielu mieszkańców polskich bloków, a co byłoby gdyby dało się go postawić na miejscu parkingowym? Dodajmy do tego, że wspólnym. Chociaż na chwilkę.
Problemy z parkowaniem zna każdy mieszkaniec dowolnego polskiego osiedla. Nawet te nowe prestiżowe osiedla o pięknych nazwach w rodzaju Green Favela Apartments, gdzie każde miejsce jest sprzedane przez dewelopera konkretnej osobie, po kilku miesiąc zaczynają mieć problemy z samochodami. Mój znajomy kiedyś piękny nazwał to zjawisko, że osiedla są zawalone samochodami, jak trawniki psimi odchodami. W gorszej sytuacji są mieszkańcy starszych bloków, zwłaszcza zarządzanych przez spółdzielnie mieszkaniowe. Tam kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu nikt nie przypuszczał, że można mieć więcej niż jedno auto i 20 miejsc na 100 mieszkań to zbyt mało.
Zajęcie tam miejsca po godzinie 16 graniczy z cudem, a jeżeli jednak się uda, to zaraz pojawia się tajemniczy człowiek, który mówi, że na tym miejscu zawsze parkuje Staszek i żeby stąd szybko oddalić się w podskokach. Krótko mówiąc — jest dramat. Pewien mieszkaniec Ostrołęki postanowił walczyć o miejsce parkingowe w nietypowy sposób. O sprawie poinformował portal eostroleka.pl
Postawił własny garaż na ogólnodostępnym miejscu parkingowym
Historia wyglądała następująco. Żeby nikt mu nie zajął upatrzonego miejsca, to profilaktycznie zajmował przez kilka dni 2 miejsca parkingowe, stawiając wzdłuż nich samochód. Musiał mieć wyrozumiałych sąsiadów, że nie został za to zlinczowany. Pewnego upalnego dnia auto odjechało, a na parking wjechała ciężarówka z garażem, zwanym również blaszakiem.
Mieszkańcy zdziwili się, więc udali się do spółdzielni mieszkalnej z prośbą o wyjaśnienia. Tam okazało się, że to własna inicjatywa sprytnego mieszkańca. Tylko on miał klucze do garażu, więc miał gwarancję miejsca. Na domiar złego kilka dni później umieścił na bramie znak, że jest to miejsce dla niepełnosprawnych. Zapewne wyszedł z dobrze znanego podejścia, które mówi, że dobro wspólne jest niczyje.
Nie nacieszył się jednak długo garażem
Granica bezczelności została przekroczona. Spółdzielnia zgłosiła sprawę do nadzoru budowlanego, urzędnicy przyszli i nakazali rozbiórkę garażu. Szczęście właściciela trwało zaledwie 16 dni. Jestem w szoku, że tak szybko udało się w Polsce załatwić pełną procedurę administracyjną Znam kilka samowoli budowlanych, które od kilku lat sobie stoją i stoją i nic się z nimi nie dzieje. Wracając do właściciela — został pouczony, że ma już więcej tak nie robić. Myślę jednak, że największą karą dla niego będą uśmieszki sąsiadów na jego widok.
Nadal jestem w szoku, że urzędnicy w Ostrołęce byli tak bezlitośni. Zaproponowałbym im prowadzenie szkoleń dla swoich kolegów po fachu z innych miast. Po roku cała Polska byłaby wolna od złego parkowania i samowoli budowlanych.
Co można zrobić w sytuacji, gdy brakuje miejsc parkingowych na takim osiedlu?
Sprzedać samochód, wyprowadzić się, kupić lub wynająć gdzieś miejsce postojowe. Niestety takie są realia, że nigdy nie zbudujemy wystarczającej liczby miejsc parkingowych, żeby zaspokoić potrzeby absolutnie każdego właściciela samochodu. Czasem będziemy po prostu dłużej poszukać wolnego miejsca w okolicy, a czasem przyjdzie nam pokonać kilkaset metrów do domu. Takie są uroki życia w mieście. Można się do tego przyzwyczaić, albo wyprowadzić się gdzieś dalej.