Przegląd rynku

Przegląd rynku: nowy kompakt z napędem na przód. Ale ma być P R E M I U M

Przegląd rynku 26.11.2019 230 interakcji

Przegląd rynku: nowy kompakt z napędem na przód. Ale ma być P R E M I U M

Piotr Barycki
Piotr Barycki26.11.2019
230 interakcji Dołącz do dyskusji

Odwieczne pytanie – co wybrać: BMW serii 1, Mercedesa klasy A czy Audi A3? A może trochę rozbudujmy to pytanie i dorzućmy do układanki… Kię i Mazdę? Tak, dobrze czytacie.

W ten sposób mamy wszystko – złotą trójkę kompaktów premium, modnego crossovera i samochód marki, która chce być premium – a przynajmniej tak się wycenia.

Będzie ciekawie.

Jakie BMW serii 1 wybrać?

Szalonego wyboru w gamie silnikowej – przynajmniej na razie – niestety nie ma. Z benzynowych wersji jest albo 118i (140 KM), albo od razu najmocniejsze i najdroższe M135i xDrive (306 KM). Więcej jest diesli – anemiczne 116d (przypadkiem oznaczenie zgadza się z mocą), 118d (150 KM) i 120d xDrive (190 KM).

Załóżmy, że przyzwoitym wyborem będzie 118i. Niby tylko 3 cylindry, ale 140 KM i 8,5 s do setki – także z automatyczną, dwusprzęgłową przekładnią, którą wybieramy. Cena? Jak na razie 114 405 zł.

Do tego przydałby się chociażby pakiet wyposażenia Advantage (tempomat, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, dodatkowe schowki), lakier (stawiam na szary mineralny), LED-owe reflektory główne i przeciwmgielne, regulacja podparcia lędźwiowego w przednich fotelach, podgrzewanie przednich foteli, automatyczna klimatyzacja, komfortowy dostęp i przyciemniane wsteczne lusterko.

Jakiegoś przesadnego bogactwa może i nie ma, ale trudno było napisać, że to nieprzyzwoity golas. Oczywiście niektóre rzeczy mogą trochę razić – przykładowo auto porusza się na 16-calowych felgach i ma materiałową tapicerkę. Ale zmianę tych elementów trudno uznać za rozsądne działanie. Ewentualnie, jeśli planujemy auto wykupić, a potem mieć szansę sprzedać – warto doliczyć M Pakiet, bo kto chce BMW bez M Pakietu? No właśnie.

Wyszło 133 865 zł. Z większymi kołami, sportowymi dodatkami i tak dalej, pewnie przekroczylibyśmy z powodzeniem 150 000 zł…

Oczywiście zawsze można kupić to, co już jest, ale wielkiego wyboru raczej nie ma. Przynajmniej na Otomoto, bo figuruje tam zaledwie 51 nowych egzemplarzy, z czego pewnie część to tylko ogłoszenia.

Nie zmienia to jednak faktu, że można popróbować. Przykładowo tutaj jest chyba najtańsza dealerska opcja – o 14 000 zł taniej niż nasza konfiguracja (ale też biedniej). W okolicach naszej ceny można natomiast polować już na wersje M Sport. Oczywiście to tylko nazwa wyposażenia – w żadnym przypadku nie kupimy za tyle nowego M135.

Jak więc odpowiada na to wszystko konkurencja?

Mazda 3

Tak, powinien być tutaj teoretycznie Mercedes klasy A albo Audi A3. Tylko… dlaczego?

Tym bardziej, że Mazda 3 jest aktualnie w wersji bazowej wyceniona na ok. 94 000 zł. Mercedes klasy A – na 97 800 zł. Mazda gra więc w jednej lidzie z dużymi chłopcami, a przynajmniej chce sprawiać takie wrażenie.

Nie ma przy tym sensu przebijać się przez wszystkie wersje wyposażeniowe Mazdy 3. Z takimi pieniędzmi, jakie możemy wydać na BMW, idziemy prosto po największy wypas.

W rezultacie trafiamy na wersję wyposażenia Enso, która ma absolutnie wszystko. 18-calowe felgi, czerwoną, skórzaną tapicerkę, adaptacyjny tempomat, elektrochromatyczne lusterko wsteczne i lusterka boczne, LED-owe reflektory matrycowe, 12-głośnikowy zestaw audio BOSE, kamery 360 stopni, HUD-a, klimatyzację automatyczną, podgrzewanie foteli i elektryczne składanie lusterek (w BMW to opcja).

Do tego dobieramy jeszcze silnik Skyactive-X 2.0 o mocy 180 KM, łączony z automatyczną przekładnią o 6 przełożeniach. Mamy więc silnik większy, o większej liczbie cylindrów, bez turbodoładowania, a do tego minimalnie szybszy w sprincie do 100 km/h.

Cena? Niestety aż 142 400 zł z automatem i napędem na przód albo 134 400 zł z manualem. Oczywiście zamiast Enso można wybrać Hikari i zrezygnować z kilku dodatków (np. specjalnej tapicerki), ale za to zmieścić się w 135 400 zł z 2-litrowym silnikiem i z automatyczną przekładnią. Ba, za 137 400 zł możemy połączyć ten silnik z napędem na obie osie (i manualną skrzynią biegów).

Pytanie, czy warto dać prawie 140 000 zł za dopasioną pod korek Mazdę 3? Z drugiej strony – czy warto dać ponad 130 000 zł za zaledwie przyzwoite BMW?

O dziwo na stocku szału nie ma. Za 2.0 180 KM i wyposażenie Hikari zapłacimy 133 900 zł. Tak jakby bez łaski…

Mercedes klasy A

Szesnaście. Tyle wersji napędowych Mercedesa klasy A można zamówić. I jest prawie wszystko – od żenująco wolnych diesli, przez średnio mocne wersje benzynowe, aż po hybrydy plug in i potężne wersje AMG. Jest napęd na przód, jest napęd na obie osie. I zawsze są minimum 4 cylindry. Ok – maksimum też, ale mniejsza z tym. I tak jest imponująco i premium.

Jest też… drogawo. Za wersję 200 (1,33 l i 163 KM), która będzie trochę szybsza (8,2 s) od BMW, musimy zapłacić 123 400 zł i… wsiadając do samochodu nasze wyobrażenie o premium rozbije szpetna gałka zmiany biegów. Można oczywiście obniżyć cenę i polować na podobną liczbę koni (A 180 ma ich 136), ale różnica w przyspieszeniu będzie trochę zbyt duża (9,2 s), choć różnica w cenie pozostanie kusząca (110 500 zł). Wybierzmy jednak tego szybszego.

Temu szybszemu dokładamy automatyczną przekładnię i… trochę kończy nam się budżet, bo ten dodatek kosztuje 9000 zł i już mamy na liczniku 132 400 zł. Ale dobijmy do 140 000 zł – w końcu w leasingu nie będzie to wielka różnica.

Co dodajemy? Lakier, bo BMW też nie miało bazowego. Felgi zostawiamy – i tak są o cal większe niż u rywala (ale mniejsze od Mazdy). Kolejny plus – tapicerka z dodatkiem skóry Artico nie wymaga dopłaty. Dopłaciłbym jeszcze do trójstrefowej klimatyzacji (w standardzie jest 1-strefowa), foteli wielokonturowych (przy okazji wjeżdża pełna tapicerka ze sztucznej skóry) i.. już mamy 141 560 zł. Zabrakło chociażby na podgrzewane fotele, CarPlaya i Android Auto, ładniejsze, większe ekrany i… no nie powiem, żebym był przesadnie zadowolony z tego zestawu. A już na pewno kilka razy zastanowiłbym się, czy jest sens kupować taką konfigurację.

Zerkam więc zdesperowany na stocki, czy jest coś lepszego w gotowcu.

Kusiłby mnie sedan, ale nie o nim te kalkulacje. Nada się natomiast 163-konna odmiana w wersji Style z niezłą listą dodatków – bezkluczykowym dostępem, dużymi wyświetlaczami, sportowymi fotelami i ceną katalogową na poziomie prawie 160 000 zł.

W okolicach 130 000 zł będzie natomiast trochę smutniej, bo przeważnie w grę wchodzą albo modele demo/lekko używane, albo wersję 180. Albo jedno i drugie, opakowane jeszcze chyba dla zabawy w pakiet AMG.

AMG musi być dumne z tego, że zdobi 136-konne kompakty, które do setki potrzebują ponad 9 sekund.

Audi A3

Z racji wieku można już A3 powoli pytać o to, czy nie ma może problemów z nietrzymaniem oleju, ale to wciąż uczciwe auto, które mimo mijających lat nadal rozważa się jako alternatywę dla BMW i Mercedesa.

Niestety gamie silnikowej A3 obecnie bliżej do… Mazdy. Do wyboru jest 35 TFSI z manualem albo S tronikiem i 40 TFSI z S tronikiem i napędem na obie osie. 142 700 zł to jednak trochę za dużo, zostajemy przy 35 TFSI S tronic za 121 600 zł.

Standardowo dorzucamy lakier metaliczny, zostawiamy imponujące 16-tki, dorzucamy LED-y (choć pewnie ksenony też są ok), zachowujemy niestety materiałową tapicerkę i – co odbieram jako obrazę majestatu – dopłacamy za kierownicę wielofunkcyjną. Poważnie. Mało tego! Dopłacamy też za to, że jest obszyta skórą. Trochę jakby konfigurator właśnie napluł nam w twarz.

Ok, dorzucamy jeszcze pakiet Comfort, żeby mieć czujniki parkowania z przodu i z tyłu w komplecie z automatyczną klimatyzacją, integrację ze smartfonem w parze z pakietem Technology i dynamiczny układ kierowniczy z obniżonym zawieszeniem. A co tam!

Kończymy na 139 910 zł, co jest bardzo przyjemnym wynikiem, biorąc pod uwagę chociażby to, że auto jest minimalnie mocniejsze (150 KM) i minimalnie szybsze (8,2 s) od BMW. Do tego spokojnie dałoby się żyć bez tych ostatnich dodatków (z wyjątkiem pakietu Comfort), co dodatkowo obniżyłoby cenę.

Nie można jednak ukrywać, że niektóre rozwiązania z bazowej wersji to wstyd i hańba.

Z drugiej strony – trzeba być wyjątkowo rozrzutnym, żeby w tym momencie konfigurować własne A3. Szczególnie że na stocki można znaleźć rabaty rzędu 47 tys. zł. Albo nawet większe.

Ps. Cylindry oczywiście cztery!

Mini Clubman

Tak, jest ciut mniejszy od BMW serii 1. Ale są trzy powody, dla których tu się znalazł. Po pierwsze – jest jednak całkiem premium, jeśli chodzi o postrzeganie go, a już na pewno bardziej niż jakiś Golf czy inne 308. Jest też drogi, a gdyby tego było mało – zbudowano go na tej samej płycie podłogowej co serię 1.

NA JCW niestety nam nie wystarczy (weźcie kredyt, zmieńcie pracę i niech wystarczy), za to możemy przymierzyć się do Coopera S (192 KM). Tak, nie zostaje wiele na dodatki, bo ze skrzynią automatyczną kosztuje 125 781 zł (fani sportowego automatu niech dorzucą 2000 zł), ale raz się żyje, niech będzie ogień. Za napęd na obie osie podziękujemy, bo miały być przody.

Ponownie dokładamy lakiery, nie ruszamy 17-calowych felg, inwestujemy w półskórzaną tapicerkę (chociaż pół jest tutaj trochę na wyrost), wrzucamy sportowe zawieszenie, automatyczną klimatyzację, podgrzewanie foteli i to w sumie wystarczy. 136 764 zł. Jak na auto z 7,2 s do 100 km/h – rewelacja.

I w tym miejscu mam spory dylemat. Bo może warto poszukać Clubmana na stocku, np. po to, żeby trochę zaoszczędzić – chociażby na takim egzemplarzu można zaoszczędzić prawie 20 tys. zł, ale niestety to egzemplarz demo (ale świeżo po liftingu).

Gdybyśmy podnieśli poprzeczkę do 150 000 zł – ok, tutaj już są zniżki po 30 000 zł i więcej.

Jeśli natomiast będziemy polować na 192 KM, to wybór będzie mniejszy, a raczej droższy. Nie wspominając już o tym, że duża część radości z Mini to właśnie jego konfiguracja pod siebie, w tym kolorystyczna. A takie Mini ze stocka już nam tej radości nie dostarczy.

Kia Xceed

Kia Xceed 1.4 T-GDI test 2019

Co za debil, najpierw porównuje BMW do Mazdy, a potem do Kii. Ale w sumie – dlaczego nie? Może gdyby chodziło o dopasione pod koreczek M135, to dwa razy bym się zastanowił. A tak? A tak mówimy o kompaktowym, przednionapędowym, 3-cylindrowym samochodzie z wyposażeniem na poziomie nie ma lipy, ale królami świata nie jesteśmy. Dlaczego więc zamiast prestiżowemu BMW nie przyjrzeć się Kii z modnym, podniesionym nadwoziem?

Tym bardziej, że – uwaga – Xceeda też da się skonfigurować w okolicach ceny BMW 1. Zaczynamy od wersji wyposażenia XL, silnika 1.6 T-GDI 204 KM z 7-stopniowym automatem i już mamy 124 990 zł. Do tego obowiązkowy złoty lakier, dach panoramiczny, adaptacyjny tempomat, skórzana tapicerka i wentylowane fotele i… wow, 139 890 zł. A jeszcze został do dokupienia alarm, nie mówiąc o listwach dekoracyjnych chromowanych lub satynowych, z których każda kosztuje ok. 400-500 zł.

Ok, może te wentylowane fotele były przesadą, ale hej – pewnie coś uda się urwać w salonie.

Jedyne, co może trochę rozczarowywać, to to, że Xceed z 204-konnym silnikiem nie jest najszybszy w zestawieniu. Niestety kompaktowy crossover musi ustąpić mniejszemu rywalowi od Mini, ale 7,5 s do 100 km/h robi wrażenie. I pozwala objechać spod świateł Mercedesa, BMW, Audi i Mazdę. A na swoich 18-calowych felgach, robi pewnie lepsze wrażenie niż konkurencja, której w większości wystarczają 16 i 17.

Ok – innym problemem przy tak dopasionym Xceedzie może być utrata wartości. Nie wiadomo, czy kupujący od nas doceni to, że zaznaczyliśmy każdą możliwą opcję w konfiguratorze. Śmiem wątpić.

Z drugiej strony dealerzy chyba niespecjalnie w to wierzą, bo auta – jak na świeżynki przystało – raczej nie są specjalnie rabatowane na stockach. Tutaj mamy konfigurację podobną do naszej, tańszą o zaledwie kilka tysięcy złotych, a i to głównie do momentu, kiedy doczytamy o tym, że nie ma uwzględnionej opłaty za lakier. Tutaj z kolei zniżka wynosi ok. 7000 zł, ale uwzględnia rabat dla wybranych grup zawodowych.

Łatwo więc nie będzie.

To co wybrać?

Mamy tutaj dwie ciekawe walki – stare (A3) z gigantycznymi rabatami kontra nowe (Mercedes klasy A, BMW serii 1) i premium kontra nie-premium. I żeby nie było łatwo – wszyscy tutaj mają swoje argumenty.

BMW serii 1 jest przykładowo tańsze – i to zauważalnie – od klasy A, choć niestety nie obywa się bez ofiar w postaci jednego cylindra. Klasa A kusi ciut lepszymi osiągami, ale za to w dopuszczalnej cenie wygląda totalnie niesatysfakcjonująco. Mini Clubman z kolei objeżdża całe towarzystwo, mieści się w budżecie, a jeśli nie jest premium, to pewnie jest cool. Nawet taki lekko biednawy.

Co do drugiego pojedynku – to kwestia mocno subiektywna, ale zaglądam do tych wnętrz, oglądam te karoserie Mercedesa, BMW i Audi, i nie potrafię się w nich doszukać tego błysku prestiżu, premiumu i ogólnego bogactwa. Ani te auta nie są jakieś przyjemnie szybkie, ani nie będą magicznie niosły mojego tyłka ponad powierzchnią poniszczonego asfaltu, ani nawet nie rozpieszczą mnie dodatkowym wyposażeniem. Raczej wręcz przeciwnie – będą straszyć zaślepkami, wielkimi ramkami dookoła sztucznie pomniejszonych ekranów (kosztujących pewnie w hurcie 5 dol.), przypominając o pieniądzach, które powinienem był wydać.

Oczywiście nikogo nie będę zmuszał do zakupu Kii za 140 tys. zł (chyba że będzie to Stinger w jakiejś super ofercie), ale trudno też byłoby mi go przekonywać do zakupu auta kompaktowego z ładniejszym znaczkiem za tyle samo pieniędzy, gdzie siedzi się na szmacianej tapicerce, którą podgrzewać trzeba we własnym zakresie…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać