REKLAMA

Próbuję uciec przed Elonem Muskiem. Nie jest to łatwe zadanie

Toksyczne media społecznościowe tak nas uzależniły od gwałtownych reakcji, że bez dawki codziennego oburzenia coraz trudniej funkcjonować. Możesz uciec z nieprzyjemnego miejsca, ale wieści i tak cię dogonią.

Próbuję uciec przed Elonem Muskiem. Nie jest to łatwe zadanie
REKLAMA

Nie byłem zwolennikiem exodusu. Opuszczenie było kuszące, ale jednocześnie wiedziałem, że problem nie zniknie, kiedy zamknę oczy. Wspierałem się opinią Jenny Odell. Autorka książki „Jak robić nic?” twierdziła, że wypięcie się na duże platformy to walka na niewłaściwej płaszczyźnie. Powinniśmy raczej nauczyć się zrozumieć algorytmy, próbować je przechytrzyć, działać tak, żeby odzyskać kontrolę nad własną uwagą i świadomie z niej korzystać.

REKLAMA

Im dłużej patrzyłem na Twitter w ostatnich tygodniach, tym bardziej się z tym nie zgadzałem. Niby dlaczego mam przebywać w miejscu, które zwyczajnie mnie męczy. W imię czego? Jak mam wykiwać algorytmy, które działają na moją zgubę, a w tej walce wygrać może tylko jedna strona - nie moja.

Można ćwiczyć grę w karty przy stole pełnym szulerów, ale w końcu cierpliwość się skończy. Jasnym stało się, że nie czeka na mnie lepsza opcja – to nie tak, że jeśli pominę wszystko, co złe na Twitterze, dogrzebię się do skarbu. Nie przeczę, że dalej z serwisu korzystają ciekawe osoby i publikują sporo wartościowych opinii, ale dalsze bycie na Twitterze pomimo jego wad zwyczajnie przestało mi pasować.

Tym bardziej że chęć opuszczenia Twittera przestała sprowadzać się wyłącznie do tego, że z Elonem Muskiem się nie zgadzam. Sprawa zaczęła robić się znacznie poważniejsza. Jak trafnie ujął to Maciej Gajewski:

Tu nie chodzi o opinię o obyczajowości, optymalizacje podatkowe czy ideologie. Elon Musk prowadzi Polskę do rosyjskiej strefy wpływów, wyzywa publicznie ministra Sikorskiego. Elon Musk publicznie zasugerował, że wyłączenie systemu Starlink dla Ukrainy doprowadziłoby do załamania się frontu. W odpowiedzi Radosław Sikorski przypomniał, że Polska przeznacza rocznie ok. 50 mln dolarów na finansowanie terminali Starlink dla ukraińskiej armii poprzez Ministerstwo Cyfryzacji. Musk odpowiedział wówczas Bądź cicho, mały człowieczku, podważając nie tylko autorytet ministra, ale także wiarygodność Polski jako partnera technologicznego.

Nie chcę być częścią społeczności budowanej przez takiego człowieka – podsumował Maciej. Miałem podobnie, dlatego zdecydowałem się skasować konto.

Dalej z entuzjazmem śledzę rozwój platformy Bluesky, ale zaczęła doskwierać mi jedna rzecz

Nie ma dnia, kiedy nie widziałbym jakiegoś wpisu z Twittera. Najczęściej udostępniany zrzut ekranu to komentarz Elona Muska, czasem opinia wygłaszana przez innego użytkownika „iksa”. Chciałem się odciąć od Twittera, a tymczasem dalej pod nos podsuwano mi to, od czego uciekałem. Tyle że nie było to dziełem algorytmów – i to akurat ważne – ale samych użytkowników, którzy dalej żyli tym, co dzieje się tam.

Czego właściwie oczekiwałem? Ha, powiedzą krytycy, zamarzyła mi się po prostu jeszcze jedna banieczka, rzecz jasna bez tych, którzy myślą inaczej. Narzekam na złe algorytmy, a przeszkadzają mi, bo się nie zgadzam. Nie do końca o to chodzi, ale na potrzeby wewnętrznego sporu przyjąłem te zarzuty i odparłem wprost: tak, a w czym problem?

No właśnie – co jest złego w tym, że chce się odpocząć od przytłaczającej atmosfery, od kąśliwych, agresywnych dyskusji, od nieprowadzących do niczego awantur? Kiedy spotykamy się ze znajomymi w kawiarni, nie zapraszamy wszystkich bywalców do stołu i nie oczekujemy, że każdy zabierze głos w omawianej przez nas sprawie, zderzając ze sobą różne opinie. Może to i nawet szkoda, bo spotkanie się twarzą z twarz to jednak coś innego, niż dyskusja w sieci. Szczególnie ta na Twitterze, gdzie nie o rozmowę chodzi, a obrzucenie oponenta lawiną kłamstw, manipulacji i złości. A mimo tego nie brakuje osób mówiących, że trzeba otwierać się i na to, wszak warto rozmawiać, brać pod uwagę różnice. Dziwnym trafem pozostają wyłącznie różnice, na dodatek brzydko pachnące wschodnią propagandą. Co z tego, mówią, media społecznościowe takie mają właśnie być. A jak komuś to nie pasuje, to znaczy, że chce się zamykać w bańkach, grupach wzajemnej adoracji, gdzie panuje jednomyślność i zgoda, o ile ma się właściwe poglądy.

Co więcej, nawet jeśli Bluesky jest taką bańką, to raczej dobrze, że mimo wszystko się nie odcina. Użytkownicy nie zamykają oczu i nie udają, że tamtego świata nie ma, a to wszystko się nie dzieje, tylko trzymają rękę na pulsie.  

Tylko że prawdę mówiąc – czasami chciałbym przymknąć oczy

A na pewno chciałbym, żeby funkcjonowanie w mediach społecznościowych skierowało się na inne tory. Naprawdę nie każdy komentarz, nawet nie każda afera zasługuje na nasze oburzenie. Pisał o tym Rafał Gdak w swoich postanowieniach na nowy rok:

Przyglądam się swoim emocjom w takich chwilach i wiem, że czytanie takich treści zwyczajnie mi szkodzi. Od jakiegoś czasu ćwiczę się w nieuleganiu tym falom emocji. Co robię? Gdy natężenie hejtu jest duże, po prostu przestaję czytać. Coraz częściej jednak po prostu unikam treści żerujących na emocjach. Nie chodzi tylko o media społecznościowe, ale media w ogóle i polityków podsycających konflikty.

Przesiadka na Bluesky pokazuje, jak trudne jest to zadanie. Wiele osób tak bardzo uzależniło się od bulwersu, że musi przyjąć codzienną dawkę. Nawet na siłę: zobaczcie, jakie bzdury tam wygadują! Oburzcie się razem ze mną! Tu wreszcie możemy pooburzać się na spokojnie, tak jak tylko my chcemy.

A ja nie chcę się oburzać.

Problem nie dotyczy więc wyłącznie samej platformy, a raczej tego, co media społecznościowe z nami zrobiły

Nie winię wcale ofiary. To w zasadzie zrozumiałe. Jeśli przeglądanie czy to Twittera, czy Facebooka sprowadza się właśnie do tego, że raczej prędzej niż później zobaczymy coś, co ma wywołać w nas negatywne emocje, zaczniemy grać w tę grę. To wejdzie w krew.

Wbrew pozorom to wcale nie oznacza, że decyzja o opuszczeniu Twittera była zła, alternatywy nie ma, media społecznościowe są skończone, a jedyne, co pozostało, to zaakceptować smutny fakt. Plusem Bluesky jest to, że mogę znowu prowadzić rywalizację na własnych zasadach. Na Twitterze – i niestety na Facebooku – naprawdę trudno odgrodzić się od wpisów, których oglądać się nie chce. Klikanie „zablokuj” nic nie da, w miejsce jednego profilu przyjdzie dziesięć kolejnych. I to nie przenośnia, nie przesadzam, całkiem niedawno prowadziłem właśnie taką bezsensowną walkę. Zablokowałem profil, więc w nagrodę dostałem inne kolportujące ten sam rasistowski, wstrętny obrazek.

Cel tych platform jest jeden – mam się wkurzyć, mam się zdenerwować, mam odpisać, mam się wewnętrznie oburzyć, a przede wszystkim mam być w tym miejscu. Hejterska Hydra wygrywa.

W przypadku Bluesky – jeszcze? – tego nie ma. Mogę, jak pisała Odell, ćwiczyć uwagę. Świadomie z niej korzystać. To ciągle jest przestrzeń pozwalająca się nie oburzać, jeśli tego nie chcę.

REKLAMA

Ciągle, być może naiwnie, wierzę, że za sprawą takich alternatywnych platform jesteśmy w stanie stworzyć inne media społecznościowe. Tyle że misja jest trudna, bo nie chodzi wyłącznie o znalezienie miejsca dla siebie, a gruntowną zmianę podejścia związanego z tym, czego od nich oczekujemy. Przez lata byliśmy zaganiani w róg i oczekiwano jednej reakcji: oburzenia. Trzeba w końcu spróbować odpowiedzieć inaczej.

Zdjęcie główne: Ariyanto / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-17T16:38:46+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T15:06:31+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T07:25:26+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T06:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-16T19:23:56+01:00
Aktualizacja: 2025-03-16T16:21:32+01:00
Aktualizacja: 2025-03-16T08:20:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-16T07:50:00+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA