Kupiłem słuchawki za 2 zł, żebyście wy nie musieli. Lepiej było oddać te pieniądze potrzebującym
Obok takiej okazji nie mogliśmy przejść obojętnie. W weekend udało mi się kupić na promocji słuchawki e5 Pro Active RE02049 za… 2 zł. I mogę powiedzieć, że było to prawdopodobnie najgorzej wydane 2 zł w moim życiu.
Czwartek, 22:14. Na firmowym Slacku wydawca wrzuca mi informację o mega promocji na Pepperze. W RTV Euro AGD można kupić słuchawki za… 2 zł! Promocja niebagatelna, bo zwykle ich cena wynosi 29,90 zł.
Czwartek, 22:16. Nie zwlekam ani chwili. Wiedziony zakodowaną głęboko w DNA cebulą klikam „kup”. Oczywiście nie decyduję się na dostawę do domu. Nie jestem frajer, nie zapłacę nawet 8,99 zł za paczkomat, kiedy trafiła mi się okazja życia i słuchawki za 2 zł. Płatność przelewem? Nie, dziękuję. Prowizja za płatność elektroniczną prawdopodobnie byłaby wyższa niż koszt słuchawek.
Zamawiam z odbiorem w sklepie.
Sobota, 15:35. Wchodzę do sklepu i pokazuję sprzedawcy numer zamówienia. Sprzedawca za ladą wklepuje dyktowany numer do systemu, zerka na półkę, przegląda wzrokiem leżące tam paczki. „Zamówienie czeka na magazynie, proszę chwilę poczekać” – mówi. „Nic nie szkodzi, poczekam” – odpowiadam.
Po chwili sprzedawca wraca z moimi słuchawkami. Nabija na kasę. Zerka na mnie. Ja zerkam na niego. On na mnie. Ja na niego. Widzę to nieme pytanie w jego oczach – „dlaczego?”. Równie niemym spojrzeniem odpowiadam – „dla dobra nauki”.
Wyjmuję z kieszeni przygotowany uprzednio bilon. Mieniąca się w świetle walących po oczach lamp na suficie dwuzłotówka ląduje w dłoni sprzedawcy. „Reszty nie trzeba” – mówię. Chwytam paragon i wychodzę ze sklepu. Jest 15:41.
Dziesięć minut później jestem już w domu. Niecierpliwie rozrywam opakowanie. I już wiem. Już wiem, że te dwa złote lepiej było rzucić bezdomnemu przed galerią handlową.
E5 Pro Active RE02049 to najgorsze słuchawki, z jakimi zetknąłem się w całym moim życiu.
Nie chcę brzmieć melodramatycznie, ale swoje w życiu widziałem i słyszałem. Wychowałem się w czasach przenośnych empetrójek „pastylek”, do których dodawane były najgorszej jakości słuchawki, jakie można sobie wyobrazić. I nawet one brzmiały lepiej od tego… czegoś, na co wydałem 1,99 zł.
Ale od początku. Zacznijmy od jakości wykonania.
Ta, jakby to delikatnie ująć, jest adekwatna do ceny. I to nie ceny rynkowej – ta wynosi 29,90 zł – lecz do ceny promocyjnej. Dokładnie tego się spodziewałem po produkcie za 1,99 zł, więc nie czułem się jakoś przesadnie rozczarowany. Gdybym wydał na te słuchawki 29,90 zł, czułbym, jakby ktoś napluł mi w twarz.
Słuchawki są wykonane dramatycznie źle. Sam nie wiem, co jest u najgorsze:
- Odstające drobiny plastiku na słuchawkach, które ranią skórę po włożeniu słuchawek do uszu?
- Resztki kleju dookoła jacka 3,5 mm?
- Przewód o grubości i wytrzymałości makaronu ryżowego?
- Gumowe nakładki cieńsze od papieru, na którym wydrukowana jest Biblia Tysiąclecia, które brudzą się jak nic innego?
- Plastikowe zauszniki, które są tak giętkie, że w ogóle nie trzymają słuchawek w uszach?
Ja rozumiem, że za jakość się płaci, ale szanujmy się – pierwsze lepsze pchełki dodawane do telefonu za 600 zł (czy do wspomnianej empetrójki sprzed lat) są lepiej wykonane.
Ach, byłbym zapomniał – nie dajmy się nabrać na słowa „pro” i „active” w nazwie. Obok „pro” te słuchawki nie leżały, a najbardziej ambitna aktywność jakiej można się oddać nosząc te słuchawki, to spacer do najbliższego kosza na śmieci.
E5 Pro Active RE02049 to też najgorzej grające słuchawki, z jakimi miałem do czynienia.
Kojarzycie stare budziki z wbudowanym radiem FM? Takie najmniejsze, wielkości co najwyżej przeciętnego głośniczka Bluetooth?
Podobnej jakości dźwięku można się spodziewać po słuchawkach E5 Pro Active RE02049, tyle że w tej analogii budzik jest zepsuty i gra za ścianą. Wtedy robi się adekwatnie.
Te słuchawki nie brzmią. Nie „brzmią fatalnie”, a po prostu nie brzmią. Grają trochę tak, jakby ktoś wcisnął głośnik do obudowy wielkości pudełka od zapałek. Albo tak, jakby ktoś wziął equalizer i wyciął wszelkie tony niskie, całą górę i zostawił sam środek, podbijając go maksymalnie.
Nic w tych słuchawkach nie brzmi chociażby akceptowalnie. Dźwięk sprawia wrażenie jakby dobywał się zza ściany albo spod wody. Szczegółowość: zero. Do tego wystarczy nieco mocniej podbić głośność, by wszystko zaburczało rasowym przesterem.
To może chociaż do słuchania podcastów i audiobooków te słuchawki się nadają? Otóż… nie, nie nadają się.
Po pierwsze dlatego, że są cholernie niewygodne. Nie da się w nich wysiedzieć dłużej niż kilka minut nie czując dyskomfortu, podnoszonego dodatkowo przez wspomniane opiłki plastiku na słuchawkach.
Brzmienie ludzkiego głosu również jest w nich fatalne i niewyraźne. Środek pasma jest tak podbity, że ludzka mowa zlewa się do ledwo rozróżnialnego bełkotu, i to niezależnie od tego, czy mówimy o głosie męskim, czy żeńskim.
Na osobne słowa zasługuje mikrofon. Bo w końcu jak przystało na produkt za 30 (czy też 2) zł, przez te słuchawki można prowadzić rozmowy. Tyle że nie życzę nikomu, by kiedykolwiek musiał to robić.
Mikrofon prezentuje jakość dźwięku ledwie oczko wyższą od najtańszej, najpodlejszej krótkofalówki. Nagrywa niewyraźnie, przerywa w trakcie nagrań i jest w zasadzie nieużywalny.
Pointą tych wywodów niech będzie fakt, że w chwili gdy pisałem kilka powyższych akapitów, prawa słuchawka umarła. Przestała grać. Słuchawki nadają się już tylko na śmietnik, bo przecież nie będę przechodził przez czasochłonną procedurę reklamacji tylko po to, by odzyskać 2 zł, lub – broń Boże! – otrzymać nowy egzemplarz słuchawek.
Taki elektrośmieć nigdy nie powinien był trafić na rynek.
Nie bójmy się tego powiedzieć – te słuchawki, podobnie jak większość najtańszej elektroniki, jaką zwykle możemy kupić na chińskich bazarkach, to elektrośmieci. Produkty fatalnej jakości, przyczyniające się do wzrostu zanieczyszczenia na świecie w trakcie produkcji, emisji CO2 w trakcie transportu i zaśmiecania planety pod wyjęciu z pudełka.
Absolutnie nic nie usprawiedliwia zakupu takiego… czegoś. Nic. Równie dobrze można wziąć 30 zł i spuścić je w toalecie.
Dlaczego więc takie produkty w ogóle powstają? Bo rynek na to pozwala.
Masowa produkcja dóbr w Chinach sprawia, że wytworzenie takich słuchawek to zapewne koszt nieprzekraczający złotówki per egzemplarz, jeśli tylko zamówić ich odpowiednią ilość. A nawet gdyby to były 2 zł, to koszt produkcji jest znikomy, a marża na taniźnie – ogromna.
Producenci takich elektrośmieci zarabiają na nich ogromne pieniądze, jednocześnie zalewając rynek trefnymi półproduktami, które nie dość, że są fatalnej jakości, to jeszcze bardzo szybko się psują.
Wiecie jednak, co jest jeszcze gorsze od producentów zarabiających na produkcji elektrośmieci? Fakt, że jest na nie popyt.
Gdyby ludzie nie kupowali słuchawek za 2 zł, nikt by ich nie produkował. Ale ludzie kupują. I to masowo. Taką taniznę znajdziemy wszędzie – od szanowanych sieci sprzedaży, poprzez sklepy ze wszystkim typu Pepco czy TK Maxx aż po wspomniane już chińskie bazarki. Do chipsów mogliby je dodawać.
Rozumiem, że taki produkt przemawia do konsumenta niską ceną. 2 zł, a nawet 30 zł, to wydatek, na który może sobie pozwolić każdy, nawet nieszczęśnicy żyjący na skraju ubóstwa. Tyle że… tacy ludzie tym bardziej powinni cenić swoje pieniądze. A jeśli kupujesz słuchawki tego typu, tak niskiej jakości, to ewidentnie swoich pieniędzy nie cenisz i nie szanujesz swojej pracy, wydając jej ciężko zarobione owoce na produkt, który nigdy nie powinien był ujrzeć światła dziennego.
Chyba nie muszę dodawać „nie kupujcie”. Lepiej wpłacić te 30 zł (albo chociaż te 2 zł) na jakąś organizację pro-ekologiczną, która walczy z zalewającą świat falą śmieci, niż wydać pieniądze na to... coś.