Autonomiczne samochody w Kalifornii nie będą potrzebować już ludzkiego nadzorcy

Decyzja ta jest, jak na razie, bezprecedensowa. Żaden inny stan nie zdecydował się na tak odważny krok. W śmiałość władz Kalifornii najwidoczniej nie wierzą też do końca firmy, które testują tam swoje autonomiczne systemy. Z ustaleń lokalnej gazety The Mercury News wynika, że nikt jeszcze nie wystąpił o nowy rodzaj pozwolenia, które nie wymaga nadzoru autonomicznego auta przez ludzkiego kierowcę.

Obecna sytuacja ma zapewne wiele wspólnego ze śmiertelnym wypadkiem, z udziałem autonomicznego XC90, należącego do firmy Uber. Co prawda z dotychczasowych ustaleń policji z Tempe wynika, że auto Ubera nie dość, że w żadnym stopniu nie przyczyniło się do spowodowania wypadku, to jeszcze nie miało żadnych szans, żeby uniknąć potrącenia nieostrożnej pieszej. Policjanci dodają również, że sytuacji prawdopodobnie nie uratowałby też ludzki kierowca.

Wypadek ten jednak rzucił cień na cały autonomiczny światek. Toyota i Uber wycofały swoje testowe pojazdy z dróg publicznych. Ta druga firma zdecydowała się nawet pójść na ugodę z rodziną zmarłej. Moim zdaniem to kiepski ruch, ponieważ sugeruje, że Uber ma coś do ukrycia w związku ze swoim systemem. Na dodatek nie doczekamy się jasnego zakończenia tej sprawy, gdzie sąd jednogłośnie orzeka, że nie ma mowy o jakiejkolwiek winie ze strony autonomicznego systemu prowadzenia pojazdem.

Panika producentów autonomicznych systemów jazdy związana z wypadkiem Ubera jest tylko chwilowym zjawiskiem, o którym za chwilę wszyscy zapomną. Możliwość testów aut bez nadzoru ludzkiego kierowcy to kolejny krok do przyszłości, w której kierownica w aucie wydawać się będzie tylko zbędnym reliktem. Eksperci zresztą od dawna (i to prawie jednogłośnie) twierdzą, że rewolucja ekonomiczna, jaką przyniosą nam autonomiczne auta będzie spektakularna. Dlatego też w ogóle nie dziwię się, że Kalifornia już teraz wprowadza odpowiednie przepisy, które nie będą blokować tej zmiany.