Edukacja zamiast dezinformacji - jak zapobiec powstaniu Policji Negliżu?
Nie wiem czy to prawda, bo wierzyć źródłom z internetu to jak wierzyć politykom, ale podobno na jakiejś plaży we Francji uskuteczniono zakaz noszenia burkini i ukarano mandatem muzułmankę za to, że za bardzo się okrywała. W dupie mam waszą poprawność polityczną albo nienawiść do niej - nieważne po której stronie stoicie, lewo czy prawo, w większości zwariowaliście i jesteście hipokrytami.
Porąbani prawicowcy ziejący nienawiścią do islamu jednocześnie kochający cudowną białą katolicką tradycję padania na kolana przed mężczyznami w koloratkach uwielbiają francuskie próby poprawienia sytuacji kobiet wśród co bardziej radykalnych muzułmanów. Uwielbiają, bo nie chodzi im o wyzwolenie kobiet - po prostu podoba im się, że ktoś w końcu prześladuje wyznawców nielubianej przez nich religii.
Przecież wiadomo, że wszyscy muzułmanie, a nawet więcej, wszyscy ludzie o bardziej śniadej skórze to terroryści, przyjdą mordować białą cywilizację, będą masowo gwałcić “ich” kobiety (i tyle z wyzwolenia), siedzieć na socjalu i przejmą cały świat.
Z drugiej strony porąbani lewicowcy uzasadniają zakaz noszenia burkini tym, że zrzucanie na kobietę odpowiedzialności za czyny mężczyzn (zgwałcił cię facet? Twoja wina, pokazałaś za dużo kostki!) przejawia się właśnie w kulturze, która skłania do noszenia okrywających całe ciało strojów. Kobieta musi wybrać sama i decydować sama za siebie, dlatego nie może nosić zakrywających całe ciało strojów kąpielowych.
Prawica, tak często krzycząca o tym, że przyjdą ONI i zabiorą nam wolność, nie ma problemu z zabieraniem wolności wyboru w kwestii stroju, w którym chce się iść na plażę czy na basem. Lewicowa lewica nie widzi zgrzytu w tym, że teraz kobiety, które pojawiłyby się na plaży w burkini zamiast na plaży będą siedzieć w domu, bo ich przekonania nie pozwalają im pokazać więcej ciała.
Logika, zdrowy rozsądek, umiejętność kompromisu i zrozumienia drugiego człowieka oraz spojrzenia na siebie zanim skieruje się wzrok na innych została zawieszona do odwołania.
Sceny, w których mandatami będzie karać się kobiety za to, że mają na sobie zbyt dużo ubrań nad wodą stają się rzeczywistością. Jasne, we Francji, ale spokojnie, to dopiero początek. Nie ma nic fajniejszego, niż odwrócenie uwagi bzdurami i tworzenie atmosfery paranoi, której jednym z wyników będzie Policja Negliżu. Przy wejściu na plażę jacyś durnie będą kontrolować, czy aby nie zasłania się za dużo dekoltu, uda i ramion? Czym to się różni od czasów, gdy nie można było pokazać kawałka łydki, bo to nieprzyzwoite?
Czy wszyscy powariowali?
W Polsce znalazłoby się wielu polityków, którzy z chęcią wprowadziliby zakazy noszenia burkini, ale mają dwa problemy. Nie ma u nas wystarczającej liczby muzułmanów, więc nie ma impulsu do wprowadzania tak kuriozalnych cenzorów ubrań. Poza tym dysonans pomiędzy głoszoną przez obrońców katolickiej cywilizacji skromnością, a nakazem rozbierania mógłby zagrozić przegrzaniem się obwodów w mózgach wojowników o białą katolickość.
Tymczasem najlepszym sposobem na wyzwolenie, czy to kobiet, czy to siebie od irracjonalnego strachu przez wszystkim co spoza najbliższego kręgu kulturowego, jest to samo co zawsze: edukacja, edukacja, edukacja.
Nasi rodzimi, europejscy bojownicy o własną cywilizację zapominają, na jakich podstawach została zbudowana i co sprawiło, że jest dziś jaka jest. Zapominają, że to edukacja, wiedza i świadomość tego, jak działa świat doprowadziła do emancypacji, praw pracowniczych, rewolucji przemysłowej, porzucenia niewolnictwa i pańszczyzny, do stworzenia takiego a nie innego, lekko socjalizującego świata w którym teoretycznie i ideologicznie każdy człowiek ma zestaw podstawowych praw ale też obowiązków. Świata, w którym każdy może mieć własne przekonania i poglądy i możliwość wyboru własnej ścieżki życiowej.
Żadne zakazy czy ataki nie prowadzą do “naszej” wygranej. Dehumanizacja czy stereotypowe traktowanie nie sprawią, że nagle wychowane tak a nie inaczej muzułmańskie kobiety przejrzą na oczy i pokochają nasz zachodni styl życia.
Nawet, jeśli uznamy, że chcemy by to się stało, by nasz sposób myślenia, nasze wartości i filozofia zdominowała te odmienne, to nie mamy innego sposobu realizacji tego celu niż edukacja i świecenie przykładem.
Tak, dobrze wiecie że nie lubię praktycznie wszystkich religii. Nie lubię islamu, nie lubię też katolicyzmu i chrześcijaństwa w ogóle. Nie lubię judaizmu, hinduizmu, nie lubię też gdy ludzie wierzą w przesądy, duchy czy omeny. Będąc całkowicie szczerą dopuszczam jednak możliwość wartościowania religii na podstawie ich przekazu i wpływu na społeczeństwo.
Te główne, “mainstreamowe” religie świata brzydzą mnie, bo dziś używane są do wpajania ludziom w głowy przekonania, że są lepsi niż ci, którzy wierzą w coś innego albo nie wierzą wcale.
To właśnie one stworzone są tak, że mechanizm propagandy staje się niebezpiecznie łatwy do wprowadzenia i kuszący.
Czytam o tym, jak rządząca obecnie partia zabrała się za kulturę i naukę, jak chce zastąpić wszystkie nie zawsze wygodne i komfortowe w dyskusji tematy zastąpić martyrologią i strachem przed obcymi. Czytam, że minister kultury kulturę zamienia we wbijanie młotkiem w głowy płytkiego patriotyzmu, że ministerstwo edukacji chce wpajać ten patriotyzm wykluczający inne poglądy już na poziomie szkół, że dyrektor jakiejś szkoły zaplanował już klasę matematyczno-narodową w której wyszkoli się patriotów spod znaku koszulek z żołnierzami wyklętymi z festynowego straganu i zastanawiam się, co będzie za 30 lat jeśli nie uda nam się przezwyciężyć tego szaleństwa.
Czym będzie różnił się zapalony absolwent szkół o profilu narodowym, prowadzonych przez ludzi którzy przekładają religię nad fakty i rzeczywistość, przepuszczony przez system dezinformacji zamiast edukacji, od ludzi, którzy przeszli przez to samo, tylko w innej religii/kulturze?
Smutno mi, że poczucie wyższości nie jest podparte analizą nas samych, umiejętnością trzeźwego spojrzenia na własne błędy.
Przecież my nie popełniamy błędów bo jesteśmy lepsi, prawda?