Asus ZenFone Max to telefon, który zabiorę ze sobą na targi Mobile World Congress
Wielkimi krokami zbliża się bardzo trudny okres dla dziennikarzy zajmujących się nowymi technologiami. Przed nami dwie ogromne i niezwykle ważne imprezy, czyli odbywające się w Barcelonie targi Mobile World Congress 2016 oraz zawody Intel Extreme Masters, które ponownie odbędą się w Katowicach. W ostatnich latach na tego typu wydarzenia nawet nie wybierałem się bez powerbanka, ale chyba teraz mogę sobie na to pozwolić dzięki smartfonowi ASUS ZenFone Max.
Choć może się wydawać, że dziennikarze i blogerzy mają najłatwiejszą pracę na świecie, to nie do końca tak jest. Szczególnie widać to podczas różnego rodzaju konferencji, targów i zawodów, w trakcie których wszystko dzieje się w ekspresowym tempie. Wówczas kilkunastogodzinne maratony ciągłego pisania tekstów, redagowania krótkich notek, wysyłania zdjęć połączonych z nerwowym kontaktowaniem się z innymi członkami redakcji to dla nas chleb powszedni. Lata praktyki sprawiły jednak, że jesteśmy sobie w stanie poradzić z tym natłokiem obowiązków.
Niestety tego samego nie można powiedzieć o naszych smartfonach.
Te w leniwy dzień może i wytrzymują całą dobę bez dostępu do ładowarki, ale w gorętszym okresie rozładowują się w zaledwie kilka godzin. Radzimy sobie z tym na różne sposoby. Przemek Pająk nosi ze sobą kilka zapasowych smartfonów, Piotr Grabiec regularnie podładowuje swojego iPhone’a licznymi powerbankami, zaś ja najczęściej budzę się z ręką w nocniku i albo doładowuję swój telefon z baterii laptopa, szukam miejsca do pisania przy gniazdku lub staram się pożyczyć od kogoś przenośny akumulator. W tym roku jednak powinienem sobie poradzić lepiej od moich redakcyjnych kolegów, bo będę dysponował smartfonem wprost stworzonym do tego typu ekstremalnych sytuacji.
Wszystko dlatego, że w moje ręce trafił właśnie ASUS ZenFone Max. Na pierwszy rzut oka wygląda on jak grubsza i nieco bardziej stylowa wersja ZenFone’a 2, ale ma element niespotykany w większości smartfonów. Jest nim akumulator o pojemności 5000 mAh. Korzystam z niego od niemal tygodnia i muszę z ręką na sercu przyznać, że jestem w stanie go używać przez dwa, a niekiedy nawet trzy dni bez ładowania. Dlatego jestem pewien, że sprawdzi się on podczas nadchodzących wydarzeń i będę musiał uzupełniać w nim zapas energii tylko raz dziennie.
Warto zwrócić też uwagę na specyfikację smartfona, która zapewnia odpowiednią wydajność, jednocześnie nie zwiększając poboru energii urządzenia. W normalnej sytuacji mógłbym narzekać na 5,5-calowy wyświetlacz IPS o rozdzielczości 1280 x 720 pikseli, ponieważ większość smartfonów ma podobne ekrany o rozdzielczości 1920 x 1080 punktów. Warto jednak pamiętać, że mniejsza rozdzielczość przekłada się na mniejsze zużycie energii i wydłużenie czasu pracy. W tym przypadku mniejsza rozdzielczość okazała się lepszym rozwiązaniem.
Podobnie jest z podzespołami, które w ZenFone Max dobrano z głową.
ASUS zdecydował się tu na rozsądny kompromis i zastosował komponenty, które przy takiej rozdzielczości okazują się w zupełności wystarczające. Zaimplementowano tu bowiem procesor Qualcomm Snapdragon 410 oraz 2 GB pamięci RAM. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że kombinacja ta zagwarantuje płynne działanie systemu Android, zwłaszcza przy zastosowanej rozdzielczości. Nie mogę też narzekać na aparat. Już teraz widzę, że dysponuje on odpowiednią jakością do robienia typowo internetowych zdjęć. Nie dorównuje pod tym względem mojemu (znacznie droższemu) LG G4, ale na potrzeby fotograficzne i tak jestem zmuszony wziąć bezlusterkowca, więc sytuacja ta nie będzie mi przeszkadzać.
Kolejne rzeczy, które podobają mi się w ASUS ZenFone Max to też możliwość rozszerzania pamięci za pomocą kart microSD oraz fakt, że oferuje możliwość jednoczesnego używania dwóch kart SIM. Ostatnie wymienione rozwiązanie docenię przede wszystkim w Barcelonie, gdzie będę zmuszony korzystać z polskiego numeru telefonu, jak też hiszpańskiej karty SIM z lokalnym pakietem danych. W ten sposób powinienem uniknąć kupowania drogich pakietów roamingowych i sprawić, że korzystanie ze smartfonu będzie bezproblemowe i bardzo przyjemne.
Jak widać, optymistycznie podchodzę do ASUSa ZenFone Max. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, bo takich urządzeń jest bardzo mało. Niestety zdecydowana większość producentów sprzętu zamiast tworzyć urządzenia użyteczne, woli przedstawiać smartfony ładne, ale… pozbawione funkcji, które są nam potrzebne. Chyba każdy przyzna mi rację, że na rynku brakuje urządzeń wyposażonych w duże akumulatory, dwa sloty kart SIM i pamięć, którą da się łatwo rozszerzyć.
Cieszy mnie, że ASUS widzi to, czego nie dostrzegają inni producenci sprzętu.
Firma ta chce tworzyć urządzenia dostosowane do potrzeb użytkowników. ASUS ZenFone Max wydaje się jednym z nich nie tylko z powodu swojej przemyślanej specyfikacji, ale też niskiej ceny, która według naszych źródeł wyniesie 999 zł i nie przekroczy tej psychologicznej granicy. Ale o tym, czy testowany smartfon rzeczywiście jest tak dobry, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, przekonam się na przełomie lutego i marca, gdy opublikuję pełną recenzję tego urządzenia.