Panie Gates, zamiast mądrzyć się na temat Apple, posłuchałby pan młodszego kolegi z Rosji
Trwa bardzo ważna debata w sprawie nakazu skierowanego do Apple przez FBI, w którym biuro nakazuje firmie odszyfrowanie prywatnych danych z iPhone’a należącego do groźnego terrorysty. Najrozsądniejszy głos w dyskusji zabrał twórca komunikatora internetowego o nazwie Telegram.
Tim Cook słusznie poskarżył się na działania FBI, odmawiając opracowania specjalnej wersji systemu operacyjnego iOS, którą można byłoby wykorzystać jako wytrych odbezpieczający zaszyfrowane iPhone’y, w tym ten należący do podejrzanego o zbrodnie terrorystyczne jegomościa, którego proces właśnie trwa. Prezes Apple’a postawił się władzom i odmówił zapewnienia tego narzędzia, zapowiadając, że ugnie się dopiero pod wpływem bezpośredniego polecenia ze strony Kongresu. Cooka wsparli prezesi Google’a i Facebooka, powtarzając jego argumentację na temat prawa do prywatności i, tak jak Cook, wyrażając obawy, że takie narzędzie w rękach władz mogłoby posłużyć do masowego naruszania prywatności obywateli Stanów Zjednoczonych i nie tylko.
Przeciwnego zdania jest Bill Gates. Były szef Microsoftu uważa, że Apple powinien zachowywać się odpowiedzialnie, przestrzegać prawo i chronić Amerykanów przed realnym zagrożeniem ze strony terrorystów i zamachowców. Tymczasem najrozsądniejsze stanowisko, ze wszystkich które czytałem, przedstawił na łamach CNN Paweł Durow, nazywany „rosyjskim Markiem Zuckerbergiem”. Możecie go znać chociażby jako twórcę zdobywającego coraz większą popularność komunikatora Telegram.
Czy wy serio wierzycie, że skoro władza będzie miała backdoory, to źli ludzie ich nie zdobędą?
Durow znany jest aktualnie dzięki komunikatorowi Telegram, który jest bardzo dobrze zabezpieczony i oferuje pełne szyfrowanie wysyłanych za jego pośrednictwem wiadomości. To przyczyniło się wręcz do niesławy na terenie Stanów Zjednoczonych: Telegram został określony jako „komunikator ISIS”. Faktycznie, islamscy bojownicy upodobali sobie to narzędzie z uwagi na gwarantowane przez niego bezpieczeństwo. Telegram z nimi walczy, ale… nie mogąc podejrzeć wysyłanych wiadomości nie szpieguje na rzecz władz dowolnego kraju, ograniczając swoją rolę do symbolicznego usuwania kont terrorystów.
Telegram jest wykorzystywany przez 100 mln użytkowników. Możemy z powodzeniem założyć, że przytłaczająca większość z nich to nie bandyci czy terroryści. Nie jeden Telegram jest ładny i multiplatformowy, bezpieczeństwo komunikacji to jego jedyna unikalna cecha. I, jak widać, bardzo pożądana.
Durow zauważa jedną, oczywistą wręcz rzecz. Omińmy na chwilę ideologiczne spory o prywatność, omińmy konspiracyjne, orwellowskie wątki i przyjmujmy na chwilę rosyjskie, pragmatyczne myślenie. Intencjonalne wprowadzanie luki w zabezpieczeniach nie oznacza, że z tej luki korzystać będą wyłącznie władze. To absurd, co słusznie zauważa Durow. Taki backdoor zostałby prędzej czy później odkryty przez hakerów, cyberprzestępców, złodziei, szpiegów i terrorystów. Nasze dane, firmowa korespondencja, tajemnice i intymne sekrety – wszystko to byłoby dostępne nie tylko dla naszych oczu.
Ale co z naszym bezpieczeństwem?
Bill Gates i osoby stojące po jego stronie zauważają, że to dawanie bandytom przewagi, której mieć nie powinni. Trudno o bardziej nielogiczny tok rozumowania. To oczywiste, że każdy nowy wynalazek może posłużyć się do czynienia dobra lub zła. Durow przywołuje proch strzelniczy jako metaforę, zauważając, że nie osłabia się jego mocy z uwagi na możliwość wykorzystania go przez „złe siły”. Bo w efekcie tylko „my” będziemy mieli osłabiony proch, nie nasi przeciwnicy.
- Gdy mieszkałem w Rosji kilka lat temu, tego typu działania zawsze okazywały się pretekstem do podsłuchiwania rosyjskich obywateli i były wielokrotnie wykorzystywane do tłamszenia opozycjonistów i wolnomyślicieli – tłumaczy oczywistości pan Durow. I tak, rozumiem, że Rosja to specyficzny kraj ze specyficznym podejściem do obywatela. I że w Stanach Zjednoczonych czy Unii Europejskiej, choć mamy dużo powodów do narzekania w tej kwestii, jest jednak nieco lepiej.
Ale… kto mi zagwarantuje, że nawet za dwa, trzy lata nadal tak będzie?