Najnowszy, prosty w obsłudze bezlusterkowiec Canona już w naszych rękach. Canon EOS M10 - pierwsze wrażenia Spider's Web
Podczas wyjazdu do Paryża na Canon Expo miałem okazję sprawdzić nie tylko najnowsze kompakty Canona, ale również nowy aparat systemowy EOS M10. Choć ma on większą matrycę i umożliwia wymianę obiektywów, to niestety pod wieloma względami wypada gorzej od kompaktów!
Canon EOS M10 to najnowszy przedstawiciel systemu bezlusterkowego Canona. Jest to w założeniu model entry-level, a więc ma to być aparat możliwie prosty w obsłudze. Wraz z nowym korpusem zadebiutował też nowy obiektyw systemu M. Jest to EF-M 15-45mm f/3.5-6.3 IS STM. Obiektyw składa się do pozycji transportowej i jest stabilizowany optycznie. Niestety, w Paryżu nie miałem okazji robić nim zdjęć.
W nowym Canonie M10 znalazła się matryca formatu APS-C o rozdzielczości 18 milionów pikseli. Jest ona wspierana procesorem Canon DIGIC 6, a układ autofocusu to 49-punktowy system Hybrid CMOS AF II, działający zarówno w zdjęciach, jak i przy filmowaniu. Mamy tu oczywiście bagnet systemu Canon EOS M umożliwiający wymianę obiektywów.
Pod względem obsługi aparat oferuje naprawdę niewiele. Na górnej ściance znajdziemy trójpozycyjny włącznik, spust migawki otoczony kółkiem nastaw i przycisk nagrywania. Zestaw przycisków na tylnej ściance również jest bardzo ograniczony. Mamy tu tylko czterokierunkowy wybierak i trzy przyciski. Szkoda, że zabrakło tu pierścienia nastaw. Warto zauważyć, że na korpusie brakuje nawet kółka trybów, choć oczywiście tryb można zmienić z poziomu menu. Mamy tryb manualny, tryby półautomatyczne i kilka predefiniowanych trybów auto.
Obsługa EOS-a M10 jest więc bardzo utrudniona, choć pomaga tu dotykowy trzycalowy wyświetlacz
Można go także odchylić, ale tylko w jednym kierunku, do góry, o 180 stopni. Korpus jest też wyposażony w wysuwaną lampę błyskową, złącze HDMI i micro USB oraz w komunikację Wi-Fi wraz z NFC.
Pod względem ergonomii jest kiepsko. Aparat trzyma się niewygodne nawet z "naleśnikiem" 22 mm f/2.0, a co dopiero z większym obiektywem. Przyczyną jest brak jakiegokolwiek gripa pod palcami. Jedynie z tyłu mamy niewielką wysepkę pokrytą materiałem gumopodobnym, ale to za mało. Nie pomaga też śliskie, błyszczące wykończenie korpusu.
Canon w modelu EOS M10 nie zdecydował się też na poprawę modułu AF, a przynajmniej nie na odczuwalną. Aparat dość wolno ustawia ostrość i ma ewidentne problemy w zdjęciach semi-makro. W takich sytuacjach nowy Canon M10 lubi ustawić ostrość na tło, a nie na obiekt znajdujący się na pierwszym planie.
To zaskakujące, ale lepsze wrażenie zrobiły na mnie nowe kompakty premium Canona
Modele Canon PowerShot G9 X i G5 X opisywałem wczoraj. Są one mniejsze, mają lepszą jakość wykonania, są szybsze, a na dodatek, model G5 X ma o niebo więcej przycisków do obsługi. Nie wspominając o tym, że model G5 X znacznie lepiej leży w ręce i ma też wizjer. Co więcej, nowe jednocalowce pod względem jakości zdjęć wcale nie dostają jakoś szczególnie od bezlusterkowca M10 z matrycą APS-C. Jednocalowe matryce Canona są naprawdę bardzo dobre, podczas gdy na półce APS-C nadal jest pole do poprawy.
Kto by pomyślał, że aparat kompaktowy może być lepszym wyborem od systemowego aparatu z wymienną optyką... Nastały naprawdę ciekawe czasy, kiedy klasy aparatów kompletnie się wymieszały.
Zdjęcia przykładowe z Canona EOS M10
Przykładowe zdjęcia z najnowszego bezlusterkowca Canon EOS M10, które zrobiłem podczas Canon Expo, możesz zobaczyć odwiedzając ten link. Znajdują się tu pełnowymiarowe pliki bez kompresji.