Nowy CEO Sony, czyli dlaczego nie ufam tej firmie
Chciałam zobaczyć "The Interview", bo lubię duet Rogena i Franco oraz czasem potrzebuję luźnego filmu. Tym bardziej, że opowiada o próbie zabicia Kim Dzong Una, przywódcy Korei Północnej. Może głupkowaty, ale film ten wzbudzał przed premierą kontrowersje, bo porusza wrażliwy temat państwa, z którym do dziś światowi liderzy nie wiedzą, co zrobić. Nie wiem, czy będę miała okazję. Sony tchórzowsko odwołało premierę i umiejętnie skierowało dyskurs na inne tematy. A ja Sony nie wierzę, bo nie mam powodów.
W historii kultury wiele razy powstały filmy, które wzbudzały kontrowersje, ale na zawsze odmieniły kinematografię. W 1940 roku Charlie Chaplin wcielił się w rolę Hitlera, wyśmiewając go, podczas gdy Hitler w tym samym czasie prowadził działania wojenne. Dziś film jest w kanonie komediowym.
Komedia zresztą zawsze stanowiła komentarz do rzeczywistości - problemów życia codziennego, przywar, kultury czy właśnie stanowi najbardziej przystępną formę komentarza na temat aktualnych spraw, również politycznych. "The Interview" ma takie znamiona - oprócz samego problemu Korei Północnej w fabule przemyca informację o tym, że CIA wielokrotnie nie bała się organizować zamachów na głowy państw. Dlatego ten może głupkowaty według wielu znawców (nie oglądałam, nie wiem) film jest istotny i odwoływanie premiery to poddanie się naciskom.
Nie bez powodów po sieci krążą teraz memy o tym, że Kim Dzong Un został nowym CEO Sony. Wystarczyła groźba - a Korea Północna regularnie rzuca groźby pod adresem Stanów Zjednoczonych i jakoś zwykle nikt się tym nie przejmuje - i potwierdzenie służb federalnych, że ataki hakerskie są z związane Koreą Północną, a Sony poddaje się i odwołuje premierę komedii. Nie wiem, czy w Stanach faktycznie ktoś wierzy w groźby ataków na kina. Jednak tym bardziej Sony powinno stanąć po stronie filmu i pozwolić widzom zdecydować, czy chcą podjąć ryzyko, inaczej jest to po prostu poddawanie się terroryzmowi.
Jak napisał George R. R. Martin: "Te gigantyczne korporacje, z których większość byłaby w stanie kupić Koreę Północną drobnymi z kieszeni, odmawiają pokazania filmu, bo Kim Dzong Un nie lubi być wyśmiewany? (...) To korporacyjne tchórzostwo".
Oprócz oczywistego aspektu poddania się terrorystom jest w całej tej historii rzecz, która umyka jakoś postronnym obserwatorom, o której przestało się już mówić, a która jest bardzo istotna dla zrozumienia, dlaczego Sony poddało się tak łatwo.
Hakerzy wykradli od Sony mnóstwo danych, w tym maile pracowników z ostatnich 10 lat. W ujawnionej korespondencji doszukano się rasistowsich wątków, moim zdaniem całkiem niesłusznie, ale też informacji o tym, że zwrot z inwestycji w filmy jest dla Sony bardzo opłacalny. Z wydanego miliarda dolarów w ciągu kilku lat zyski wynoszą 500-600 milionów dolarów, a optymalizacja kosztów (zwalnianie pracowników, również IT, w Stanach i "outsoucing" zadań do krajów z tańszą siłą roboczą" ma przynieść w przyszłości podobne zyski z wydanych 900 milionów dolarów.
Okazało się też, że Hollywood przymierza się do walki z piractwem za pomocą... Zdejmowania całych stron na poziomie DNS.
Hakerzy zagrozili ujawnianiem kolejnych dokumentów i konwersacji między pracownikami, a Sony odpowiedziało groźbami w stronę mediów, które napisały o tym, co już ujawniono. Korporacja zapowiedziała wyciąganie konsekwencji prawnych, próbowało też zdjąć subreddity z dokumentami.
Kradzież danych jest nielegalna. Koniec i kropka. Jednak raportowanie tego, co pojawia się w wyciekach to raczej szara strefa. Konwersacja na temat tego, czy jest to moralne i czy dziennikarze powinni informować o tym, co pojawia się w wyciekach i czy jest to faktycznie warte wciąż nie jest jednoznaczna - oto wielkie korpo chcą większej władzy i możliwości cenzurowania sieci, dogadują się z władzami bez wiedzy obywateli, czy powinniśmy o tym wiedzieć?
Nie wiadomo, kto wystosował groźby ataków na kina. Być może nie byli to "oryginalni" hakerzy. Nie wiadomo, kto dokonał ataków. Szybka, miękka i spolegliwa reakcja Sony jest jednak zastanawiająca.
Czy to dziwne, że mam podejrzenia, iż Sony samo rozdmuchuje sprawę ataków i terroryzmu i poddaje się tak szybko, by nie dopuścić do ujawnienia nowych wykradzionych informacji, że prawdopodobnie znajdują się tam kompromitujące rzeczy tak mocne, że lepiej odpuścić 44 miliony dolarów wydane na "The Interview" i kilkanaście na promocję, niż ryzykować ujawnieniem sekretów Sony?
Czy dziwne jest to, że uważam, iż wolność kultury i rozrywki i nieuginanie się przed terrotystami nie obchodzi Sony w ogóle? To korpo, która chce zarabiać więcej i więcej, nie ma tu miejsca na ideologię.
Spodziewam się, że niedługo światło dzienne ujrzą kolejne rewelacje na temat całej sprawy. To jednak smutny moment, gdy wielka firma, która nie dość, że nie potrafi zabezpieczyć danych swoich i użytkowników, tajemnic korporacji, doprowadza do sytuacji, gdy zagrożona jest też swoboda sztuki i rozrywki.
*Grafiki pochodzą z serwisu Shutterstock.