Amazon w drodze po dominację nie musi już przejmować się prawie nikim
Nie musiał minąć nawet miesiąc od oficjalnej prezentacji nowej „wypożyczalni” Amazonu dostępnej dla klientów korzystających z czytnika lub tabletu Kindle, do momentu, kiedy w stronę jednego z największych na świecie „dostawców treści” posypały się gromy i skrajnie negatywne opinie. Zdaniem Authors Guild, podejmowane obecnie działania są całkowicie niezgodne z podpisywanymi wcześniej umowami, a Amazon pozwala sobie ignorować sprzeciwy swoich partnerów, wykorzystując do tego swoją niemal monopolistyczną pozycję. Nie jest to jednak pierwszy, ani pewnie ostatni przypadek, kiedy Bezos wyraźnie działa na nerwy przede wszystkim wydawcom, których jednak może już niedługo… w ogóle nie potrzebować i prawdopodobnie do tego zmierzają wszystkie ostatnie posunięcia jego korporacji.
W całej awanturze i zamieszaniu związanym z „wypożyczalnią” chodzi oczywiście o nic innego jak pieniądze i kontrolę. Wszyscy klienci Amazonu, posiadający odpowiedni czytnik oraz uiszczający coroczną opłatę w wysokości 79$ za konto „Prime” mają możliwość co miesiąc wypożyczyć jedną książkę z oferty przygotowanej specjalnie przez sklep. W przeciwieństwie jednak do klasycznych bibliotek, tutaj nie mamy żadnych dodatkowych terminów ani ograniczeń – wypożyczoną pozycję możemy oddać kiedykolwiek gdy najdzie nas na to ochota (lub nawet nigdy), a ogranicza nas jedynie ilość darmowych książek, które możemy bezpłatnie „wypożyczyć” na nasze urządzenie (nie możemy mieć jednocześnie dwóch z wypożyczalni).
Teoretycznie mamy więc dostęp do 12 książek rocznie, bez konieczności ponoszenia dodatkowych kosztów. I gdyby były to standardowe „darmówki”– ani zbyt ciekawe, ani zbyt „głośne”, albo wyłącznie fragmenty książek (np. darmowy rozdział) prawdopodobnie nikt nie miałby z tym problemów. Tym razem jednak w ofercie Amazonu znajduje się jednak pokaźna ilość najpopularniejszych wydawnictw, bestsellerów – tego, co przeważnie ludzie kupują chociażby z ciekawości. I mogą to pobrać niemal zupełnie za darmo, a Amazon w części przypadków przekazuje wydawcom wyłącznie opłatę równą hurtowemu kosztowi zakupu książki, niekiedy nawet nie pytając ich o zgodę na taki sposób dystrybucji dostarczanych przez nich treści.
Według komunikatu wystosowanego przez Amazon firmie udało się osiągnąć porozumienia z „licznymi wydawnictwami”. Okazuje się jednak, że uczestnictwa w programie odmówiło co najmniej sześciu największych z nich (Hachette, Random House, Macmillan, Penguin, HarperCollins, Simon & Schuster), co i tak jednak nie stanęło na drodze korporacji Bezosa w… umieszczeniu ich w ofercie 5000 dostępnych dla subskrybentów bezpłatnie książek.
Authors Guild, wyraźnie sugeruje, że takie zachowanie jest nie tylko sprzeczne z obowiązującymi już kontraktami (obejmującymi wyłącznie „klasyczną” sprzedaż, a nie wszelkiego rodzaju modele subskrypcyjne czy wyprzedaże oraz wypożyczenia), ale również niekorzystne dla autorów, którzy mogą mieć przy tym problemy z odnalezieniem się w tak niejasnym sposobie dystrybucji, zupełnie innym niż ten, który obowiązywał do tej pory. Tym samym nawołują wydawców do nieuczestniczenia w nowym programie Amazonu, a autorów do zgłoszenia swoich obiekcji, jeśli stworzone przez nich pozycje znalazły się w „wypożyczalni” bez ich wyraźnej zgody oraz akceptacji wszystkich postawionych przez nich warunków.
Oczywiście istnieje sytuacja, kiedy wszystko byłoby (przynajmniej w teorii) prostsze i do której sukcesywnie, małymi kroczkami, a przy tym bez ponoszenia praktycznie żadnych konsekwencji czy nawet ryzyka, zmierza Amazon. To sytuacja, w której to on sam podpisuje umowy bezpośrednio z twórcami książek, pomijając przy tym agentów i wszelkiego rodzaju wydawnictwa, stając się tym samym największym dostawcą treści cyfrowej i „papierowej”, bez praktycznie żadnej konkurencji.
Tak ma się właśnie stać dzięki rozwijanemu przez Amazon programowi, w ramach którego jeszcze w tym roku, pod jego wydawnictwem ukaże się ponad 120 nowych pozycji, dostępnych zarówno na czytniki i tablet Kindle, jak i w sprzedaży wysyłkowej. Wydawcy są oczywiście przerażeni i zdezorientowani, nie wiedząc dokładnie co powinni w tym momencie zrobić. Całkowita rezygnacja z usług takiego giganta dystrybucji, jakim jest bez wątpienia Amazon zdecydowanie nie wchodzi w grę, a kontynuacja współpracy oznacza nic innego jak karmienie „pasożyta”, który już wkrótce urośnie do rozmiarów pozwalających mu z przyjemnością oglądać upadek swoich dotychczasowych żywicieli.
Nie stanie się to wprawdzie dziś, w tym czy przyszłym roku, ale patrząc na to, jak bezkanie może „pogrywać” sobie ze swoimi partnerami Amazon realizując przy tym swoje sprytne plany, możemy być niemal pewni, że ostateczne zakończenie będzie takie, jakie tylko zamarzy sobie Jeff Bezos.