Kopiowanie czy inspiracja? A może naturalna ewolucja?
Ostatnie doniesienia o powstawaniu coraz większej liczby cienkich, wydajnych i szybkich notebooków wywołały falę porównań do MacBooków Air. Nawet nie pytań, a zarzutów o kopiowanie. Z drugiej strony Apple pozwał Samsunga za rzekome kopiowanie w Galaxy S iPhone'ów. Sprawa wciąż jest w toku i rozwija się arcyciekawie, ale wywołuje też pewne wątpliwości. Co takie zarzuty wnoszą dla końcowych odbiorców? Czy przynoszą rynkowi korzyść? Nie. Wręcz odwrotnie. Przepychanie się na szczytach i kłótnie na poziomie konsumentów o to, kto i co skopiował od kogo są równie przydatne, jak zimowa kurtka na wakacjach na równiku. Tworzą tylko zbędny balast i opóźniają.
Cienkie laptopy - lub jak kto woli ultrabooki- to wypadkowa ewolucji sprzętu. Kto pamięta notebooki sprzed lat 10? Wielkie, nieporęczne i niewygodne w noszeniu. Praktycznie odkąd ten powstał segment przenośnych komputerów dążyły one do jak największego ograniczenia wielkości przy rozwoju wydajności. Dyski SSD, które pozwalają na znaczne przyspieszenie osiągów sprzętu też nie zostały wymyślone wczoraj. Już co najmniej kilka lat temu stosowane były w notebookach i netbookach (wprawdzie pojemność była znacznie mniejsza, ale liczyła się wydajność). Naturalną koleją rzeczy przy spadkach ich cen jest więc coraz szersze stosowanie w sprzęcie przeznaczonym dla masowego konsumenta. Tak samo jest z coraz mniej energożernymi procesorami, układami graficznymi, z praktycznie wszystkim.
MacBook Air podbił faktycznie jest pierwszym tak popularnym ultrabookiem. Apple udało się to, czego inny producenci również próbowali i wciąż próbują dokonać - sprawić, że takie sprzęty staną się dostępne dla jak największych grup odbiorców. Tylko czy ciągłe porównywanie ma jakiś sens? Tak samo zresztą jest ze smartfonami. Tak, to iPhone dokonał przełomu w podejściu masowego klienta do dotykowych smartfonów. Kwestia dopracowania, zastosowania ekranu pojemnościowego i świetnego marketingu. Jednak porównywanie każdego innego produktu do iPhone'a mija się z celem.
Rozwój to ciąg nieustannych inspiracji. trzeba odróżnić kwestię bezczelnego kopiowania od inspiracji właśnie - ta druga jest rzeczą jak najbardziej pozytywną i wpływającą na szybszy i sensowniejszy rozwój. Wszystko z korzyścią. Apple tworząc obecne flagowe produkty też inspirowało się innymi. Choćby idea użyteczności iPada i stworzenia całego ekosystemu medialnego, reklamowego czy sprzedażowego:
Ciężko uwierzyć, że Steve Jobs nie miał styczności z tym projektem i jemu podobnymi. Możnaby w tym momencie zarzucić Apple, ze bezczelnie wykorzystał pomysły innych. Ale to wcale nie wykorzystanie, a inspiracja - dzięki temu iPad stał się jednym z najbardzej pożądanych urządzeń, inni producenci mogli się nim zainspirować i tworzyć swoje produkty... W konsekwencji tablety rozwijają się coraz szybciej, stają się coraz bardziej przyjazne i powodują, że konsumenci mają wybór.
Kopiowanie i inspirowanie się jest głęboko zależne od patentów. Patentów, które miały chronić własność intelektualną, a przerodziły się w światowy cyrk. Apple pozywające Samsunga na kopiowanie układu i kształtu ikon czy przycisku "Home" to tylko medialna zagrywka, która robi więcej złego, niż dobrego. Abstrahując od faktu, że to Samsung jest jednym z największych dostawców podzespołów dla Apple (jednocześnie Apple generuje Samsungowi znaczną część przychodów), to pozywanie za kształt i układ ikon jest co najmniej... dziwne. Nic to, że podobne układy (4x4) istniały już wcześniej, nic, że przycisk zamiast okrągłego jest prostokątny - liczy się szum. Patentowanie sposobu patentowania i zarządzania patentami brzmi abstrakcyjnie? A tego chce dokonać IBM. To w ogromnej części biznes mający na celu blokowanie rozwoju konkurencji, a nie ochrony własności intelektualnej. Bezlitosne prawa rynku, oczywiście. Jednak czasem dochodzi do tak abstrakcyjnych sytuacji, że to już niesmaczne.
Sytuacje, w których jeden producent zainspirowany czymś adaptuje to, zmienia i przerabia w celu stworzenia czegoś jeszcze lepszego jest dobra. Dzięki temu mamy to, co mamy. Z drugiej strony kłótnie wokół tego co jest podobne do czego w przypadku, gdy finalny produkt jest wynikiem wieloletniej ewolucji wielu innych jest bez sensu. Nie wnoszą niczego, a powodują tylko niepotrzebne podziały. Może to dosyć idealistyczne podejście, ale patrząc na pierwsze z brzegu komentarze czy wypowiedzi na temat choćby nowych ultrabooków Asusa nie da się nie odnieść wrażenia, że od samego produktu ważniejsze jest to, do czego on jest podobny. Dopóki faktycznie nie narusza czyjejś własności intelektualnej i nikt się o nią słusznie nie upomina to takie "dyskusje" do niczego nie prowadzą.