Trzy perełki produktywności na belce statusu mojego Maka
Tak jak Przemek Marczyński z Mój Mac, uwielbiam małe programiki na Mac OS X, które znacznie uprzyjemniają pracę na tym systemie. Szczególnym uczuciem darzę aplikacje, które zwiększają moją produktywność lub ulepszają systemowe aplikacje Mac OS X, dzięki czemu określone czynności wykonuję szybciej i z większą przyjemnością. Poprzednim razem opisywałem 'jak skutecznie zbierać szybkie notatki na Mac OS X'. Dziś postaram się pokazać Wam, jak skutecznie zarządzać czasem w pracy z komputerem.
Belka statusu systemu Mac OS X to bardzo sprytne miejsce. Pozwala na chyba najszybszy dostęp do ważnych informacji, nie tylko na temat stanu naszego komputera, ale także najpilniej potrzebnych jego funkcji. Szybki zrzut ekranu wykonam np. narzędziem Evernote lub SimpleCap. Najszybciej dotrę do tekstu odtwarzanej właśnie piosenki w iTunes dzięki GimmeSomeTune, a poszczególne widgety iStatMenu poinformują mnie o wszelkich aspektach technicznych pracy mojego Maka.
Belka statusu może być jednak także miejscem wykorzystywanym do produktywnej pracy na naszym Maku. Są trzy relatywnie małe aplikacje, bez których dziś nie wyobrażam sobie codziennego dnia w pracy. Wszystkie one rezydują na belce statusu Mac, więc dostęp do nich jest jeszcze szybszy niż z docka z aplikacjami. Te aplikacje zostały pomyślane w taki sposób, że z poziomu belki docieramy właśnie do najważniejszych dla nas funkcji, a nie całego kombajnu funkcjonalności aplikacji otwieranych z docka.
To małe cudo miałem już przyjemność zajawić na Spider's Web. To mały programik, który umieszcza kalendarz na biurku naszego Maka. Z poziomu biurka możemy przejrzeć wydarzenia w kalendarzu. Odkąd mam DateLine prawie w ogóle nie zaglądam do iCala, który zmusza mnie do klikania w docka i po wybraniu zasłania mi wszystkie inne okna. Z DateLine dostęp do kalendarzy mam "przy okazji" wykonywania innych czynności. W ten sposób dużo częściej mam rozpiskę najważniejszych wydarzeń w tygodniu. Aplikacja wyświetla także listę rzeczy do zrobienia z iCala.
Co więcej, to właśnie za pomocą DateLine dodaję pozycje do kalendarzy w iCal. Szkoda tylko, że po wybraniu z belki statusu "dodaj nowe wydarzenie do kalendarza" przerzuca mnie do iCala, a nie pozwala dodać zdarzenia wewnątrz DateLine. Może ta opcja pojawi się w kolejnych aktualizacjach aplikacji, które są dość częste (aplikacja nie osiągnęła jeszcze statusu 1.0).
Aplikacja pozwala na bardzo zaawansowaną edycję wyglądu paska z kalendarzem, jak i tego jak sam programik ma się zachowywać.
DateLine kosztuje aktualnie 4,95 dolara.
Things może służyć jako najlepszy na rynku menedżer projektów, iCal może synchronizować najważniejsze wydarzenia w ciągu dnia, ale to tą nieprawdopodobnie sprytną aplikacją można najlepiej planować podział czynności według czasu ich wykonywania.
Pomysł na Alarms jest genialny w swej prostocie - aplikacja ma ci przypominać, że coś masz wykonać i jednocześnie dawać najszybszy możliwy dostęp do panela zarządzania czasem. Bez listy projektów wraz z kolejnymi rzeczami do odhaczania, bez zastanawiania się do jakiego kalendarza daną czynność przypisać, w końcu bez przerywania pracy w innym programie.
Klik w ikonkę aplikacji w belce statusu wyłoni nakładkę na ekran z rozpiską naszego dnia. Jednym klikiem dodajemy nowe pozycje do wykonania w ciągu dnia. Jak przychodzi czas wykonywania danej czynności ikonka aplikacji (dzwoneczek) zacznie pulsować. Przeciągnięciem kursora możemy daną czynność przesunąć w czasie o kilka dodatkowych minut?
Jeśli macie zazwyczaj do wykonania ze 30 rzeczy, zawsze może się zdarzyć, że o czymś zapomnicie. Organizacja dnia z Alarms ten problem rozwiązuje.
Alarms można zsynchronizować z iCalem (więc i z DateLine). Możemy również uśpić aplikację w taki sposób, że nie będzie nam przypominała o czynnościach do wykonania.
Alarms kosztuje 12 dolarów i podobnie jak DateLine wciąż jest w wersji przed 1.0. Warto kupić już teraz, bo potem ma być drożej.
Ten mały spryciarz znacznie przyspieszy pracę z dokumentami i plikami na naszym Maku. Zarządzanie dokumentami w Finderze bywa trudne, szczególnie dla switchera, który niedawno przesiadł się z Windows na Maka i wciąż rozpamiętuje Windows Explorera. Inny układ dostępu do zasobów dysku na Maku sprawia, że nie zawsze wszystko jest pod ręką, nawet - jak ja - jesteście poukładanymi osobami i wszystkie pliki są odpowiednio przypisane do folderów.
Na własne potrzeby od zawsze na Maku mam folder "roboczy", do którego trafiają pliki i dokumenty, na których pracuję. Rzuciłem go sobie do docka i stamtąd zarządzałem dalszym losem dokumentów, które albo trafiały jako załączniki poczty lub/i przechodziły po skończeniu pracy nad nimi do odpowiednich folderów na dysku.
Blast taką właśnie pracę znacznie przyspieszy. Aplikacja grupuje ostatnie używane, otwierane i edytowane dokumenty, pliki, aplikacje, zdjęcia, pliki muzyczne, wideo i oferuje najszybszy do nich dostęp. Skończyłeś pracę nad dokumentem i chcesz go wysłać? Zamiast odnajdywać go w przepastnych zasobach dysku twardego szybciej znajdziemy go w Blast. Musisz wrócić do edycji pliku, nad którym pracowałeś roboczo 2 godziny temu? Najszybciej znajdziesz go w liście ostatnich plików w Blast z poziomu belki systemowej.
Zapewniam, że po pierwszym dniu pracy z Blast wyda się on Wam totalnie niezbędny. Aplikacja kosztuje 9,95 dol.