Google Buzz - bdb.
Fajne toto. I bardzo mobilne. W skrócie - taki Twitter, ale wiedzący, skąd się pisze.
Buzzy (pojedyncze wiadomości) wysyłane przez innych można oglądać na mapce albo w formie listy "blisko mnie". Aplikacja webowa działa na iPhone rewelacyjnie - prawie jak natywna. Korzysta się z tego bardzo przyjemnie, ma spory wow factor, a jednocześnie jest nieupierdliwe.
Do czego może się przydać? Do tego samego, co Twitter, Blip i inne. Na czym więc polega różnica? Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale Buzz to pierwsza platforma mikroblogingowa z tak mocno zintegrowaną geolokalizacją*. Wysyłasz wiadomość z telefonu, a ta pojawia się na mapce. Bez instalowania dodatkowych programów, włączania jakichś dziwnych opcji, łapania się lewą ręką za prawe ucho. Automagicznie.
Jeśli się przyjmie, dostaniemy bardzo ładny kawałek danych. Takich, których dotąd nikt nie miał - pochodzących od użytkowników, często aktualizowanych i mocno związanych z fizyczną lokalizacją. Recenzje knajp, opisy zabytków, adresy hoteli - to już jest. A co powiecie na informację w rodzaju "straszne tłumy, nie ma gdzie usiąść" wysłaną 15 minut temu i przypiętą do lokalizacji popularnej knajpy? Fajne, nie?
Trzymam kciuki.
* - OK, pewnie znajdzie się jakiś startup, z którego korzysta twórca i jego pięciu kumpli, ale bądźmy poważni.