Aplikacje Google'a kontra reszta świata
Nie mógłbym skłamać, lubię aplikacje Google'a i już. Zauważyłem jednak, że wraz z ich rosnącą jakością i swoistym dojrzewaniem stało się coś, czego obawiałem się już w 2012 roku. Mianowicie, wiele tytułów od Google'a wyparło u mnie aplikacje firm trzecich, z których nie tylko aktywnie korzystałem, ale również, swego czasu, nie wyobrażałem siebie, żeby coś mogło je zastąpić.
Dotarło właśnie do mnie, że w ciągu ostatnich miesięcy, kwartałów, a może nawet i lat całkowicie zmieniła się moja lista niezbędnych aplikacji. Aplikacji, które instaluję od razu na każdym nowym urządzeniu z Androidem. Aplikacji, które pomagają mi w pracy, umilają rozrywkę i są niezbędne podczas podróży. Co więcej, zareagowałem ze sporym zaskoczeniem na fakt, iż większość aplikacji zastąpiły mi produkty Google'a, które do niedawna uważałem za niedopracowane i niegodne uwagi.
Ciekawostka niezwiązana ściśle z tematem: zauważyłem również, że nie używam zdecydowanej większości aplikacji płatnych, za które kiedyś zapłaciłem, i które cały czas są przypisane do mojego konta Google.
Testując Muzykę Google Play zastanawiam się, czy usługa ta może być kolejną aplikacją Google'a, której z powodzeniem uda się zastąpić mi rozwiązanie, z którego korzystałem do tej pory. W tym konkretnym przypadku Muzyka Play konkuruje że Spotify, ale podobnych pojedynków przeżyłem już sporo i co ciekawe, w znakomitej większości udawało się Google'owi wygrywać.
Lista przykładów jest długa
Swego czasu korzystałem z aplikacji Evernote, czyli rozbudowanego i funkcjonalnego cyfrowego notatnika, który pozwala na zapisywanie w chmurze tekstu, grafik, zdjęć, fragmentów stron internetowych itp. itd.
Przyznaję, że byłem zadowolonym użytkownikiem Evernote'a, jednak miałem świadomość, że nie wykorzystuję jego wszystkich możliwość, dlatego też płacąc za wersję premium miałem poczucie wyrzuconych pieniędzy. I okazało się, że słusznie.
Przestałem płacić i przeniosłem się z wszystkimi notatkami do aplikacji Keep, która całkowicie mi wystarcza.
Działa bez konieczności łączenia z Internetem, nic nie kosztuje, a w dodatku integruje się z innymi aplikacjami Google'a, takimi jak Inbox i Kalendarz.
W zasadzie wspomniany Inbox również jest dobrym przykładem aplikacji, która zastąpiła mi konkurencyjne rozwiązania. Zanim zdecydowałem się na obsługę poczty internetowej w ten sposób korzystałem, a w zasadzie próbowałem korzystać z Mailboxa, Outlooka, czy poczty Yahoo. Jednak dopiero Inbox spełnił moje wymagania i teraz nie zaglądam już do innych aplikacji pocztowych. Nawet Gmaila uruchamiam od wielkiego dzwonu.
Również podstawowe zadania wrzucam do Inboxa, co jeszcze do niedawna wydawało mi się nie do pomyślenia. Wcześniej korzystałem z duetu AnyDo i Cal, czyli świetnej listy zadań i kalendarza. Dzisiaj mam Inboxa i Kalendarz Google, które razem z Keep i asystentem Google Now pomagają mi w realizacji zadań.
Nie korzystam już z Dropboxa i chmury OneDrive, w których do niedawna trzymałem wiele danych. Dokumenty mam teraz na Dysku Google oraz w Mega. W Mega przechowuję również kopie zapasowe wszystkich zdjęć. Drugą kopię trzymałem w chmurze Microsoftu, ale wraz z premierą aplikacji Google Zdjęcia, wszystkie moje fotografie są już w tej usłudze.
To nie koniec zmian. SMS-y obsługuję w aplikacji Hangouts, ponieważ cenię sobie integrację z komunikatorem, z którego korzystają moi najbliżsi. Zaś główną aplikacją fitnessową jest dla mnie Fit, gdyż dzięki współpracy z zewnętrznymi usługami zbiera i prezentuje w jednym miejscu wszystkie niezbędne dane.
Kiosk Play, który odkryłem dopiero niedawno raczej nigdy nie zastąpi feedly, ale jestem świadom, że to aplikacja nieco innego typu i innego przeznaczenia. W feedly sam decyduję o źródłach informacji, które czytam. Dla odmiany, w Kiosku czytam informacje z danych dziedzin i tematów, i nie przykładami już takiej wagi do ich źródła.
Swego czasu w smartfonie miałem zainstalowanych kilka aplikacji do obróbki zdjęć, a Instagram i mobilny Photoshop wydawały mi się być niezastąpione. Dzisiaj nie ma już po nich śladu, a jedyną aplikacja tego typu pozostał Snapseed.
Zmienił się również sposób w jaki personalizuję wygląd systemu.
Kiedyś w tym celu korzystaniem z launcherów takich jak: Aviate, Apex czy Nova. Dzisiaj wybieram smartfony z czystym Androidem (bez nakładek), a jeśli nie jest to możliwe, to instaluję Google Now Launcher, gdyż chcę na każdym urządzeniu pracować szybko i wygodnie.
Kiedyś też korzystałem z Firefoxa, ale to właśnie oszczędność transferu w Chrome oraz świetna synchronizacja z przeglądarką na komputerze sprawiły, że nie umiem już nie korzystać z przeglądarki Google'a. Mimo pełnej sympatii i uznania do tego co robi Mozilla. Sorry, ale nie umiem już porzucić Chrome'a.
Nieprzypadkowo, na końcu mojej wyliczanki porzuconych aplikacji znajdują się Swype i SwiftKey, z których korzystałem często zamiennie, testując przy tym wszystkie ich aktualizacje i nowe funkcje. Byłem zadowolony z tego co oferowały i oferują nadal, jednak ciekawość wzięła górę i postanowiłem sprawdzić jak sobie poradzi Klawiatura Google.
A radzi sobie chyba dobrze, skoro bez większych przeszkód napisałem na smartfonie za jej pomocą cały powyższy tekst.