Nintendo ponownie odkrywa Polskę, a ja... brałem udział w turnieju Pokemonów. I chcę więcej!
Można się śmiać, że w Polsce posiadaczy Wii U można policzyć na palcach jednej ręki, a większość "polskich" 3DS-ów sprowadzane jest na własną rękę ze Stanów lub państw Unii Europejskiej. Prawdą jest, że Nintendo na wiele lat zapomniało o istnieniu naszego kraju. Nadal zresztą Japończycy nie traktują nas poważnie, ale jest szansa na odbudowanie pozycji i zwiększenie świadomości marki. Co prawda nieco na okrętkę, bo przez czeskiego dystrybutora, ale dzięki ConQuest entertainment przynajmniej coś w sprawie promocji produktów wielkiego "N" w Polsce ruszyło.
W ubiegłą niedzielę uczestniczyłem jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym wydarzeniu zorganizowanym z myślą o użytkownikach konsol Nintendo przez nowego oficjalnego polskiego dystrybutora , czyli czeską firmę ConQuest entertainment, która zarządza teraz witryną nintendo.pl. Niezmiernie mnie cieszy, że przedstawicielstwo japońskiej firmy w końcu dostrzegło (ponownie) na mapie Europy nasz kraj i postanowiło wreszcie zaznaczyć swoją obecność - nawet, jeśli to bardziej inicjatywa pośrednika.
Nintendo jest jednym z trzech głównych producentów konsol do gier, ale radzi sobie chyba gorzej niż Microsoft na rynku smartfonów.
Japońska firma odpowiedzialna jest za stworzenie kultowego GameBoya, którego duchowym następcą jest obecny w dzisiejszej ofercie firmy 3DS. To konsolka typu handheld, która niestety coraz częściej ze względu na gabaryty, specyfikację i cenę gier przegrywa ze smartfonami i tabletami, które zjadają na śniadanie rynek dedykowanych urządzeń do grania.
Nintendo nie radzi sobie też na rynku stacjonarnych konsol do gier i tutaj też jest taką Nokią (sprzed przejęcia przez Microsoft) świata konsol. Wii U nawet nie ma podejścia do Xboksa One i PlayStation 4. W Japonii, czyli na ojczystym rynku może i ma swoich zagorzałych fanów, ale w pozostałych regionach jest znacznie gorzej. Nintendo popełniło na przestrzeni ostatniej dekady wiele błędów, które teraz odbijają się czkawką.
Zarówno Wii U, jak i 3DS wyglądają słabo w bezpośrednim porównaniu do konsol Sony i Microsoftu, nie mówiąc już o smartfonach i tabletach z systemami iOS i Android.
Firmie nie pozostało nic innego jak pogodzić się ze swoją niszową pozycją, bo bez dwóch zdań produkty tej firmy są... i zostaną niszowe. Handheldy jako autonomiczne urządzenia wymierają, a drugie życie PS Vity konsolka zawdzięcza nie świetnym grom, a możliwości współpracy z “dużą” konsolą. Nintendo z kolei zamiast walczyć i wypuścić zupełnie nowy produkt, wydało bazujące na starym sprzęcie 2DS-a i odświeżyło trącącego już myszką 3DS-a poprzez dodanie do niego drugiej gałki analogowej i nieco szybszego procesora.
3DS nawet po zmianach jest po prostu przestarzały jak na dzisiejsze czasy. Wiedzieliście, że kupione cyfrowo gry przypisane są na stałe do konsolki, a nie konta użytkownika i zgubienie urządzenia wiąże się ze stratą wszystkich wydanych na gry pieniędzy? Blokady regionalne to też ciężki temat. Takich smaczków obrazujących Nintendo 3DS jako urządzenie tkwiące jedną nogą w poprzedniej dekadzie jest wiele więcej. O tym, że rynek dużych konsol został już zdominowany przez dwóch dużych graczy bez szansy na zmianę status quo na korzyść Wii U nie trzeba przypominać.
Czy to koniec? Wbrew przeciwnie, Nintendo ciągle żyje i po prostu robi swoje.
W pewnym momencie niszowość konsol Nintendo z problemu dla firmy stała się zaletą, co pozwoliło na wytworzenie się wokół produktów tej firmy dość hermetycznej społeczności entuzjastów. W skali świata nie ma ich wielu, a w Polsce pewnie ciężko byłoby naliczyć kilka setek takich osób, ale one są - i to dla nich działa dziś Nintendo.
Powrót do Polski w tym momencie wygląda nawet na budowanie swojej pozycji długofalowo bez nastawiania się na nieosiągalny w obecnych warunkach krótkoterminowy zysk - chociaż nie wiem, czy nie doszukuję się tutaj jakiejś bardziej wymyślnej strategii na siłę, a akcje Nintendo i czas powrotu do wschodniej Europy jest wyłącznie zbiegiem okoliczności.
Wierzę jednak, że decyzja o ponownym odkryciu Polski nie zapadła przypadkiem.
Obecny dystrybutor Nintendo musi zdawać sobie sprawę, że sporo 3DS-ów w Polsce pochodzi z zagranicznej dystrybucji, chętnych na zakup konsol już wielu nie będzie, a gry w porównaniu do cen tytułów na smartfony są pieruńsko drogie. Rynek jest przez ostatnie lata nasycony i trudno będzie znaleźć potencjalnych klientów na zakurzone już 3DS-y i Wii U. Kto naprawdę chciał, już dawno kupił, a nowi potencjalni klienci mają już przecież smartfony, tablety i “duże” konsole. Gry na urządzenia mobilne nie zastąpią tych na 3DS-a, w Wii U ma ekskluzywne gry - ale to za mało.
Zgodzę się, że Nintendo ma wiele świetnych tytułów na wyłączność z Pokemonami na czele, ale to za mało w dzisiejszych czasach, by osiągnąć sukces. Powrót do naszego kraju zawdzięczamy przy tym nie Japończykom, a czeskiemu dystrybutorowi. Z tego co udało mi się dowiedzieć, to sami Czesi się starali i wyszli z inicjatywą, a Nintendo pozwoliło im działać na naszym rynku niejako od niechcenia. Biorąc to wszystko pod uwagę nie spodziewałem się cudów, a dlatego tym bardziej niespodziewaną informacje o oficjalnym turnieju w Pokemony organizowanym w Padbarze przyjąłem z dużym entuzjazmem.
Spędzony na zawodach o nazwie Pokemon XY Battle Factory dzień uznaję za bardzo udany, chociaż nie udało mi się zostać polskim mistrzem Pokemonów.
Trafiłem zresztą poza samo podium po bardzo emocjonującym pojedynku z obecnym polskim mistrzem w półfinale i następnie porażce w meczu o trzecie miejsce. Nie o wyniki jednak chodzi, chociaż patrząc na nagrody cicho kląłem pod nosem, a o dobrą zabawę. Zacznę może jednak od początku.
Jak niektórzy czytelnicy Spider’s Web pewnie wiedzą, mam słabość do Pokemonów, w które zagrywałem się pasjami w dzieciństwie. Potem skończyłem podstawówkę i na ponad dekadę zapomniałem o temacie i dopiero dwa lata temu pojawiły się pierwsze wzmianki o Pokemon X i Pokemon Y, czyli kolejnej generacji serii.
Grę kupiłem w dniu premiery, przez kilka miesięcy udało mi się “złapać je wszystkie”, a po kilku meczach, rozegranych przez internet z japońskimi dziećmi, sfrustrowany odłożyłem 3DS-a do szuflady.
Jak to zwykle bywa, po spełnieniu marzenia z dzieciństwa - zebraniu 718 wirtualnych stworków i wyszkoleniu drużyny marzeń - uświadomiłem sobie, że nie mam szans grać online z graczami z Japonii. Nie znalazłem też osób chętnych na sparingi wśród znajomych, więc o temacie zapomniałem. 3DS pewnie kurzyłby się dalej do listopadowej premiery kolejnej części serii (czyli duo w postaci Alpha Sapphire i Omega Ruby), gdyby nie... Facebook. Zupełnym przypadkiem ze 3 tygodnie temu trafiłem na stronę organizowanego w Warszawie wydarzenia, na który nie mogłem się nie wybrać.
Widząc informacje o turnieju Pokemony XY Battle Factory postanowiłem zgłosić swój udział. Wydarzenie odbyło się o 15:00 w niedzielę 7 września w warszawskiej knajpie dla graczy. Padbar, bo taką nosi nazwę otwarto ją blisko rok temu na Marszałkowskiej 115 oddział sieci lokali dla graczy, które z powodzeniem przyciągają geeków nie tylko w stolicy, ale też w Lublinie i Wrocławiu, gdzie działają znacznie dłużej. Samą knajpę niezmiernie lubię i bywam w niej prywatnie znacznie rzadziej niźli bym sobie tego życzył, dlatego tym chętniej wybrałem się na miejsce.
Co prawda obawiałem się - podobnie jak inni zawodnicy, z którymi miałem okazję poruszyć ten temat - że trafię na spotkanie grupy 12-latków, a moja obecność wśród nich zaalarmuje okolicznych stróżów prawa.
Wskazywałby na to regulamin turnieju, w ramach którego znalazły się zapisy dotyczące uzyskania zgody rodzina lub opiekuna - ale zaryzykowałem i opłaciło się. Nie rozmawiałem co prawda ze wszystkimi obecnymi, ale na oko średnia wieku obecnych na spotkaniu osób to było grubo ponad 20 lat.
Takie samo wrażenie miałem zresztą podczas szukania współgraczy w Pokemony w sieci na początku roku - nikt nigdy nie miał czasu, ale zamiast wymawiać się klasówką lub szlabanem za powód nieobecności w sieci o wyznaczonej godzinie podawany był zwykle szef w pracy lub wykładowca.
Nie była to fanowska inicjatywa - a przynajmniej nie w pełni.
Turniej Nintendo o nazwie Pokemony XY Battle Factory (co znaczy po polsku Fabryka Walki, ale w tłumaczeniu to jakoś kiepsko brzmi) został połączony z kolejną edycją organizowanych cyklicznie spotkań fanów Pokemonów w Warszawie. Organizację takich spotkań wziął na swoje barki Maciej Szatkowski. To bardzo sympatyczny chłopak, którego miałem okazję poznać w trakcie zawodów. Z tego co udało mi się ustalić, zaraz po zorganizowaniu pierwszych spotkań odezwało się do niego przedstawicielstwo ConQuest entertainment z propozycją dostarczenia nagród, jeśli zorganizowałby w ich imieniu zawody.
Niezmiernie mnie ucieszyło, że to dystrybutor widzi co się dzieje i wychodzi do ludzi i nie jest to jedynie oddolna inicjatywa. Uczestnicy też dopisali, biorąc pod uwagę (nie)popularność Nintendo w naszym kraju. W Padbarze znalazło się w jednej chwili w niedzielne popołudnie ponad 20 osób, z których równe 16 wzięło udział w rozgrywkach. Same zawody były bardziej zabawą niż walką na śmierć i życie, ale wśród nagród znalazły się gry na 3DS-a, torba i koszulka Nintendo, figurki Pokemonów i liczne inne gadżety. Dla każdego uczestnika przygotowany był też nowy polski katalog Nintendo i kupon promocyjny pozwalający na odebranie w grze stworka niedostępnego w normalnym trybie rozgrywki.
To bardzo miły gest ze strony dystrybutora.
Nie liczę na to, że Polska będzie jednym z krajów, gdzie będą organizowane międzynarodowe turnieje przyciągające widzów z całego świata, jak to ma miejsce na Zachodzie. Wystarczy mi to, że przemiło spędziłem czas realizując jedno z marzeń z młodości. Nie wypada mi też nie przytoczyć nazwisk trzech pierwszych miejsc z podium: lepsi ode mnie okazali się w turnieju kolejno Emil Zagajewski (1 miejsce), Paweł Mroczkowski (2 miejsce) i Patryk Tański (3 miejsce). Zobaczycie jednak, jeszcze się odegram!
Sama formuła turnieju bardzo mi się spodobała, bo dawała w miarę równe szanse uczestnikom. Nie graliśmy swoimi stworkami i drużyną grindowaną przez ostatni rok. Zamiast tego każdy z uczestników otrzymał od organizatora trzy stworki specjalnie na ten cel przygotowane stworki o zbliżonych statystykach i umiejętnościach. Można porównać to do losowego rozdania karcianki - “dobra ręka” z pewnością pomoże, ale bez umiejętności i znajomości mechaniki gry nie ma raczej szans na sukces.
Mam tylko nadzieję, że Nintendo i ConQuest entertainment nie liczą na cud i rozumieją, że inwestycja w takie wydarzenia nie zwróci się szybko - a może nie zwrócić się wcale.
Niestety, jak bardzo dystrybutor nie będzie się starać, tak nie wyjdzie poza niszę dopóki Nintendo nie wyda jakiejś zupełnie nowej, rewolucyjnej konsoli. Zresztą nawet jeśli pojawi się taki następca 3DS-a, którego premiera zerwie czapki z głów, nie jestem przekonany czy jest jakakolwiek szansa na walkę z producentami tabletów, phabletów i smartfonów.
Niemniej jednak jako grający w Pokemony duży dzieciak cieszę się, że taka akcja jak Pokemony XY Battle Factory została zorganizowana i czekam na powtórkę. Na koniec chciałem tylko podziękować organizatorowi za dobrą robotę i współgraczom za miłe popołudnie.
Zamieszczam też swój manifest, skoro przypadło mi w udziale to najbardziej frustrujące, czwarte miejsce wśród szesnastu zawodników biorących udział w turnieju:
Osobom zainteresowanym tematyką Nintendo mogę polecić polubienie profilu dystrybutora na Facebooku. Poke-maniacy, zwłaszcza z Warszawy, powinni dołączyć do grupy Pokemon Polska na tym portalu i polubić fanpage o tej samej nazwie. Informacje o organizowanym przez Macieja Szatkowskiego październikowym spotkaniu fanów, które odbędzie się również w warszawskim Padbarze, znajdziecie z kolei w tym wydarzeniu.
Zdjęcia w tekście pochodzą ze strony wydarzenia Pokemon XY Battle Factory na Facebooku, republikuję je za zgodą autora.