REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Unia planuje po cichu zawiesić walkę z paliwami kopalnymi. Ważniejsza polityka i zysk ekonomiczny

Energetyczna polityka Brukseli jest coraz bardziej absurdalna. Bo niby Unia idzie w kierunku neutralności klimatycznej. A przecież nie tylko środowiskiem człowiek żyje. Jest jeszcze polityka i zysk ekonomiczny, przez które co chwilę trzeba zmieniać raz ustalone zasady. Więc z jednej strony będziemy odsuwać paliwa kopalne, a z drugiej jeszcze mocniej je przytulać.

10.07.2021
10:41
kopalnia-Janschwalde-sad
REKLAMA

Brukselska organizacja pozarządowa Transport & Environment (T&E) bije na alarm. Wszystko przez to, że Komisja Europejska najwyraźniej poddała się politycznej presji i w przygotowywanym rozporządzeniu o unijnej taksonomii znalazło się miejsce dla elektrowni gazowych. Tym samym Bruksela otwiera na oścież drzwi dla finansowania gazu ziemnego, co zresztą jest po myśli paru krajom europejskim, w tym przede wszystkim Niemcom. 

REKLAMA

„Zrównoważone finanse w 2021 r. powinny polegać na odsuwaniu inwestycji od paliw kopalnych, takich jak gaz. Ta strategia nie wyklucza żadnego z nich” – ocenia Luca Bonaccorsi, dyrektor ds. zrównoważonych finansów w T&E.

Greenwashing, czyli paliwa kopalne i zielone kłamstwo

Bonaccorsi zwraca uwagę, że Bruksela powoli nawet masową wycinkę drzew jest w stanie nazwać działaniem ekologicznym. I też za bardzo nie ma woli, żeby te wielkie udawanie wreszcie raz a dobrze zakończyć. Plany KE nie mają bowiem żadnych konkretnych propozycji, jeżeli chodzi o rozwiązywanie problemów wadliwych ocen ESG (środowiskowych, społecznych i zarządzania).

A to właśnie one są głównie przyczyną coraz częściej spotykanego zjawiska greenwashingu, czyli zielonego kłamstwa, z którym mamy do czynienia w przypadku nieuzasadnionego niczym kreowania nieprawdziwego wizerunku ekologicznego i wprowadzania tym samym klientów w błąd. Bo jak wiadomo, zwłaszcza teraz wszystko, co ma w nazwie „eko” nie dość, że jest modne, to w dodatku jeszcze w cenie.

Greenwashing jest powszechny, konsumenci są wprowadzani w błąd, dlatego pilnie potrzebujemy odpowiednich przepisów - uważa Luca Bonaccorsi.

Tymczasem nowa taksonomia UE, puszczająca „oczko” do gazu ziemnego, nie wprowadza żadnych mechanizmów naprawczych w tym względzie. Czyli na ekologicznej „modzie” dalej najbardziej przegrywać będą sami konsumenci.

Zielone obligacje będą zielone tylko z nazwy?

Na razie projekt taksonomii unijnej zakłada podział źródeł mocy na dwie kategorie: te „zrównoważone” (np. wodór, bioenergia, energia z wiatru i słońca) i te powodujące „znaczące szkody” (węgiel brunatny i kamienny). I jak wskazuje T&E przez presję kilku państw do tej pierwszej grupy w niedalekiej przyszłości będzie można zaliczyć też gaz ziemny. To wprawdzie też paliwo kopalne emitujące CO2 do atmosfery, ale ciągle można na nim jeszcze nieźle zarobić, więc cicho sza! 

Eksperci suchej nitki nie zostawiają też na planach dotyczących tzw. zielonych obligacji, które mają być wyemitowane w celu sfinansowania 30 proc. wartego 800 mld euro funduszu NextGenerationEU. Wszystko przez to, że planowane w ramach tego mechanizmu inwestycje nie będą musiały brać pod uwagę ustalonej taksonomii i spełniać kryteriów przyjaznych dla środowiska. Podobnie traktowane jest wyłącznie z grupy korporacji i instytucji finansowych, które będą musiały publikować informacje środowiskowe - sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Tym samym zakręca wielu przedsiębiorcom kurek finansowy na zielone inwestycje. I tak ma być co najmniej do 2025 r.

Europę oprócz gazu ziemnego różni jeszcze atom

Na KE naciskają coraz bardziej nie tylko te kraje, które właśnie w gazie ziemnym widzą swoją szansę w odejściu od węgla (np. Polska). Osobny bój o włączenie do taksonomii unijnej toczy się o energię jądrową. Takie państwa jak Austria, Dania, Niemcy, Luksemburg i Hiszpania wysłały już do KE swoje stanowisko w tej sprawie, w którym dowodzą, że energia z atomu nie spełnia podstawowej zasady „nie wyrządzaj znacznej szkody”. Odpady z energii jądrowej są bowiem cały czas uznawane za szkodliwe dla środowiska. Tymczasem jeszcze w 2019 r. w UE 26,4 proc. energii produkowanej było właśnie w ten sposób.

Po drugiej stronie stołu negocjacyjnego w sprawie energetyki jądrowej siedzą takie kraje jak przede wszystkim Francja, która jest na świecie atomowym liderem. W sumie działa tam 56 reaktorów w 18 elektrowniach. I z tego źródła pochodzi przeszło 75 proc. krajowej energii. Razem z Paryżem mocno kciuki za przyszłość atomu trzymają też w Słowacji, na Węgrzech, w Rumunii, Słowenii i w Polsce. Przypomnijmy, że Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. zakłada, że w 2033 r. w naszym kraju ma działać jeden blok elektrowni jądrowej o mocy ok. 1-1,6 GW. W sumie, w odstępstwie kolejnych 2-3 lat, powstać ma sześć takich bloków.

Polityka to w tym stadzie Alfa, klimat musi ustąpić

Wychodzi więc chyba na to, że mamy tutaj do czynienia z klasycznym bojem między tym, co racjonalne, a tym, co nakazuje polityka. I chyba znowu te drugie siły wygrywają. Bo przecież z jednej strony trudno na globusie wskazać inny region niż Unię Europejską, który aż tak bardzo dba o klimat, przynajmniej na papierze. To tutaj przecież, już pod koniec 2018 r. zaczęła być odmieniana przez wszystkie przypadki neutralność klimatyczna. Tutaj również powstał Zielony Ład, który ma do niej prowadzić. I też tutaj ustanowiono nowy cel klimatyczny, zmuszający do redukcji emisji CO2 nie o 40, jak to pierwotnie było już o 55 proc. 

Jakby się temu wszystkiemu przypatrzeć nieco bliżej, to z tej drugiej strony właśnie już aż tak „zielono” wcale nie jest. Najlepiej ukazuje to Nord Stream 2, który za chwilę będzie dokończony. Jak nagle i trochę też niespodziewanie administracja amerykańskiego prezydenta Joe Bidena oznajmiła, że jednak nie będzie wprowadzać nowych sankcji na budujących rosyjski gazociąg, bo ważniejsze są dobre relacje z Berlinem - okazało się, że w całej UE brakuje drugiego odważnego, który powie głośne „stop”. Wszyscy słowa płynące z Waszyngtonu przyjęli ze zrozumieniem i na tę chwilę o klimacie jakoś zapomnieli. 

REKLAMA

Nord Stream 2, który ma dostarczać rosyjski gaz ziemny, jest bowiem bardzo na rękę przede wszystkim Niemcom. Będzie sprowadzał surowiec z północnej Rosji, z Półwyspu Jamał, gdzie rezerwy gazu szacowane są na nawet 5 bilionów metrów sześciennych. Warto pamiętać, że pozwolenie na realizację tej inwestycji wydała też Finlandia, Dania i Szwecja. Pieniądze na Nord Stream 2 łożą z kolei niemieckie firmy energetyczne Wintershall i Uniper, brytyjsko-holenderski koncern Royal Dutch Shell, francuski ENGIE oraz austriacki koncern naftowo-gazowego OMV.

Widać więc jak na dłoni, że za Nord Stream 2, czyli pośrednio za jednym z paliw kopalnych: gazem ziemnym stoją potężne grupy interesów - i te krajowe i te prywatne też. Bruksela pewnie nie będzie miała na to żadnej odpowiedzi i skończy się na tym, że zaczniemy ograniczać paliwa kopalne, ale nie wszystkie. Węgiel szybko pójdzie w odstawkę, ale za to gaz ziemny będzie jeszcze długo źródłem energii w Europie, co już na starcie skazuje na porażkę walkę o redukcje emisji dwutlenku węgla. Ale przynajmniej rachunki na górze będą się zgadzać.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA