REKLAMA
  1. bizblog
  2. Podróże

Korporacje wbijają liniom lotniczym nóż w plecy. Przewoźnicy stracą setki milionów dolarów

Firmy na całym świecie przykręcają kurek z pieniędzmi na podróże służbowe. Okazało się, że wizytę w fabryce po drugiej stronie świata można załatwić przez internet, a umowę dogadać na Skypie. To po przepłacać? Linie lotnicze są w kropce.

11.10.2021
16:54
Korporacje wbijają liniom lotniczym nóż w plecy. Przewoźnicy stracą setki milionów dolarów
REKLAMA

Bain & Company to amerykańska firma konsultingowa, która zatrudnia tysiące pracowników w kilkudziesięciu krajach świata. W lipcu uznała, że zobowiązania dotyczące zrównoważonego rozwoju pora potraktować serio. Spółka zobowiązała się do ograniczenia emisji dwutlenku węgla na podróże służbowe o 35 proc. na jednego pracownika w ciągu najbliższych 5 lat.

REKLAMA

W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że z kalendarza wypadnie teraz co trzecia wycieczka samolotem na koszt firmy. A to dopiero początek. Korporacje z całego świata tworzą sobie budżety węglowe i zapowiadają, że latanie stanie się wyjątkowym przywilejem przeznaczonym sprawom, których w żadnym wypadku nie da załatwić się w inny sposób.

Korporacje przeciw lataniu

Eksperci przepowiadali taki rozwój sytuacji, ale szczerze mówiąc prognozowali też wiele innych zjawisk. Na przykład, że po zniesieniu restrykcji pandemicznych będziemy tak przyzwyczajeni do utrzymywania dystansu społecznego, że zaczniemy unikać dużych zgromadzeń. I co? I unikamy jak poniżej:

Z cięciami w podróżach służbowych analitycy trafili jednak w dziesiątkę. Deutsche Bank, Michelin, HSBC i Pfizer to tylko część potężnych firm, które po pandemii postanowiły wziąć na wstrzymanie z lataniem. Część z nich obcięła służbowe podróże o nawet 70 proc.

Inne spółki też chcą się samoograniczyć. Tylko trochę mniej. W badaniu przeprowadzonym przez Bloomberga w USA, Europie i Azji o obcięciu wydatków mówiło aż 84 proc. ankietowanych. Średnie redukcje mają sięgać od 20 proc. do 40 proc. A że rok 2021 nie rozpieszcza firm lotniczych, to coś czuję, że czeka nas:

Kolejna fala bankructw

W ubiegłbym roku linie lotnicze padały jak muchy. Po opracowaniu szczepionki i wdrożeniu paszportu covidowego (fakt, że tylko w Europie) miało być lepiej. I jest, ale tylko nieznacznie. Przewoźnicy tną zbyt optymistyczne prognozy na jesień, IATA ostrzega że linie stracą do końca 2021 r. około 52 mld dol. Prawie połowa tej kwoty przypadnie na przewoźników ze Starego Kontynentu.

Stowarzyszenie rzuca też garścią wymownych porównań. W 2019 r. przewoźnicy obsłużyli 4,5 mld pasażerów. W tym roku zamkną się liczbą w granicach 2,4 mld. Rok temu skończyli na 1,8 mld. Przed pandemią średni wskaźnik wypełnienia samolotów wynosił 83 proc. W tym roku IATA prognozuje 67 proc. W 2020 r. sięgnął on 65 proc.

Linie lotnicze dopiero odbijają od dna

O kolejne pieniążki z krajowych budżetów będzie ciężej. Komisja Europejska każe im lać do baków droższe, bo zrównoważone paliwo lotnicze. A teraz korporacje jedna po drugiej odwracają się od nich plecami.

Czy te decyzje rzeczywiście zabolą przewoźników? No pewnie. Jeszcze jak. Organizacja US Travel Association szacowała, że z 1,1 mld dol., jakie pasażerowie w Stanach Zjednoczonych wydali na latanie w 2019 r. aż 334,2 mln dol. pochodziło od firm. Zakładając, że ten drugi budżet zmniejszy się o połowę, liniom lotniczym wyparuje 15 proc. rynku.

Nie wszyscy przewoźnicy oberwą w tym samym stopniu. Najbardziej zagrożony jest model biznesowy tradycyjnych linii takich jak LOT, Lufthansa czy Air France. PwC policzyła swego czasu, że klasa premium i klasa biznes daje im trzy czwarte zysku. Choć – jak wiadomo – miejsca dla zasiadających z przodu klientów stanowią ułamek ogólnej pojemności samolotu.

REKLAMA

Przewoźnicy połapali się już rzecz jasna w sytuacji i zaczynają przekształcać klasę biznes w premium. Ta druga jest tańsza, zajmuje mniej miejsca, ale jest idealna, by ją zaproponować nieco zamożniejszym pasażerom latającym w celach turystycznych. Problemu nie mają za to Ryanair, Wizzair, EasyJet i inne niskokosztowce, które od początku celowały w liczbę kosztem jakości i marży.

Czas pokazał, że zamienianie samolotów w podniebne autokary jest bardziej opłacalne niż próba utrzymywania u pasażerów poczucia, że płacąc za bilet stają się podróżniczą elitą. Po rezygnacji z przelotów służbowych ta druga polityka wydaje się już całkiem nie do utrzymania.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA