Wiadomości

Zmotoryzowana maszyna do eutanazji jednak powstanie. Nazywa się McMurtry Spéirling

Wiadomości 22.06.2023 153 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 22.06.2023

Zmotoryzowana maszyna do eutanazji jednak powstanie. Nazywa się McMurtry Spéirling

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski22.06.2023
153 interakcje Dołącz do dyskusji

Wsiadasz, wciskasz gaz i umierasz, ale jakie wrażenia temu towarzyszą. Mikrohipersamochód elektryczny McMurtry Spéirling doczeka się wersji produkcyjnej. 

Zeszłoroczny festiwal w Goodwood zapisał się w historii pobiciem rekordu czasu przejazdu krótkiego odcinka toru – przedziwny samochód McMurtry, elektryczny jednomiejscowy bolid, przejechał ten odcinek w 39,08 sekundy, bijąc dotychczasowy wynik o 0,8 sekundy. Dodam, że ten poprzedni rekord też należał do samochodu elektrycznego, tyle że o wiele większego, czyli Volkswagena ID.R.

Ktoś powie: no tak, fajny i szybki, rzeczywiście jego twórca włożył cały wysiłek w to, aby zbudować samochód specjalnie do tego celu i jak widać, opłaciło się. Bez ryku silnika (ale za to ze słyszalnym na filmie charakterystycznym gwizdem) ten malutki, 3,45-metrowy samochodzik zdmuchnął rywali w o wiele większych pojazdach. Sukces był na tyle duży i głośny, że postanowiono stworzyć wersję produkcyjną Spéirlinga.

Mcmurtry Spéirling ma mieć 1000 KM i kosztować 1 milion dolarów

Konkretnie to 820 tys. funtów, przy czym oczywiście produkcja będzie ręczna, limitowana do 100 sztuk i z dostawą na rok 2025. Można spodziewać się przyspieszenia od 0 do 100 km/h w 1,5 sekundy i prędkości maksymalnej przekraczającej 300 km/h. Akumulatory mają pojemność 60 kWh, co przy pełnym wykorzystaniu mocy pozwoli na przejechanie 60 km – czyli mamy wreszcie elektryczny samochód, który pali sto na sto. Dla porównania, typowe miejskie auto elektryczne zużywa ok. 18 kWh energii na 100 km. Ponoć kabina McMurtry została tak obmyślona, żeby mimo mikrych rozmiarów zewnętrznych można było ustawić fotel, kierownicę i pedały nawet dla kierowcy o wzroście dwóch metrów. No i najważniejsze: masa. Poniżej 1000 kg – niesamowity wynik biorąc pod uwagę 60-kilowatogodzinny zestaw akumulatorów. W jej utrzymaniu pomaga oczywiście w pełni karbonowe nadwozie.

Wprowadzono sporo poprawek w stosunku do prototypu z Goodwood. Dotyczą zwłaszcza lżejszych akumulatorów i dodania układu ABS, którego w prototypie nie było. Na miejscu pozostały oczywiście rozbudowane wentylatory, chłodzące układ baterii. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby te wentylatory zawiodły.

Jest jednak taki problem

Przypuśćmy że zdążasz załapać się na listę, wpłacasz bańkę i czekasz na swojego Spéirlinga. W końcu przyjeżdża, ładujesz go do pełna, wsiadasz, zapinasz pas i ogień. Pojazd jest tak szokująco szybki i tak znacznie różni się to od przyspieszenia w samochodzie spalinowym (wierzcie mi, wiem co mówię po przejażdżce Teslą Dual Motor), że jakieś półtorej sekundy od wduszenia gazu wpadasz na ścianę i się zabijasz. Nieraz czytałem o ludziach, którzy nowym Ferrari czy Lamborghini cieszyli się kilka godzin, a czasem jeszcze krócej, ponieważ po prostu go nie opanowali.

Wygląda na to, że albo firma McMurtry nie będzie czuła żadnej odpowiedzialności i sprzeda wszystkim nabywcom maszynę do efektownej eutanazji (nie widzę wad, pod warunkiem że nie ucierpi nikt inny), albo trzeba będzie przejść jakiś kurs pozwalający jeździć tak mocnym samochodem. Skoro uprawnienia robi się w zależności od masy, to czemu nie robi się ich w zależności od mocy?

Pytam dla kolegi, ja nie planuję nabywać Spéirlinga, bo nie mieści się do niego składak. I tak pewnie żadnego nie zobaczymy na ulicy – kupią je bogaci inwestorzy, przejadą się raz i wstawią do garażu jako element swojej kolekcji nikomu niepotrzebnych pojazdów. Taki już problem z bogaczami: im jesteś bogatszy, tym krócej cieszy cię wszystko, co posiadasz.

Czytaj również:

Z toru na ulice. Historia Mercedesa CLK GTR to kopalnia ciekawostek

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać