Wiadomości

Czy potencjalni klienci powinni prowadzić superszybkie auta na jeździe próbnej? Raczej nie

Wiadomości 06.11.2022 572 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 06.11.2022

Czy potencjalni klienci powinni prowadzić superszybkie auta na jeździe próbnej? Raczej nie

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski06.11.2022
572 interakcje Dołącz do dyskusji

Wypadek Audi e-tron GT z Trójmiasta udowadnia, że oddawanie tak szybkiego samochodu w ręce osoby niedoświadczonej może skończyć się tragedią.

Nie zazdroszczę pracy osobie, która musi jeździć z klientami w samochodach o mocy 500 czy 600 KM, niezależnie od tego czy mowa o wozach spalinowych czy elektrycznych. Wsiada taki klient, no i trzeba mu sprzedać ten potwornie drogi samochód, pozwalając mu „sprawdzić co on potrafi”. Wszyscy wiedzą, że to będzie się wiązało z niebezpieczną jazdą, ale obie strony się na to godzą – klient, bo to i tak nie jego, i chce zobaczyć „jak to idzie”, a sprzedawca – bo chce sprzedać i dostać prowizję. Skoro wszyscy się zgadzają, to w czym problem?

W tym:

Znalazłem dwie różne wersje: w jednej w samochodzie była tylko jedna osoba i sama opuściła wrak po wypadku, gdzieś w komentarzach znalazłem że podobno były dwie osoby. Przyjmijmy, że była tylko jedna, co za różnica, skoro wszyscy żyją i nie trzeba liczyć trupów. Problem jest inny.

Problemem jest to, że te samochody są nie do opanowania

Problemem jest to, że producenci z grupy „premium” wytwarzają samochody, których opanowanie przy maksymalnej mocy przekracza wielokrotnie możliwości przeciętnego kierowcy. Przeciętny kierowca jechał może samochodem o mocy 150 czy 200 KM, ale jest to zupełnie co innego niż jazda samochodem o mocy sześciuset koni. Ktoś powie: no ale one mają kontrolę trakcji i takie tam, i tego typu. Ble, ble, ble, to bzdury są – ta kontrola trakcji to ma cię uratować jak przegniesz lekko, ale nie wtedy, kiedy po prostu pójdziesz denkiem jak dzik w żołędzie. Co zresztą widać po zdjęciach.

Nawet nie chce mi się tłumaczyć, bo już raz to tłumaczyłem – producenci samochodów tego typu ponoszą część odpowiedzialności za takie wypadki. Korzystają z tego, że nie ma żadnego ograniczenia mocy dla samochodów, jak też i nie ma ograniczenia uprawnień w zależności od mocy, a cóż sprzeda się lepiej niż BARDZO DUŻO MOCY? A nawet nie bardzo dużo, tylko po prostu WIĘCEJ NIŻ INNI. Co ciekawe, gdy powstawały założenia kategorii praw jazdy, skupiono się na kwestii masy, bo kwestia mocy była nieistotna. Kto miał prywatny samochód, dysponował może mocą 40, 50, 70 KM, z rzadka ponad 100 KM, więc nie trzeba było jakoś specjalnie tego regulować. Teraz z Hyundaia i20 można się przesiąść na Audi e-tron GT i sprawdzić jak ono idzie.

O tak:

Nie no dobra, jest git, o co ja się awanturuję. Nikt nie zginął, las nie ucierpiał, chcącemu nie dzieje się krzywda, ubezpieczenie przecież odda pieniążki. Mam nadzieję, że następny model z tej serii będzie miał co najmniej 800 KM.

Zdjęcia: policja, straż pożarna

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać