Relacje

Witaj w piekle dla zmotoryzowanych – zamknęli całe miasto, bo maraton

Relacje 16.04.2023 490 interakcji

Witaj w piekle dla zmotoryzowanych – zamknęli całe miasto, bo maraton

490 interakcji Dołącz do dyskusji

Dziś zamknęli większość ulic w centrum Łodzi, ponieważ w mieście organizowany jest coroczny maraton. Próbowałem w tym czasie zawieźć dzieci do teatru. To była droga przez piekło.

Wystarczyło, że wyjechaliśmy z naszego podwórka i od razu natknęliśmy się na przeszkody. Kierunek, który nas interesował, był niedostępny, więc zaczęliśmy jechać w przeciwnym. Mamy ok. 50 min na przejechanie trasy, która zwykle zajmuje 7 min i jest niedziela rano. To tylko maraton, z pewnością damy radę – pomyślałem – ale mój optymizm szybko został poddany próbie. Wystarczyło przejechać dwa skrzyżowania i zaczęły się kłopoty. W lewo? Nie można. W prawo? Zamknięte.

Panie policjancie jak my mamy stąd wyjechać?

Nie wiem

Dzieci jadą do teatru na 10:00 i nie mamy jak dojechać. Pomoże nam Pan?

Proszę się na mnie nie denerwować. Urząd miasta robi to co roku, nie wiem, co Państwu powiedzieć. Jeżeli jesteście w tym kwadracie ulic, to nie ma jak wyjechać.  Dziś rano na odprawie powiedziano nam, że w tym roku mamy nikogo nie przepuszczać. Jeden samochód przed Państwem wysłałem w tamtą stroną, bo zgodnie z mapką, to powinno się dać tam przejechcać. Niestety wrócił, bo też jest zamknięte. Ja naprawdę nie wiem, co Państwu powiedzieć. Tak będzie do 15:30. Proszę, tutaj jest mapka.

Podziękowaliśmy, zawracamy i próbujemy innego kierunku, wertując mapkę. Zanim zdążyliśmy odjechać, to ten sam policjant puka nam w szybkę.

Czy mogę z powrotem tę mapkę? Mam tylko jedną, a przede mną jeszcze kilka godzin stania. Jak coś, to jest dostępna w internecie.

Oddaliśmy mapkę i ruszyliśmy w poszukiwaniu objazdu. Za 40 min zaczyna się spektakl. Zwykle w niedzielę o 9 rano do tego teatru jechalibyśmy kilka minut. Dziś, wiedząc o maratonie, wyruszyliśmy 50 min wcześniej i po 10 min podróży byliśmy dalej od teatru niż nasz dom, z beznadziejnymi perspektywami. Dojechaliśmy do kolejnej blokady. Wyglądało, że to definitywny koniec, ale ku naszemu zaskoczeniu, funkcjonariusz przepuścił nas oraz inne samochody. Wydostaliśmy się z kwadratu przecznic odciętych.

Dojechaliśmy do dużej arterii (ulicy Kopcińskiego), a tam przywitało nas zwężenie oraz korek. Z trzech pasów aż dwa zostały oddane do użytkowania maratończykom, plus oczywiście chodnik. Dla kierowców został jeden pas. W tym wąskim gardle przestaliśmy ponad 20 min, oglądając przez prawy bok powiewające tasiemki oddzielające puste dwa pasy od samochodów. Przez cały nasz postój w korku widziałem tylko jednego maratończyka, który… biegł chodnikiem. Mógł, chociaż biec środkiem, ale nie, wybrał chodnik, żeby dodatkowo zdenerwować wszystkich kierowców.

Najbardziej szkoda mi dzieci, które długo czekały, żeby zobaczyć w teatrze swoją ulubioną świnkę. Teraz, tuż przed seansem siedziały na tylnej kanapie auta, ściskając pluszowe świnki i zamiast cieszyć się z atrakcji, to trzęsły się z nerwów, które udzieliły im się ode mnie oraz od żony.

Ostatecznie dojechaliśmy spóźnieni 15 min. Zamiast jechać 7 min, jechaliśmy godzinę, a i tak ostatnie 300 metrów żona musiała dojść z dziećmi, bo ulica, na której jest teatr, została oczywiście zamknięta. Na szczęście nie byliśmy jedyni, którzy nie dotarli o czasie i organizatorzy spektaklu postanowili dać czas spóźnialskim.

Maratony oraz inne biegi organizuje się na ulicach miast od lat. Tylko po co?

Jak zacznę pisać o tym, że przecież mogliby biegać po lesie, to z pewnością poirytuję wszystkich czytelników. Skoro biegają po miastach, to najwyraźniej tak musi być. Ja tego nie rozumiem. Dlaczego akurat biegacze uparli się na centrum miast? Przecież to chyba nie jest zbyt zdrowe dla stawów, żeby biegać po asfalcie, a oddychanie miejskim smogiem podczas maratonu też z pewnością nie należy do przyjemnych…

No ale skoro już biegają przez miasta, to ja nie dziwię się, że miejscowości, gdzie przebiegają trasy, bardzo cierpią. W końcu odcinek o długości 42 kilometrów i 195 metrów z pewnością niełatwo jest wytyczyć, zamknąć oraz zabezpieczyć. W Łodzi pomagają chyba wszyscy policjanci na czynnej służbie. Nie mówcie tego złoczyńcom, bo zaczną wykorzystywać to zamieszanie do niecnych celów. Chociaż z drugiej strony to nie wiem jak mieliby uciekać z miejsc zbrodni, bo nie da się nigdzie przejechać. Wszyscy kierowcy, łącznie ze mną snujemy się w kółko po ulicach bez sensu odbijając się od ścian jak te potworki w labiryncie gry Pacman.

łódzki maraton ulice

Dziś z teatru żona i dzieci wrócą piechotą, Moja córeczka, która ma niecałe dwa latka, z pewnością doceni prawie 3-kilometrowy spacer w kierunku domu. Może tak polubi przebieranie nóżkami, że za rok sama pobiegnie, a ja będę mógł ponarzekać na kierowców, którzy nie mają co robić i jeżdżą samochodami w czasie, gdy miasto jest przejęte przez społeczność biegaczy i W CAŁOŚCI do nich należy.

PS w momencie publikacji tekstu znajduję się w korku względnie niedaleko swojego domu. Nie jestem w stanie ukończyć podróży, nawet na piechotę, ponieważ paraliż objął również komunikację miejską i sznur stojących tramwajów sprawił, że utknąłem. Z prawej mam chodnik, z lewej tramwaj, a przed sobą oraz za sobą samochody. Coś wspaniałego.

Czytaj dalej:

Fajnie jest poupalać auto na zamkniętym odcinku drogi, ale one nie są zamknięte bez powodu

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać