Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: fury w cenie Bugatti Chiron z Lego

Przegląd rynku 30.07.2018 281 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 30.07.2018

Poniedziałkowy przegląd ofert: fury w cenie Bugatti Chiron z Lego

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski30.07.2018
281 interakcji Dołącz do dyskusji

Po komentarzach wiem, że się tego spodziewaliście. Adam przedstawił szczegółową relację ze składania Bugatti Chiron, zestawu wartego 1700 zł. I napisał, że za tyle można kupić normalny, jeżdżący samochód. Można? Zapraszam na przegląd ofert. 

Na początek zastrzeżenie: skupiłem się tylko na autach wartych ok. 1700 zł, które mają ważne badanie techniczne i ubezpieczenie oraz opisanych jako nieuszkodzone. Nie szukamy kłopotów ani okazji do zarobku. Szukamy czegoś, co pojeździ jeszcze do roku i się nie rozpadnie. Wybór takich aut jest raczej mały. W kółko przewija się 9-10 modeli. Bardzo trudno znaleźć coś spoza schematu, ale poszukałem i oto propozycje.

Citroen AX

Francuskie auta są bardzo nietrwałe i w ogóle bardzo złe, krzyczą znawcy z internetu. Tego typu stereotypy można rozjechać pięciodrzwiowym AX-em z przebiegiem prawie 340 tys. km. Nie powiem, jest to wyczyn – przejechać autem o pojemności poniżej 1 litra 340 tys. km. Oglądałem kiedyś małe auta leżące na złomie, większość z nich przejechała tylko 200-250 tys. km zanim przegniła lub została rozbita i trafiła na złom. Jeśli ktoś osiągnął taki przebieg AX-em, to znaczy że prawdopodobnie naprawdę o niego dbał. Auto pochodzi od właściciela, który ma je od 24 lat, więc zapewne jest w stanie to i owo o nim powiedzieć. AX ma tę zaletę, że zaskakująco mało rdzewieje, pomijając okazjonalne dziury w podłodze bagażnika. Jeśli tylna belka jest w dobrym stanie (koła nie stoją w silnym negatywie), a spod głowicy nie leje się olej, można śmiało polecić ten wóz. Poza tym zaczyna on już nabierać charakteru youngtimera. Kiedy ostatnio widzieliście AX-a na chodzie?

Citroen AX

Daewoo Matiz, prawie gratis

Nie kocham Matiza, jest dla mnie za wąski i siedzę w nim w dziwacznej pozycji. Trzeba jednak zauważyć, że Matiz to taki nowy Maluch i godny następca Tico w kategorii auta najtańszego w utrzymaniu. Jeśli jesteśmy naprawdę z dala od dużego miasta i mijamy niezbyt bogate wsie, to może uderzyć nas powszechność występowania Matizów. Jak widać na zdjęciach, ten też mieszka raczej z dala od dużych skupisk miejskich. Gdyby ktoś się zastanawiał czym są „dlogie oplaty” – nie chodzi tu o żadne długi, a o to, że auto ma ważne ubezpieczenie i badanie techniczne dłużej niż na miesiąc.

Matiz to auto bardzo małe (poniżej 3,5 m), ale pięciodrzwiowe. Silnik może niezbyt mocny, ale niebywale wręcz oszczędny. Matiz z LPG pozwala przejechać 100 km za mniej niż 20 zł. Niestety, blacha ma trwałość tektury, o bezpieczeństwie nie ma co marzyć, a szybsze pokonanie zakrętu może skończyć się na boku, ale nie są to wady, na które powinno się zwracać uwagę przy samochodzie za 1700 zł. Przypomnę, że chodzi nam o to, by te 1700 zł wydać na coś, co sensownie pojeździ jeszcze przez rok. Kupno Matiza i puszki biteksu do zabezpieczenia spodu wydaje się rozsądnym planem. Przy okazji ciekawostka: czy wiecie, że ponad połowa całej polskiej produkcji Matiza, trwającej aż 10 lat, powstała w roku 1999?

 

Fiat Cinquecento Sporting

Czy da się kupić auto sportowe za 1700 zł? Tak, o ile ograniczymy się do Fiata Cinquecento Sporting. Akurat jest to wóz którego warto poszukać nie tylko jako produktu motoryzacyjnego do „dojeżdżenia”. Warto go trochę ponaprawiać i potrzymać: po pierwsze, jeździ się nim bardzo przyjemnie, po drugie – ma potencjał na wzrost wartości. Tak, tak, Cinquecento Sporting to niemal youngtimer. To był pierwszy samochód ze sportowym zacięciem produkowany w Polsce. Miał tylko 54 KM, ale „kręcił się” jak wyścigówka. Poza tym ma znaczny potencjał tuningowy. Można włożyć 1.2, można zamontować „ostrzejszy wałek z Punto” – możliwości są szerokie.

298 000 km przebiegu to dość sporo, ale nie wymagajmy cudów. Poza tym te silniki, mimo archaicznej konstrukcji, są zaskakująco trwałe. Ja spędziłem dwa dni ze Sportingiem i wspominam go wspaniale, jako taki typ sprytnego, miejskiego auta, w którym nie muszę się martwić o to czy zmieszczę się w miejsce parkingowe albo czy nie nastąpi jakaś drobna obcierka o element scenerii. Kolega, który mi go pożyczył, był w szoku jeśli chodzi o ceny części – kupił do niego jakieś tarcze hamulcowe z klockami za 80 czy 90 zł. Sporting to mój typ, jeśli chodzi o samochód za niewielkie pieniądze, z którym warto zostać na dłużej.

Fiat Cinquecento

Duży i wygodny: Seat Toledo I

Czy za 1700 zł da się kupić duży i wygodny samochód z wielkim bagażnikiem? Tak, ale najczęściej jest to niestety Opel Vectra B z pogniłą podłogą. Po odrzuceniu Opli zostało mi trochę Fiatów Siena/Palio, bardzo zniszczona Multipla i Marea Weekend oraz niezarejestrowane w Polsce Suzuki Baleno kombi. Oraz Seat Toledo pierwszej generacji, czyli ciekawy pojazd będący hybrydą rozwiązań z Golfa II i III (były tu np. dostępne silniki 1.9 TDI, których nie było w Golfie II). Z zewnątrz wygląda jak sedan, faktycznie jest liftbackiem z unoszoną tylną szybą – potem ten styl nadwozia przejęto do gamy Skody. Gigantyczna klapa daje wspaniały dostęp do bagażnika, o ile akurat nie opada na głowę po jej uniesieniu. Główna wada Toledo – pomijając wszelkie usterki wynikające ze zużycia – to strasznie brzydkie wnętrze, wyglądające jak wykonane za karę. Ale narzekanie na takie rzeczy przy cenie 1700 zł nie uchodzi.

Silnik 1.6 101 KM ma wielopunktowy wtrysk paliwa. Uwaga, to inna rodzina silników niż późniejsze o pojemności 1598 ccm z Toledo II. Starsze (1595 ccm) mają większą średnicę cylindrów, ale dużo krótszy skok tłoka. Niedługo postaram się szczegółowo przybliżyć o co chodzi z tym volkswagenowskim 1.6 w wersji „małej” i „dużej”.

Seat Toledo

Dla konesera: Lancia Kappa 2.4 JTD

Niewiarygodne są groszowe ceny takich samochodów. Jak widzę taki wóz – typu „stara limuzyna dziwnej marki” – to wiem, że albo ktoś nim jeździ, bo nie może go sprzedać, albo kupił go, bo nie było go stać na nic innego, a nie chciał Matiza. Mało kto kupuje takie wozy z zamiłowania. Powiedziałbym, że grupa koneserów Kappy jest tak mała, że jej zlot mógłby odbyć się w dwupokojowym mieszkaniu. Trochę żałuję, bo przez to takie auta po prostu umierają i po pierwszej poważniejszej awarii kończą na złomie.

Kappa w konfiguracji wiśniowej budy z 5-cylindrowym dieslem (szkoda, że bez zdjęć wnętrza) wygląda całkiem nieźle. Jeździ gorzej – pojeździłem kiedyś trochę Kappą i rozczarowała mnie tym, że czułem się w niej jak w zwykłym samochodzie, a nie jak w limuzynie. Normalnie nie zwracam aż takiej uwagi na to jak auto się prowadzi, ale Kappa była tak ciężka przodem, że nawet mnie to przeszkadzało. Duża Lancia jest jednak wykonana solidnie i omijała ją plaga awarii znana właścicielom Alf Romeo z tych samych lat. Pięciocylindrowy diesel 2.4 też sprawuje się nieźle, choć do najoszczędniejszych nie należy. Tu mamy już wersję z common rail – w 1998 r., kiedy takie rozwiązanie było zdecydowanie jeszcze nowością. Stosował je już Mercedes, ale równolegle z… dieslem o pompie rzędowej (3.0 TD). Kappa jest ocynkowana i dobrze opiera się korozji. Najgorzej wypada trwałość zawieszenia – niektóre egzemplarze mają z tyłu nivo – i elektryki. A już najgorsza może okazać się sytuacja, gdy lokalny mechanik odmówi serwisowania Kappy, twierdząc że to dziwactwo.

Lancia Kappa

Honda Accord Aerodeck

Nie wiem czy tu nie ma jakiegoś haczyka, bo coś ten wóz wydaje mi się za tani. Ale może one już tyle kosztują. Wielkie, japońskie kombi z instalacją gazową i przebiegiem 400 tys. km – to musi być zły pomysł. Z drugiej strony auta japońskie mają to do siebie, że w pewnym momencie kończy się do nich dostępność części i na wszystko trzeba polować. Czy tak jest z Accordem? Nie wiem. Czy ten silnik, prawdopodobnie od lat karmiony LPG, ma jeszcze przed sobą jakąś przyszłość? Też nie wiem. Ale jedno wiem na pewno: kiedy w aucie japońskim z lat 90. wszystko działa tak jak powinno, to jest to najprzyjemniejszy wóz do jazdy jaki można sobie wyobrazić. Tu widzę już na zewnątrz całkiem obfite pokłady rdzy i obstawiam, że to właśnie powód sprzedaży. Ale jeśli ktoś ma do opędzenia remont i przeprowadzkę, to może akurat taki wóz mu się do czegoś przyda. No i jeździ na LPG, więc jest ekologiczny.

Honda Accord

Mamy już auto miejskie, sportowe, duże kombi, prestiżową limuzynę, ale co z osobami, które szukają wozu siedmioosobowego za te pieniądze? Oczywiście, że też się da…

Chrysler Voyager 

Voyager I to już zupełny klasyk. Trafić na egzemplarz na chodzie to kwestia szczęścia. Auta te były bardzo popularne w Polsce, ale zostały skutecznie zajeżdżone i to mimo niezłej trwałości mechanicznej. W ogłoszeniu trafiłem na poliftowego Voyagera I z manualną skrzynią biegów i silnikiem benzynowym 2.5. To jednostka z serii K, ta sama która napędzała bestsellerowe K-Cars produkcji Chryslera, niebywale popularne w USA w latach 80. XX w. Takim Voyagerem jeździłem kiedyś „do zdjęć” i pamiętam, że o ile bardzo polubiłem jego miękkie wnętrze, o tyle już w 3. rzędzie nie siedzi się zbyt wygodnie, przesuwne drzwi tylko z prawej strony to nie najlepszy pomysł, a zawieszenie jest tak miękkie, że cały czas czujemy się, jakbyśmy jechali na łóżku wodnym. Z drugiej strony – takich aut już nie ma i nie będzie, a nawet najgorsze, najbardziej styrane Fordy Galaxy kosztują więcej niż 2000 zł. Zatem jak się nie ma co się lubi…

Chrysler Voyager

I niezmiennie mój typ: Micra K11. Ale nie taka zwykła…

Przy drogich wozach właściwie nikt nie pozwala sobie na opisy typu „beka”. Wszystko jest poważne, wręcz smutne, a czasem zabawne w sposób niezamierzony, gdy handlarz nieporadnie próbuje wymieniać elementy wyposażenia [DOCIĄG HUD WENTYLE BURMESTER PANO ZOBACZ]. Przy samochodach tanich częściej pojawiają się opisy z kosmosu. Takie tanie auto nie ma wiele do zaoferowania, więc sprzedający czasem puszczają wodze fantazji i zmyślają coś na poczekaniu. To dobry sposób dotarcia do większej liczby odbiorców, a z doświadczenia powiem, że lepiej kupić słabsze auto od wesołego i miłego sprzedającego/cej niż dobry wóz od niezadowolonego ponuraka. Oczywiście o ile mowa o kwotach typu 1700 zł.

Tu mamy żółtą Micrę, pięciodrzwiową, z mocniejszym silnikiem 1.4 – same plusy – która udaje Transformersa. Bardzo ładnie zrobione grafiki, szanuję te umiejętności w obsłudze Painta. Dzięki żółtej barwie nadwozia na Micrze od razu widać rdzę i w tym przypadku wydaje się ona być względnie mało skorodowana. Wszak w tym samochodzie ruda zaraza zaczyna się od progów (miałem dwie takie Micry – znam ten problem). Mimo wszystko żałuję jednak, że w ogłoszeniu nie znalazła się informacja o ważności opłat albo jakieś zdjęcie wnętrza. Mogę natomiast powiedzieć, że trudno jest kupić złą Micrę K11. Te samochody, pomijając blachę, naprawdę nie chcą umrzeć. Czasem coś przecieka, czasem nie działa kluczyk, czasem coś stuka w zawieszeniu, ale mało prawdopodobna jest sytuacja, że Micra stanie i nie pojedzie dalej. Chyba, że akurat zamieni się w Optimusa Prime.

Nissan Micra

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać