Technologie

Kierowcy samochodów elektrycznych zostawiają sobie tajemnicze karteczki. Zawierają prawdę o czasie

Technologie 25.12.2021 269 interakcji

Kierowcy samochodów elektrycznych zostawiają sobie tajemnicze karteczki. Zawierają prawdę o czasie

Paweł Grabowski
Paweł Grabowski25.12.2021
269 interakcji Dołącz do dyskusji

Witajcie w trzeciej dekadzie XXI wieku. Właśnie wysyłamy w kosmos najważniejszy teleskop w historii, a polscy kierowców samochodów elektrycznych ekscytują się, że istnieją papierowe zegary pokazujące czas ładowania. 

Podoba mi się ten rozstrzał pomiędzy różnymi wydarzeniami w trzeciej dekadzie XXI wieku. 25 grudnia w kosmos wyruszy rakieta, która umieści w nim teleskop Jamesa Webba, który umożliwi obserwację przestrzeni międzygwiezdnej w podczerwieni i pozwoli ludzkości sięgnąć dalej niż kiedykolwiek. Tymczasem w tym samym okresie polscy kierowcy samochodów elektrycznych jarają się papierowymi zegarami, które mają ułatwić wspólne korzystanie ze stacji ładowania. To wspaniały dysonans.

Zrzut ekranu z grupy Kierowcy Samochodów Elektrycznych w Polsce

Oryginalny post znajduje się pod tym adresem. W komentarzach pojawia się ekscytacja tym wynalazkiem, ba są nawet głosy, że taki zegar mógłby kogoś skusić do zakupu elektryka. Inni uważają, że to powinno być obowiązkowe wyposażenie samochodu elektrycznego. Ci, którzy nadal jeżdżą samochodami spalinowymi (to takie niemodne w 2021 roku) mogą nie rozumieć tego hype’u. Dlatego zapraszam na wycieczkę, w której odpowiemy sobie na pytanie: co boli kierowcę samochodu elektrycznego?

Papierowe zegary pokazujące czas ładowania mają pomóc z największą bolączką — zajętą wtyczką

Zanim przejdziemy do opisu problemu kilka słów wstępu, bo ludzie korzystający z tradycyjnych dystrybutorów mogą nie zrozumieć tego bólu. Dostępność ładowarki możemy podejrzeć w aplikacji, ale tam widzimy tylko informację czy jest wolna, czy zajęta. Nie znamy czasu, jaki pozostał do końca procesu. Informacja taka nie jest również wyświetlana na głównym ekranie ładowarki. Owszem możemy sprawdzić czas, ale tylko dla złącza, do którego jesteśmy aktualnie podpięci. Wymaga to jednak uwierzytelnienia kartą RFID lub aplikacją. Ma to na celu ochronę przed złośliwym zakończeniem procesu ładowania przez kogoś innego niż użytkownik. Mam dziwne hobby, którego nikt nie rozumie — robię zdjęcia ładowarkom, gdy jestem w trakcie napełniania zasięgu. Tak wyglądają informacje pokazywane przez stację:

papierowe zegary czas ładowania

Jeżeli ktoś inny kliknie guziki widoczne na zdjęciu, to nie zobaczy mojego stanu naładowania i pozostałych informacji. Jeżeli chodzi o proces ładowania, to warto jeszcze wspomnieć o tym, że samochody elektryczne mają blokadę przed rozłączeniem. Nie da się wyjąć wtyczki, jeżeli nie zakończymy procesu ładowania. Pewnym ukłonem w stronę innych użytkowników jest zaznaczenie w opcjach samochodu, żeby automatycznie zwalniał blokadę po osiągnięciu zadanej wartości naładowania, ale mało który kierowca tak robi. Nie jest to problemem przy płatnych stacjach ładowania, bo tam po przekroczeniu pewnego czasu naliczane są dodatkowe opłaty za każdą minutę. Prawdziwy problem robi się na darmowych stacjach, które z wiadomych przyczyn są oblegane, bo jak wiemy żaden prąd nie smakuje tak dobrze jak ten bezpłatny.

Nie ma nic gorszego niż przyjechanie na stację ładowania i ujrzenie, że ktoś już tam jest

Jeżeli w samochodzie siedzi kierowca, to możemy go zapytać ile mu jeszcze zajmie, więc możemy sobie odpowiednio zaplanować, co będziemy teraz robić. Samochody elektryczne pomagają w przełamywaniu barier międzyludzkich, bo tutaj jak nie zapytamy, to nie będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Zróbcie tak na stacji paliwowej — ochrona uzna was za wariata, który zaczepia obcych ludzi.

papierowe zegary czas ładowania

Jeżeli w samochodzie nie ma kierowcy, to nie ma zmiłuj, musimy czekać, aż przyjdzie i zwolni łącze. Jakiś czas temu kierowcy samochodów elektrycznych postulowali, żeby każdy, kto się aktualnie ładuje, meldował się w aplikacji PlugShare. Tam można wprowadzić informacje o czasie, który planujemy spędzić podpięci do prądu. Rzekomo miało to ułatwić wspólne życie, a stało się źródłem konfliktów, ponieważ wielu kierowców nie widzi powodu, żeby meldować się przypadkowym ludziom z internetu. Inni z kolei uważają to za święty obowiązek związany z posiadaniem samochodu elektrycznego. To wielka schizma w kościele elektromobilności. Drugi podział przebiega na linii zwolenników ładowania się do 100 proc. i ludzi, którzy uznają, że ładowanie się powyżej 80 proc. to grzech śmiertelny wobec innych kierowców i postulują, że takie brzydkie rzeczy można robić wyłącznie w domu i najlepiej nocą. Ale to nie jest tematem tego wpisu.

papierowe zegary czas ładowania

Papierowe zegary, o których teraz przypomnieli sobie ludzie, służą do meldowania się i informowania innych użytkowników o naszych planach na najbliższe minuty

Ustawiamy na nich czas, jaki będzie nam potrzebny do ładowania, wsadzamy za szybę w widocznym miejscy i voila. Jeżeli jesteśmy bardzo mili, to dodajemy numer telefonu. W końcu na stację może zajechać samochód na resztkach prądu, który będzie wymagał pilnego podłączenia. Albo możemy się zasiedzieć w kinie lub na zakupach. Wtedy wystarczy do nas zadzwonić i w podskokach przybiegniemy odłączyć swój samochód. Ilu kierowców EV będzie z nich korzystać? Podejrzewam, że promil, bo papierowe zegary to po prostu kolejna próba rozwiązania problemu, którego rozwiązać się nie da. Można budować luksusowe stacje do ładowania jak Audi, ale nie poprawi to zajętości złączy. Papierowe zegary są słodkie, bo pokazują, że stare dobre analogowe rozwiązania są nadal potrzebne w samochodach przeładowanych elektroniką.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać