Bezpieczeństwo ruchu drogowego / Felietony

Pojechałem nad morze. Na nowej ekspresówce nawet ciężarówki nie przestrzegają ograniczenia.

Bezpieczeństwo ruchu drogowego / Felietony 07.01.2022 134 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 07.01.2022

Pojechałem nad morze. Na nowej ekspresówce nawet ciężarówki nie przestrzegają ograniczenia.

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk07.01.2022
134 interakcje Dołącz do dyskusji

To cudownie, że z Warszawy do Gdańska można się dostać, jadąc niemal cały czas – z wyjątkiem kilkunastokilometrowego odcinka – dwupasmówką. Ale nowy fragment trasy S7 może zestresować.

Otwarcie nowego odcinka trasy S7 to jedna z najmilszych wiadomości, jakie przeczytałem w ostatnich tygodniach. Zwłaszcza że świat raczej nie bombarduje nas pozytywnymi wiadomościami. Tym bardziej, pośród zalewu newsów o rekordach inflacji, paliwie droższym od whisky i pandemii, która wcale się nie kończy, ten o nowej dwupasmówce naprawdę mnie ucieszył. Będę częstym gościem tej drogi. Często jeżdżę na Warmię, by siedzieć w drewnianym domku i narzekać na pogodę. Lubię też wybrać się na weekend do Trójmiasta, bo jest najlepsze. Zwłaszcza Gdynia.

Wczoraj pojechałem do Gdańska

Miałem w tym mieście coś do załatwienia, więc wyruszyłem rano, a wieczorem byłem już znowu w Warszawie. To dość sporo jeżdżenia, jak na jeden dzień. Po pierwsze, bardzo się cieszyłem, że mogłem pojechać autem spalinowym. W wozie elektrycznym taka „misja” byłaby materiałem na kolejną część z serii filmów z Tomem Cruisem, czyli „Mission: Impossible”.

Po drugie, nie miałem ochoty na krążenie po objazdach, omijanie przewróconych słupków, wleczenie się za wywrotką i inne atrakcje związane z przejazdem po terenie budowy. Nowy fragment S7 otwarto więc w samą porę, jakby specjalnie dla mnie.

Po tym odcinku jedzie się doskonale

Na trasie z Warszawy jest tylko jeden, kilkunastokilometrowy fragment, na którym trzeba zagryźć zęby. Ruch odbywa się tam w każdą stronę tylko jednym pasem, a na środku ustawiono wspomniane słupki. Trzeba uważać, bo czasami ciężarówki je trącają i przenoszą na środek pasa ruchu. Za dnia – pół biedy. Po ciemku, gdy pada deszcz ze śniegiem – robi się gorzej.

Ale to tylko krótki odcinek. Dwie piosenki w radiu później rozpoczyna się dwupasmówka. Jest niczym haust świeżego powietrza. Widok cukrowni w Glinojecku, obok której po prostu się śmiga, zamiast stać wcześniej w korku do ronda, uznałem za piękny. Na trasie można rozwinąć skrzydła… no, prawie.

Nowy fragment trasy S7 nie jest jeszcze pełnoprawną drogą ekspresową

nowy fragment trasy s7
Jadę 80 km/h. Tiry zbliżają się do mnie bezlitośnie. Trochę straszne uczucie.

Asfalt jest równy, można jechać już całą szerokością jezdni i na pierwszy rzut oka nic nie różni tego fragmentu od innych, otwartych wcześniej. Po chwili można zauważyć np. to, że niektóre zjazdy są zamknięte. Nie ma gotowego w stu procentach oznakowania. Nie wszystkie ekrany dźwiękochłonne są wykończone i ustawione.

Ale czy to powód, by ustawiać znak ograniczenia prędkości do 80 km/h?

Zamiast „ekspresowych” 120 km/h, tutaj można jechać tylko 80. Nowy, aż kilkudziesięciokilometrowy fragment trasy S7 jest na całej długości objęty surowym ograniczeniem. Kto go przestrzega? Muszę się chwilę zastanowić. Już wiem. Nikt. Zupełnie nikt.

Nawet TIR-y jadą szybciej

Przepraszam, to „zestawy z naczepą”. Jazda z przepisową prędkością grozi powstawaniem niebezpiecznych sytuacji, w których ciężarówki wjeżdżają na lewy pas i wyprzedzają, co nie trwa pięciu sekund.

nowy fragment trasy s7
Rozpędziłem się do 82 km/h.

Na szczęście ruch w święto Trzech Króli nie był duży. I mimo że ludzie ogólnie jeżdżą wolniej i spokojniej, odkąd wprowadzono nowy taryfikator mandatów, nowy odcinek trasy S7 był miejscem, na którym wszyscy – od pani w średnim wieku w Toyocie Yaris aż po starszego pana w Chevrolecie Aveo – narażali się na karę. Prawy pas jechał z prędkością ok. 100 km/h, lewy – 120 km/h. Gdyby był to już „normalny” fragment ekspresówki, nikt nie przekraczałby przepisów. Byłoby spokojnie i bezpiecznie. Wiecie co? Teraz też było, a mimo tego wszyscy narażali się na słony mandat, w wysokości nawet 800-1000 złotych. Na szczęście policja nie grasowała – albo jej nie widziałem. Po tym artykule może już się pojawi, choć szczerze wątpię, by funkcjonariusze prywatnie jeździli tam tylko 80 km/h. I służbowo zresztą też.

Ograniczenie do 80 km/h na takim odcinku drogi jest zbyt niskie

Nie wątpię, że właśnie tego wymagają przepisy w przypadku tak świeżo otwartej i jeszcze „niedokończonej” drogi. Ale ograniczenie do 80 km/h na prostej, równej jak stół i szerokiej trasie buduje w kierowcach poczucie, że ktoś chyba z nich kpi. Można zwątpić w sensowność innych ograniczeń i niektórych przepisów w ogóle. Nie chodzi o to, że „skoro wszyscy jeżdżą za szybko, to ograniczenia nie są potrzebne”. Są. Ale może czasami warto się zastanowić, czy aż tak surowe. Chyba że jednak chodzi o zarabianie na mandatach.

PS W drodze powrotnej zrobiło się zabawnie, bo fragment S7 między Elblągiem a Ostródą był zupełnie biały. Dawno tak nie jechałem. Było super, nie chcę więcej.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać