Przegląd rynku

Wszystko, byle nie nowe BMW serii 5. Co można kupić zamiast bawarskiej limuzyny?

Przegląd rynku 26.05.2023 34 interakcje

Wszystko, byle nie nowe BMW serii 5. Co można kupić zamiast bawarskiej limuzyny?

Piotr Barycki
Piotr Barycki26.05.2023
34 interakcje Dołącz do dyskusji

Nowe BMW 5 zostało zaprezentowane światu, polska cena została ujawniona, można ruszać do salonów. Ewentualnie sprawdzić, co jeszcze w tym przedziale cenowym oferuje nam rynek wielkich limuzyn i… nie tylko.

Tym razem może jednak darujmy sobie SUV-y i skupmy się na wciąż nieźle trzymającym się segmencie E (z jednym bonusem). Tym bardziej, że jest w czym wybierać, a jak ktoś chce kupić X5 zamiast 5, to raczej nie ma mu co tego pomysłu podsuwać.

Dlaczego w ogóle można nie chcieć BMW serii 5?

Nie wiem, jest 99 proc. szans na to, że to będzie naprawdę wspaniałe auto. Niektórym natomiast pewnie nie spodoba się wygląd (stanie się klasykiem dopiero w okolicach 30 000 zł na rynku wtórnym), innym z kolei nie będzie pasował fakt, że na początku będą dostępne wyłącznie wersje z silnikiem czterocylindrowym, a sześciocylindrowa benzyna będzie dostępna wyłącznie jako hybryda z wtyczką. Na najlepszą wersję, najbardziej pasującą do właściwego przeznaczenia Piątki – czyli 6-cylindrowego diesla – też trzeba będzie chwilę poczekać.

Do tego – aczkolwiek nie udawajmy zaskoczenia – nowe BMW serii 5 tanie nie będzie. Benzynowe 520i (208 KM) startuje od 255 000 zł, natomiast wysokoprężne 520d (197 KM) z napędem na jedną oś (ale tę właściwą) – od 270 000 zł. Dorzućmy xDrive i już mamy 285 000 zł. Ała.

To może, kierowniku, znalazłoby się coś taniej? Czego szukać?

Starszej generacji BMW serii 5

Porada średnio błyskotliwa, szczególnie jeśli ktoś ma już obecną Piątkę i chce ją zmienić, ale jeśli nie – nie jest to taki głupi pomysł. To nadal fantastyczne auto, które niektóre osoby w naszej redakcji – z odpowiednio niemiecką manierą – nazywają wręcz nadautem.

Zalety takiego rozwiązania? W ofercie póki co zostaje bardziej praktyczna wersja nadwoziowa, czyli kombi, bo czekamy jeszcze na premierę tego wydania w nowym wcieleniu. A że mowa o starszej Piątce, to jest trochę taniej i nawet trochę bardziej dieslowato. Za 235 500 zł możemy kupić np. 518d, natomiast za 270 500 zł mamy już 520d z xDrive. A jeśli chcemy zaszaleć, to jest jeszcze prawidłowocylindrowe 530d xDrive i 540d xDrive, o 540i xDrive nie wspominając. Za dużo dobrego.

Można też poczekać na nową generację Mercedesa klasy E

Niestety na razie nie znamy cen, ale już wiemy jedno – nie będzie takim behemotem jak nowa seria 5, bo jej długość zamyka się minimalnie poniżej 4,95 m. Można się jednak spodziewać, że cena klasy E i serii 5 będzie zbliżona, więc wybór – jak już od kilku generacji – będzie obejmował głównie nasze preferencje w kwestii nie tyle balansu między komfortem a sportem (to się już skończyło lata temu), a wyboru znaczka i ładniejszego nadwozia.

Trudno chyba w ogóle wybrać źle, wybierając między klasą E a BMW serii 5. W sumie zawsze można sięgnąć też po poprzednią generację Mercedesa – startuje od 218 300 zł i ma podobną przewagę, co starsza seria 5, czyli m.in. wybór silników o dużo bardziej pasującej tutaj liczbie cylindrów. Aczkolwiek dłuższe jazdy W213 w wersji 220 d do dziś wspominam fenomenalnie.

Jeśli bardzo nie chcesz Niemca – jest Volvo S90

Też jest wielkie, też wygląda świetnie, szczególnie we wnętrzu, już bazowo oferuje naprawdę dobre wyposażenie, a do tego… tak po prostu nie jest kolejną niemiecką limuzyną. Nie dam sobie uciąć ręki za napisanie, że to jest auto 1:1 na poziomie serii 5 czy klasy E, ale jest w nim coś takiego przyjemnie nienachalnego i nie walącego nam prosto w twarz luksusem, że podróżuje się tym świetnie.

Problemy? Niestety dobre wyposażenie bazowe powoduje, że cena na start wynosi… 270 900 zł, czyli więcej niż stare BMW 5 oraz więcej niż nowe BMW 5. Do tego nie ma co liczyć na bogatość opcji napędowych, szczególnie jeśli chodzi o więcej niż 4 cylindry. W sumie to nie było i nie ma tutaj nic ponad 4 cylindry, a dla podstawowej wersji Plus przewidziano tylko dwa silniki – benzynowe B4 z napędem na przód i wysokoprężne B5 z napędem na obie osie.

Może być Niemiec, ale nie sedan

Trochę przesadziłem z tym RS7 na obrazku, ale za 270 100 zł, czyli tyle, ile nowe 520d, faktycznie można kupić Audi A7 obecnej generacji. Co ciekawe, od razu będzie to wersja z silnikiem wysokoprężnym, czyli 40 TDI, co – zgodnie z oznaczeniem – symbolizuje 2-litrowego, 4-cylindrowego diesla o mocy 204 KM. Wystarczy. Niestety, jeśli chcemy 6 cylindrów i 3 litry, to trzeba już sięgnąć dużo głębiej do kieszeni – wersja 50 TDI kosztuje 358 600 zł, ale w bonusie dorzuca napęd Quattro – podstawowa wersja oferuje jedynie napęd na jedną oś i wiecie, o którą oś chodzi.

Oczywiście cena A7 tylko zaczyna się od 270 100 zł – potem trzeba jest jeszcze doposażyć i za to wszystko zapłacić. Ale przy BMW serii 5 też inaczej nie będzie.

Życie jest za krótkie na stateczne limuzyny

Można też dojść do takiego wniosku i uznać, że 4 cylindry i 4 drzwi to jednocześnie i za mało, i za dużo – dużo lepsze byłoby 6 cylindrów i tylko jedna para drzwi.

Jeśli tak, to wtedy cały na fioletowo – w cenie BMW serii 520d (ok, 4000 zł trzeba dopłacić) – wjeżdża na scenę… inny model BMW, czyli M240i. Sześć cylindrów, napęd na obie osie, 374 KM i 4,7 s do setki. Jasne, wyjazd z rodziną nad morze wygodnym sedanem jest spoko. Przejazd do klienta na drugim końcu kraju taki wozem też będzie komfortowy.

Ale nie będzie przejazdem dla przyjemności, a już na pewno nie w takim stopniu, jak 6-cylindrowym coupe. Przykro mi.

Czytaj również:

Wyróżniające się i dobre coupe do 20 tys. zł? Sprawdzamy, co ciekawego w tej cenie oferuje rynek

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać