Felietony

Ten samochód próbował mnie zabić. Zbierałem się kilka lat, żeby to napisać

Felietony 20.09.2023 60 interakcji

Ten samochód próbował mnie zabić. Zbierałem się kilka lat, żeby to napisać

60 interakcji Dołącz do dyskusji

Raz w życiu miałem okazję przejechać się samochodem, który był tak trudny, że czułem jakby chciał mnie zabić. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Ariel Atom to jeden z tych samochodów, które niczego nie wybaczają.

Ariel Atom to jedyny wspaniały pojazd jaki prowadziłem, który wspominam tylko i wyłącznie źle. A to dlatego, że on pokazał mi jak to jest nieomal zabić się za kierownicą.

Dla tych, co nie wiedzą, czym jest Ariel Atom, to przypominam. Ariel Atom jest arcydziełem. To drabina, do której przyczepiony jest ok. 300-konny silnik, dwa plastikowe fotele i cztery koła. Niezależnie od tego czym wcześniej jeździłeś, to zapomnij wszystko – Ariel Atom jest straszniejszy, trudniejszy i prawdopodobnie szybszy. Nic nie mogło przygotować mnie na starcie z tą bestią, nawet wspomnienie nagrania z BBC, jak przyśpieszenie tego bolidu deformuje twarz Jeremiemu Clarksonowi.

Rzecz się działa na Torze Poznań, a ja, zanim wsiadłem do Atoma, to na rozgrzewkę dostałem na kilka kółek za kierwonicą KTM X-Bow-a. Wizyta na torze w Wielkopolsce była prezentem od mojego przyjaciela Marcina – to był taki mój „wieczór kawalerski”. A więc do rzeczy.

Przeczytaj gorące tematy publikowane na łamach Autobloga:

X-Bow to była bułka z masłem. Ten samochód wygląda groźnie, ale egzemplarz, którym jechałem, wcale nie był straszny. Szybko nabierałem tempa, czułem się coraz pewniej, ale zabawę przerwał mi instruktor, nakazując zjechać do pit lane, gdzie czekał na mnie Atom.

Teraz Ariel Atom

Wsiadając do Atoma instruktor powiedział do mnie zdanie, którego nie zapomnę do końca życia. „Nieźle ci szło w KTM, ale widziałem twoje błędy – Atom ci nie wybaczy”. Usłyszawszy to, pomyślałem jedynie, co on w ogóle wygaduje, przecież jechał ze mną w X-bow-ie i widział, że skręcam jak Schumacher, a przyśpieszam jak Verstappen. „No to ja ci teraz pokażę” – pomyślałem. Takie nastawienie to był ogromny błąd.

Ariel Atom

Za sterami bestii

Już sam wyjazd z pit lane był dla mnie szokujący. Wytoczyłem się na jedynce, wrzuciłem dwójkę i dałem gaz do dechy. Atom wystrzelił do przodu jak… atom. Przyśpieszenie było wręcz brutalne, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem ani nigdy wcześniej, ani później. Domyślam się, że takie odczucia zarezerwowane są dla osób jeżdżących na supersportowych motocyklach oraz kierowców samochodów wyścigowych typu open-cockpit.

W ułamku sekundy dojechaliśmy do pierwszego zakrętu Baba Jaga. Wciskam środkowy pedał i… nic. Atom nie ma wspomagania hamulców, więc tutaj trzeba wdepnąć w pedał z dużo większą siłą. W strachu bezmyślnie od razu wcisnąłem hamulec z całej mocy, a Atom momentalnie zablokował wszystkie cztery koła i sunął przed siebie, pomimo skręconych kół. Odpuściłem i uratowałem nas przed masakrą, ale nie na długo.

Ariel Atom

Udało mi się pokonać zakręt w prawo i próbowałem „złożyć się” do ciasniejszego lewego znanego jako Uśmiech Szatana. Niestety moja niesforna stopa próbując dohamować zahaczyła prawą krawędzią buta o pedał gazu. Wciskanie dwóch pedałów na raz w Arielu Atomie to karygodny błąd. Samochód natychmiast zaczął kręcić piruety, a ja – wraz instruktorem – byliśmy już tylko pasażerami na tej karuzeli do piekła. Uratowała nas pułapka żwirowa po zewnętrznej stronie zakrętu. Wpadliśmy w nią z impetem, ale sprawdziła się doskonale i zatrzymaliśmy się w niej bez żadnych konsekwencji.

Było blisko

Ręce i nogi trzęsły mi się ze strachu, ale instruktor ze stoickim spokojem pomógł mi uruchomić auto i wrócić na nitkę. Pozostałe kilometry „jazdy torowej” spędziłem na niskich obrotach trzeciego biegu z trzęsawicą rąk. Nawet to skrajnie zachowawcze podejście nie uratowało mnie od jeszcze jednego poślizgu.

Ariel Atom to bestia, która w kilka sekund zweryfikuje umiejętności każdego kierowcy i boleśnie ukaże każdego, kto go nie doceni. To było ogromne szczęście, że nic nam się wtedy nie stało, bo było blisko, żebym na własny ślub trafił w gipsie albo drewnianej skrzyni.

Piszę o tym akurat dziś, bo natrafiłem na Atoma w polskich ogłoszeniach motoryzacyjnych i wróciły wspomnienia. A że minęło już od tamtej przygody dobre kilka lat, to nie czuję już trzęsawki w rękach, gdy o tym myślę i mogę się podzielić wspomnieniami.

Ariel Atom

Jeżeli ktoś myśli o zakupie Ariela Atoma, to musi pamiętać, że ten Brytyjczyk nie jest jak każde inne sportowe auto. To połączenie rakiety Saturn V z drabiną nabytą w markecie budowlanym. Żeby nim jeździć trzeba mieć bardzo duże umiejętności, ogromną wyobraźnię i jeszcze większy respekt.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać