Jest w tym obiektywie jakiś czar. Sigma C 45 mm f/2.8 DG DN - recenzja
Przez ponad dwa tygodnie testowałem jeden z najciekawszych obiektywów, jaki kiedykolwiek wpadł mi w ręce. Dla kogo jest Sigma C 45 mm f/2.8?
Jako że obiektyw malutki, to i ta recenzja będzie skromna w swej objętości.
Bo w istocie, Sigma C 45 mm f/2.8 to naprawdę niewielka konstrukcja, idealnie pasująca gabarytami do pełnoklatkowych korpusów Sony. Waży zaledwie 215 g i liczy sobie 55 mm średnicy. Obiektyw jest malutki, idealnie wyważony i widać, że został zaprojektowany po to, by nigdy nie schodzić z bagnetu naszego aparatu.
Cała konstrukcja jest też niesamowicie dobrze wykonana. Wszystkie elementy wykonano z metalu – nawet osłonę przeciwsłoneczną – przez co malutka Sigma sprawia wrażenie sprzętu znacznie droższego niż jest. Metalowe są także pokrętła ostrości i regulacji przysłony, do tego pracują z bardzo satysfakcjonującym oporem. Bagnet jest uszczelniany, więc Sigma C 45 mm powinna znieść kiepskie warunki atmosferyczne, choć trzeba zaznaczyć, że nie jest to obiektyw w pełni zabezpieczony przed żywiołami.
Metalowa konstrukcja ma tylko jedną cechę, o której trzeba pamiętać, zwłaszcza w nadchodzących miesiącach – jest zimna w dotyku. Bardzo zimna. Przy temperaturach bliskich zeru lepiej nie chwytać jej bez rękawiczek. To oczywistość dla fotografów przyzwyczajonych do vintage’owych, metalowych szkieł, ale może zaskoczyć kogoś, kto na co dzień obcuje ze szkłami z plastiku.
Na papierze Sigma C 45 mm f/2.8 prezentuje się… dziwnie.
Po obiektywie kosztującym 2400 zł spodziewalibyśmy się znacznie jaśniejszej przysłony, tymczasem Sigma 45 mm oferuje maksymalną wartość na poziomie f/2.8. Minimalna odległość ostrzenia to z kolei 24 cm przy skali odwzorowania 1:4, więc jako zamiennik macro też nie posłuży.
W praktyce jednak f/2.8 okazuje się być wystarczające do niemal wszystkiego, a siedmiolistkowa przysłona generuje bardzo przyjemne rozmycie tła. Nie ma co oczywiście oczekiwać kremowego bokehu, jak w szkłach f/1.8 czy f/1.4, ale obszary poza głębią ostrości wyglądają naprawdę ładnie.
W czasie testów nie zauważyłem też żadnych istotnych wad optycznych. Przy zdjęciach pod słońce pojawiała się marginalna aberracja chromatyczna (banalna do usunięcia w programie do obróbki), widać też delikatną winietę, która jednak znika w okolicach f/4. Z racji ogniskowej widać również niewielką „beczkę” na prostych liniach, ale to również jest bardzo łatwe do skorygowania w obróbce, a nie przeszkadza w codziennym fotografowaniu.
Na styku dość ciemnego światła i nietypowej ogniskowej dość łatwo się domyślić, dla kogo dedykowany jest ten obiektyw.
Ma to być przede wszystkim obiektyw spacerowy, do fotografii ogólnej albo ulicznej. I coś czuję, że zwłaszcza w tej ostatniej dziedzinie Sigma C 45 mm f/2.8 znajdzie wielu amatorów. Jako obiektyw codzienny będzie nieco zbyt droga dla większości konsumentów. Streetowcom z pewnością przypasuje jednak połączenie niewielkich gabarytów, kapitalnej jakości wykonania i super-szybkiego autofocusu, a przysłona nie będzie stanowiła żadnego problemu.
Autofocus rzeczywiście jest błyskawiczny i bezgłośny, choć zauważyłem, że w przypadku szybko poruszających się obiektów trudno idealnie trafić z ostrością. Może to być jednak kwestia połączenia z 42-megapikselowym Sony A7rIII, więc nie mogę tego jednoznacznie uznać za cechę obiektywu.
Od strony jakości optycznej nie mam większych zastrzeżeń. Nie jest to najostrzejsze szkło na świecie, a jakościowo postawiłbym nową Sigmę gdzieś pomiędzy tanimi konstrukcjami f/1.8 a droższą o 1000 zł Sigmą Art 50 mm.
Muszę natomiast zaznaczyć, że 45 mm nie będzie ogniskową dla każdego. Wydaje się, że to „tylko” 5 mm mniej od klasycznej 50-tki, ale jednak te 5 mm wystarczy, by zmienić perspektywę, z jaką „patrzy” obiektyw.
Dla jednych będzie to zaleta, bo zmieszczą więcej w kadrze, nie uciekając się do obiektywu 35 mm. Dla innych zaś wada, bo te 5 mm wystarczy, by nieco wypaczyć proporcje – Sigma C 45 mm nie nadaje się np. do fotografowania sprzętu, gdyż nieco zniekształca geometrię obiektów.
Przed zakupem warto się więc zastanowić, czy taka ogniskowa zda egzamin w naszym stylu fotografowania.
Co prowadzi mnie do najważniejszego pytania:
Czy warto kupić obiektyw Sigma C 45 mm f/2.8?
Gdyby ten obiektyw przeznaczony był pod mocowanie Canona czy Nikona, odpowiedź brzmiałaby definitywnie „nie” – bo pod te bagnety mamy wybór jaśniejszych, ostrych, świetnych szkieł w niższej cenie.
Co innego jednak po stronie pełnoklatkowych obiektywów Sony. Tam wybór jest bardzo, cóż, biedny.
Do niedawna mogliśmy wybierać między tanim szkłem Sony 50 mm f/1.8 i trzykrotnie droższym Sonnarem T 55 mm. Potem pojawiły się konstrukcje Samyanga, w tym całkiem udany 50 mm f/1.4, kosztujący mniej więcej tyle samo, co testowana Sigma.
Na rynek ze swoimi stałkami f/2.8 wjeżdża też Tamron, ale o nich trudno jeszcze cokolwiek powiedzieć.
Gdzie w tym krajobrazie plasuje się Sigma C 45 mm?
Powiem tak: jeśli szukasz obiektywu do fotografii stricte hobbystycznej, codziennej, raczej nie jest to szkło dla Ciebie. Ponad dwukrotnie tańszy Sony 50 mm f/1.8 będzie lepszym wyborem, pomimo znacznie gorszej jakości wykonania.
Jeśli jednak zależy ci na niewielkim, uniwersalnym szkle, o świetnym stosunku jakości optycznej do gabarytów i jakości wykonania – Sigma 45 mm będzie jak znalazł.
Zupełnie subiektywnie muszę też dodać, że... jest w tym obiektywie jakiś czar. Nie wiem, czy to kwestia gabarytów i jakości wykonania, czy jakości optycznej, czy kombinacji wszystkich tych cech, ale wiem jedno: przez dwa tygodnie nie zdjąłem tego szkiełka z bagnetu mojego aparatu i ani razu nie pomyślałem, że czegoś mi brak.
To mówi samo za siebie.