Spytaliśmy jednego z twórców Androida, po co nam przycisk Asystenta Google w smartfonie
Google namówił kilku producentów smartfonów, by w swoich nowych produktach dodali specjalny guzik do aktywacji Asystenta. Spytaliśmy jednego z twórców Androida, po co.
Na targach MWC 2019 pojawiają się najróżniejsze firmy. Oprócz producentów sprzętu są tu obecni również dostawcy oprogramowania. W strefie zielonego robota pojawił się sam Hiroshi Lockheimer - jeden z twórców Androida, który pracuje przy rozwoju tego systemu od ponad dekady.
Lockheimer zaczął współpracę z Google’em za sprawą Andy’ego Rubina i to jeszcze zanim najpopularniejszy obecnie mobilny system operacyjny świata ujrzał po raz pierwszy światło dzienne. Miałem możliwość spotkania się z nim w Barcelonie.
Dlaczego w zasadzie potrzebny nam był dodatkowy przycisk do aktywacji Asystenta Google w smartfonie?
Dedykowany guzik uruchamiający funkcję Google Assistant na obudowie to nowość prosto z targów MWC 2019. Znajdzie się on w smartfonach takich firm, jak Xiaomi, LG, Nokia, TCL i Vivo. Google ogłosił to zresztą dumnie z chwilą rozpoczęcia imprezy.
Na podobny krok nie zdecydowało się dwóch największych producentów smartfonów z zielonym robotem. Zarówno Samsung jak i Huawei uznały to najwyraźniej za grę niewartą świeczki. W przypadku tego pierwszego to zresztą zrozumiałe. Samsung miał podobny guzik, który uruchamiał własnego asystenta Bixby.
Google na podobny krok zdecydował się dopiero kilka lat później.
Hiroshi Lockheimer jest wiceszefem nie tylko Androida, ale też Chrome’a, Chrome OS i Google Play i kilku webowych projektów, takich jak Google Photos. Pytany o to, po co nam właściwie taki przycisk, odparł, że po pierwsze jest on istotny nie tylko z perspektywy Google’a, ale też producentów sprzętu. Po drugie, dla odbiorców kluczowym jest, by mieć możliwie szybki dostęp do cyfrowego pomocnika.
Wciśnięcie przycisku to obecnie najprostszy sposób wywołania Asystenta Google. Do tej pory mogliśmy uruchomić go poleceniem głosowym albo przytrzymaniem ekranu w miejscu wirtualnego przycisku Home. Lockheimer jest natomiast przekonany, że dopiero dedykowany przycisk to strzał w dziesiątkę pod kątem wygody.
Nie zawsze jest możliwość wypowiedzenia komendy w wyraźny sposób, a przytrzymanie palca na płaskim ekranie to nie to samo, co wyczuwalny pod palcem guzik. W dodatku wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że mają Asystenta w telefonie i nie wiedziało, że trzeba przytrzymać Home. Pewnie gdy dostaną fizyczny przycisk to go wcisną - z czystej ciekawości.
Nie każdy potrzebuje dedykowanego przycisku Asystenta w smartfonie z Androidem.
Tak przynajmniej przekonywał Lockheimer i to jeszcze zanim miałem okazję spytać o to, dlaczego tylko niektórzy producenci zdecydowali się na takie rozwiązanie. Uznał to za piękno Androida, który przyjmuje najróżniejsze formy - wszystko w zależności od producenta, który za konkretną inkarnacją zielonego robota stoi.
Nie odpowiedział natomiast konkretnie na pytanie o to, komu bardziej zależało na tym, by ten guzik się pojawił: Google’owi czy OEM-om. W niektórych przypadkach to Google odzywał się do firmy z propozycją, by coś takiego wprowadziła. W innych, zależało na tym producentowi smartfonów.
Hiroshi Lockheimer utrzymuje natomiast, że nie pamięta już, z czyjej strony taka propozycja padła jako pierwsza. To jednak mało ważna ciekawostka - bardziej istotnym wydaje się odpowiedź na pytanie, czy użytkownik będzie mógł do takowego przycisku przypisać inną funkcję.
Odpowiedź brzmi: to zależy.
To frapujące o tyle, że ledwie kilka dni wcześniej przycisk odpowiedzialny za swojego asystenta Bixby po latach próśb i błagań ze strony klientów uwolnił Samsung. Otwartą pozostaje kwestia, jaki pogląd na tę sprawę mają nie tyle twórcy Androida i Asystenta Google, co partnerzy, którzy smartfony z rzeczonym przyciskiem produkują.
Lockheimer pytane o tę kwestię w pierwszym odruchu odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że… nie ma pojęcia. Dopiero po krótkiej wymianie zdań i podpowiedzi współpracownika poprawił się i stwierdził, że zależeć to będzie już od decyzji partnera sprzętowego, a nie od Google’a.
Asystent Google się zmienia.
Jedną z nowości jest opcja kontekstowych podpowiedzi i reakcji na słowa-klucze. Jeśli tylko w wiadomości tekstowej wykryty zostanie np. adres lub nazwa restauracji, będzie można od razu szybko sprawdzić, co pod nim się znajduje, wykręcić numer do obsługi i wysłać do rozmówcy konkretne informacje od Asystenta.
Również i w tym aspekcie Hiroshi Lockheimer wyczuł, w jaką stronę zmierza nasza rozmowa. Zanim zdążyłem spytać o kwestię prywatności, zaczął tłumaczyć, że Google Assistant będzie analizował tekst chatu wyłącznie lokalnie. Wszystko po to, by użytkownicy nie obawiali się tego, że pracownicy Google’a zaczną czytać ich SMS-y.
Ciekawie wygląda tutaj zmiana podejścia firmy do przetwarzania danych. W przeszłości Google chciał przesyłać wszystko na swoje serwery, by karmić kolejnymi porcjami danych SI. Dzisiaj ustami Lockheimera firma przekonuje, że stara się dane przetwarzać lokalnie, bo ma na względzie prywatność swoich klientów.