Tak miały wyglądać technologie w 2019 roku. Futuryści Microsoftu mogą być dziś rozczarowani
Dekadę temu dział marketingu Microsoftu opublikował klip, w którym przedstawiony był „świat za 10 lat”. Wideo miało pokazać do jakiej świetlanej przyszłości zaprowadzą nas rozwiązania giganta z Redmond. No i cóż…
To niesamowite w jak zawrotnym tempie rozwija się nowoczesna technika, ze szczególnym uwzględnieniem elektroniki i oprogramowania. 10 lat? Nie brzmi to jakoś szczególnie odlegle, nieprawdaż? A przecież to wtedy właśnie byliśmy świeżo po premierze iPhone’a 3G i szykowaliśmy się na następcę Windowsa Visty.
Ogromne tempo rozwoju powoduje też, że przyszłość jest niesamowicie trudna do przewidzenia. Trudno odgadnąć jaki przełom w procesach technologicznych czy w rozwoju sztucznej inteligencji dokona się już za rok, a co dopiero za wiele lat.
Dlatego też dziś wideo Microsoftu sprzed dekady może nas co najwyżej bawić. Fantazje twórców klipu w wielu przypadkach komicznie wręcz rozminęły się z rzeczywistością.
Tłumaczenie na żywo – częściowo zrealizowane.
Film zaczyna się od sceny w szkole, w której dzieci posługują się świetnie wyglądającą przezroczystą tablicą z interfejsem dotykowym. Wykorzystują na niej mechanizm do tłumaczenia słów na żywo na drugi język. Takich fajnych tablic się w szkołach nie doczekaliśmy (choć umielibyśmy je wyprodukować), ale zarówno Microsoft – jak i jego konkurencja – oferują darmowe usługi do tłumaczenia na żywo dialogów w różnych językach.
Wszechobecna chmura – częściowo zrealizowane. Miniaturyzacja technologii – w żadnym razie.
Kolejny fragment klipu przedstawia nauczycielkę pracującą w samolocie na urządzeniu dotykowym. Interfejs systemu i aplikacji nie przypomina w zasadzie niczego, co ma w swojej ofercie Microsoft lub jego konkurencja (chyba że jakaś niszowa dystrybucja Linuksa). Ten fragment ma nam jednak pokazać, że nauczycielka ma dostęp do swoich danych gdziekolwiek się znajduje.
To półprawda. Faktycznie, niemal wszyscy korzystamy z usług typu OneDrive lub podobnych. Faktycznie możemy do nich zyskać dostęp z niemal dowolnego urządzenia elektronicznego podłączonego do Sieci. Tyle że… nie w systemie rozrywki multimedialnej w samolocie. Nowoczesna elektronika nadal nie jest tak powszechna. Nie wspominając o tym, że dostęp do Wi-Fi podczas lotu to kosztowna rzadkość o koszmarnej przepustowości.
Nie doczekaliśmy się też aż tak zminiaturyzowanych (i tanich) gadżetów. Nauczycielka przegląda dane na swój temat na karcie pokładowej. Nie mamy na rynku gadżetu tak cienkiego, oferującego długi czas pracy na akumulatorze i zdolnego wyświetlać tak ładny obraz, jak w wideo Microsoftu. W szczególności nie spotkamy tego typu cech w urządzeniu, którego przeznaczenie nakazuje mu być bardzo tanim i masowo produkowanym.
Wielkie szklane przezroczyste ekrany dotykowe – nadal mrzonka.
W kolejnej scenie mężczyzna pracuje nad jakimś projektem w eleganckim biurze. Jego narzędziem pracy jest wielka szklana tafla wyświetlająca dane, które za pomocą interfejsu dotykowego mogą być manipulowane. Nie tylko nie mamy czegoś takiego, ale też po prawdzie nie jestem pewien, czy mieć powinniśmy. Przezroczysty wyświetlacz wygląda dobrze, ale czy nie wygodniejszym i bardziej sensownym urządzeniem jest dziś dostępny Surface Hub i jego klony?
Nie doczekaliśmy się również szklanego komputera All in one dostępnego w biurze mężczyzny, choć odnoszę wrażenie, że jego celem miał być głównie atrakcyjny wygląd. Nawigację gestami już mamy, a nawet mieliśmy: wynalazki pokroju Leap Motion zdążyły znaleźć się na śmietniku historii, jako nieużyteczne i nieefektywne.
Modułowe telefony – jeszcze nie, ale…
Budujemy coś podobnego. Co prawda składany tabletotelefon Samsunga nie może być rozdarty na dwa mniejsze ekrany. Będziemy jednak mogli go składać i rozkładać oraz korzystać z takiego rozmiaru wyświetlacza, który jest dla danej czynności najwygodniejszy. Choć nie w tak zgrabnej i smukłej obudowie.
Sticky Notes! Udało się!
W kolejnej scenie znowu wracamy do biura. I ponownie podziwiamy wielkie i efektowne wyświetlacze, których koszt produkcji jest nadal zbyt wysoki. Widzimy też kontekstualne interfejsy dotykowe, które choć dziś w rzeczywistości działają inaczej, to budowane są na podobnych fundamentach koncepcyjnych. Tak jak widoczna na wideo błyskawiczna synchronizacja danych pomiędzy urządzeniami.
To, co mnie jednak szczególnie rozbawiło, to widoczna „aplikacja przyszłości” Microsoftu, która… faktycznie powstała. W niemal tej samej formie. Sticky Notes to dobrze pomyślana aplikacja do przylepiania wirtualnych „żółtych karteczek” na szybkie notatki. Jej fundamentem jest usługa OneNote. Sticky Notes działają na większości popularnych urządzeń, w tym jako karteczki na pulpitach Windows 10 i androidowego Microsoft Launcher. Synchronizują się pomiędzy urządzeniami i można je udostępniać osobom trzecim. Choć jeszcze nie można ich układać w diagramy.
Całe wideo rozmija się z rzeczywistością w zasadzie z jednego powodu.
Futuryści Microsoftu założyli, że za 10 lat procesy technologiczne będą tak zoptymalizowane, że elastyczne wyświetlacze dotykowe będą kosztowały metaforyczne grosze. I będą wszechobecne: jako warstwa nałożona na elastyczny „papier” gazety czy emalia na kubku z herbatą. Właśnie to błędne założenie powoduje, że całość tego klipu ogląda się z lekkim rozbawieniem.
Zwracam jednak uwagę na to, że pozostałe wynalazki będące nieco w tle tego klipu w większości są już dziś dostępne. Może interfejsy wyglądają inaczej, ale błyskawiczna synchronizacja z chmurą, wszechobecne czujniki Internetu rzeczy czy kontekstowo dobierane przez urządzenie elektroniczne dane, to coś, co dziś przyjmujemy już jako codzienność. Do której nie tylko się przyzwyczailiśmy, ale i nauczyliśmy się na niej polegać. I w której rozwoju – co trzeba przyznać – Microsoft odegrał wielką rolę, pchając rozwój SI i przetwarzania w chmurze nieustannie do przodu.