Twoja panda kupowałaby Huaweia Mate 20 Lite - pierwsze wrażenia
Mate 20 Lite, następca szalenie popularnego Mate'a 10 Lite będzie przede wszystkim kusić klientów aparatami, pięknym wyglądem i... rozpoznawaniem pand.
Huawei Mate 10 Lite jest jednym z najlepiej sprzedających się w Polsce telefonów. Jego następca może powtórzyć ten sukces.
Huawei Mate 20 Lite jest śliczny nawet z notchem.
Huawei Mate 20 Lite już na pierwszy rzut oka krzyczy „wyprodukowano mnie w 2018 r. i się tego nie wstydzę”. Na przedzie od razu w oczy rzuca się notch, choć Huawei miłosiernie udostępnił też tryb fałszowania metryki, który ukrywa obowiązkowe w tym sezonie wcięcie.
W przeciwieństwie do aluminiowego poprzednika, plecki tego smartfona zostały pokryte szkłem. To sprawia, że Mate 20 Lite wygląda jak urządzenie z półki premium. Szczególnie dobrze widać to w złotych modelach, które ładnie zbierają promienie światła i nieco mniej elegancko, ale równie skrupulatnie, odciski palców. Po kilku chwilach korzystania z telefonu staje się jasne, że, jeśli nie kręci was analizowanie własnych linii papilarnych, bez etui się nie obędzie. Z tyłu smartfon nie bardzo przypomina swojego poprzednika. Projektanci podeszli zupełnie inaczej do swojej pracy i muszę przyznać, że ich decyzje zdecydowanie mi się odpowiadają.
Co więcej Mate 20 Lite pewnie leży w dłoni. Jest dobrze wyważony i daje przyjemną pewność, że nie wyślizgnie się nam nawet podczas szalonego rajdu na pociąg czy wyścigów po ostatnią na postoju taksówkę.
Huawei Mate 20 Lite stawia na aparaty i sztuczną inteligencję. Ma nawet tryb rozpoznawania pandy.
Huawei zdecydował się także tym modelem dołączyć do fotograficznej wojny. Trudno przekonać przeciętnego użytkownika, że jest mu potrzebny konkretny procesor, taka a nie inna karta graficzna czy określona nakładka. Co innego aparaty. Ładne zdjęcia chce robić każdy, szczególnie teraz, gdy media społecznościowe pełne są różnej maści fotek i selfiaczków. Dlatego też Huawei ma zamiar przede wszystkim podkreślać moc swoich aparatów wyposażonych w sztuczną inteligencję. Mate 10 Lite cieszyły się dobrą opinią w kwestii zdjęć, choć miał niewątpliwie problemy z radzeniem sobie z trudnymi warunkami oświetleniowymi. Trudno mi powiedzieć, czy ten konkretnie problem udało się rozwiązać. Z pewnością nie znalazł się tu znany z P20 i P20 pro tryb nocny, ale zwykłe zdjęcia w dobrych warunkach, na pierwszy rzut oka wyglądały naprawdę przyzwoicie.
Z przodu znajdują się oczywiście dwa aparaty. Matryca głównego ma rozdzielczość 24 MP, wspierającego, który odpowiadał będzie za efekt rozmycia, 2 MP.
Z tyłu, nad czytnikiem linii papilarnych, znajduje się drugi duet aparatów. W tym wypadku Huawei funduje nam zestaw 20 MP + 2 MP. Sztuczna inteligencja, która ma pomóc przy fotografii została podrasowana. Może rozpoznawać więcej obiektów i scenerii. Dodano między innymi być może niezbyt przydatną w naszym mało obfitym w bambusożerców kraju, ale rozczulającą opcję rozpoznawania pand. Serio. Huawei Mate 20 Lite rozpozna, kiedy robi zdjęcia pandzie i dostosuje odpowiednio ustawienia. Z mało praktycznych bajerów w telefonach ten został właśnie moim ulubionym.
Mate Lite działa na nowym procesorze Kirin 710 i ma większy akumulator od poprzednika o imponującej pojemności 3750 mAh, który można naładować korzystając z technologii QucikCharge.
Wiele osób z pewnością ucieszy, że Huawei zdecydował się zachować w tym modelu złącze mini jack i wzbogacić nowego Mate Lite’a o możliwość płacenia zbliżeniowo.
Właśnie ruszyła przedsprzedaż, która potrwa do 9 września. Cena sugerowana telefonu to 1599 zł.