Jeśli nastanie bunt maszyn, tego nam nie darują. Testowaliśmy drony Star Wars walcząc w klatce
Drony stylizowane na statki z Gwiezdnych wojen to spełnienie marzeń każdego geeka. Od kilku tygodni bawię się w wolnych chwilach zdalnie sterowanym X-Wingiem marki Propel i wreszcie mogę o nim opowiedzieć.
Pierwszy raz miałem okazję bawić się tą zabawką już na początku lipca na specjalnym pokazie, a od kilku tygodni mam egzemplarz takiego drona w domu. Dziś zaprezentowano oficjalnie nową linię produktów oraz towarzyszącą im aplikację mobilną, więc wreszcie mogę o nich szerzej opowiedzieć.
Drony Star Wars marki Propel - ale o co chodzi?
Firma Propel ma już w swojej ofercie kilka dronów, ale nowa linia ma zainteresować wszelkiej maści geeków. Pojazdy, które tylko pozornie wyglądają jak zwykłe zabawki, przygotowano na licencji Disneya. Stylizowane są na trzy ikoniczne statki z Gwiezdnych wojen, którymi są:
- T-65 X-Wing, którym latał Luke Skywalker;
- TIE-Advanced, który pilotował Darth Vader;
- Speeder Bike, którym poruszali się Scout Trooperzy na planecie Endor.
Drony Star Wars przeszły długą drogę. Pierwsze informacje na ich temat pojawiły się już w zeszłym roku, ale firma musiała dopracować produkty, zanim trafiły na rynek. Wreszcie się udało rozwiązać problemy i pierwsi szczęśliwcy mogą się już bawić tymi zabawkami... No właśnie - czy te drony można tak nazywać?
Przedstawiciele firmy na każdym kroku podkreślają, że drony Star Wars nie są tylko zabawkami.
Patrząc na to, ile technologii upchnięto w środku tych malutkich, leciutkich maszyn, skłaniam się do tego, by przyznać im rację. Drony marki Propel pod względem projektu potrafią zachwycić fana nowych technologii, których upchnięto w nie sporo - od modułów transmisji bezprzewodowej po lasery.
Tak jak w każdym kontrolerze znalazł się procesor do przetwarzania informacji, tak każdy dron ma swój własny chip. Przedstawiciele firmy nazwali swoje produkty latającymi komputerami i nie ma w tym przesady. Inżynierowie przy tym projekcie byli tak ważni, jak programiści.
Jestem pewien, że jeśli nastanie bunt maszyn, to roboty dobiorą się nam za te drony Star Wars do skóry.
Wśród geeków coraz większą popularnością cieszą się wyścigi dronów. Propel ma ambicję, by w przyszłości ich sprzęt był wykorzystywany na podobnych wydarzeniach, a do ścigania dodaje element rywalizacji w postaci walki powietrznej dwóch drużyn. Pojazdy wyposażone są w specjalne lasery i czujniki trafień.
Operatorzy dronów mogą nie tylko fruwać, ale też celować w inne pojazdy i zestrzeliwać je. Dzięki aplikacji mobilnej, która łączy się bezprzewodowo z dronami Propela, można prowadzić powietrzne walki nawet w 12 osób jednocześnie. By się przekonać, jak to działa w praktyce, pojechałem aż do Brukseli.
Podczas specjalnego pokazu miałem okazję wziąć udział w takich pojedynkach.
Drony latały w klatce, a zawodnicy po obu jej stronach z kontrolerami w dłoni starali się wyeliminować pojazdy z przeciwnej drużyny. Okazało się to zarówno trudniejsze, jak i bardziej wciągające niż się spodziewałem, obserwując zabawę poprzedniej grupy pilotów.
Walka dronów okazała się emocjonująca, ale też szalenie dynamiczna. Bardzo trudno było się zorientować, co tak naprawdę dzieje się w klatce. Kilkuosobowy pojedynek, w którym malutkie statki poruszają się w trzech osiach z bardzo dużym przyspieszeniem, wymaga naprawdę wprawnego oka.
Sterowanie dronami Star Wars z perspektywy laika.
Miałem już okazję latać różnymi dronami, ale i tak obawiałem się, że sterowanie dronem, którego obsługuję pierwszy raz w życiu, będzie trudne. Okazuje się, że słusznie. Pierwsze kilka prób zakończyło się spektakularną kraksą - raz na podłodze, raz na siatce klatki.
Nie miałem niestety zbyt dużo czasu na naukę latania, więc podczas pierwszego pojedynku mój statek szybko został trafiony i spadł z hukiem na glebę. Później było jednak nieco lepiej. Nauczyłem się obracać, wznosić i poruszać w wybranym przez siebie, a nie losowym kierunku.
Do obsługi drona potrzebny jest specjalny kontroler.
Przypomina on przerośniętego pada do konsoli. Ma kilka przycisków obok joysticków do sterowania pojazdem, w tym pod palcami wskazującymi do strzelania. Dron potrafi poruszać się góra-dół, latać do przodu lub do tyłu oraz obracać się wokół własnej osi. Jest całkiem stabilny w powietrzu, aczkolwiek czasami potrafi zacząć sam z siebie lecieć w jedną stronę.
Z początku przeszkadzała mi niestety jedna, mała rzecz. Mam więcej doświadczenia z grami wideo niż z dronami i wolałbym, by zamieniono miejscami joysticki odpowiadające za ruch i obrót oraz podnoszenie i opadanie drona. Czułem się tak, jakby ktoś nagle kazał mi poruszać się prawym, a celować lewym analogiem.
W nauczeniu się sterowania dronem pomaga na szczęście aplikacja do treningu.
Przedstawiciele firmy Propel zdają sobie sprawę, że ich nowy produkt trafi w ręce osób, które nie miały wcześniej do czynienia z dronami. Pojazdy są w dodatku dość delikatne, a podczas pokazu udało mi się nawet złamać kilka śmigiełek. Sterowania lepiej nauczyć się w wirtualnym świecie.
W kontrolerze chowa się specjalny stelaż, na którym można umieścić smartfon. Łącząc kontroler z telefonem poprzez moduł Bluetooth, można uruchomić specjalny symulator. Na ekranie telefonu pokazuje się wirtualny model drona, którym można sterować i tym samym uczyć się różnych manewrów.
Fizyka lotu w wirtualnym trybie treningu całkiem nieźle odwzorowuje latanie prawdziwym dronem.
Dzięki temu posiadacz drona może poznać podstawy sterowania, wykonując kolejne misje z samouczka. Po przejściu kilku poziomów moje umiejętności znacznie wzrosły i przy okazji kolejnych starć udało mi się nawet zestrzelić kilka innych statków - co wcale nie jest takie proste jakby się wydawało!
Kontroler jest bardzo dobrze przemyślany, ale nie rozumiem, czemu zasilany jest zwykłymi paluszkami - a w dodatku klapka baterii zamykana jest... na śrubkę. Owszem, w obudowie chowa się zgrabnie pasujący śrubokręt, ale czy nie można było rozwiązać tego inaczej i użyć ogniwa ładowanego przez port USB?
Propel miał na szczęście mnóstwo innych świetnych pomysłów, by uatrakcyjnić zabawę.
Jednym z nich jest zamontowanie w kontrolerze głośnika i gniazda minijack na słuchawki. Podczas latania dronem co i rusz do uszu dociera muzyka i inne efekty dźwiękowe - wystrzały laserów i głosy kultowych bohaterów sagi. Komunikaty są kontekstowe i dopasowane do aktualnej sytuacji w powietrzu. Kapitalny pomysł!
Pojedynki pomiędzy graczami można w dodatku prowadzić w kilku różnych trybach. Oprócz typowego team deathmatchu można prowadzić rozgrywki w innym trybie, który wymaga np. chronienia lidera przez skrzydłowych. Zastanawiam się tylko, czy początkujących amatorów latania nie będzie to przytłaczać.
Pokaż kotku, co masz w środku.
Drony to szalenie skomplikowane urządzenia. Mechanizm obracania śmigieł to tylko wierzchołek góry lodowej. Niezbędne jest oprogramowanie, które będzie tłumaczyć ruchy palcy gracza na kontrolerze na sygnał do śmigiełek, które zmieniając szybkość obrotu, poślą drona w określonym kierunku.
Dron łączy się z kontrolerem wykorzystując pasmo 2,4 GHz, a kontroler z telefonem i aplikacją towarzyszącą na telefon przez Bluetooth. Firma obiecuje, że udało się jej zaprojektować system tak, że nawet 12 graczy w jednym miejscu może swobodnie się bawić i nie doświadczać problemów z transmisją danych.
To bardzo ważne, bo w końcu nawet najmniejsze opóźnienie może sprawić, że statek, zamiast polecieć we właściwym kierunku, zawiśnie na drzewie lub grzmotnie w ścianę.
W praktyce podczas całego dnia pokazów nie zaobserwowałem żadnych problemów z transmisją danych podczas pojedynków - zarówno komend, jak i informacji o trafieniu. To nie lada osiągnięcie. Oprócz łączności radiowej 2,4 GHz i Bluetootha wykorzystywane są też podczerwień i LiFi, czyli Light Fidelity.
Propel chwali się, że jako pierwsza firma wykorzystuje LiFi w produkcie konsumenckim. Posiadacze dronów będą mogli opcjonalnie wyposażyć się w czujniki laserowe, które będą precyzyjniej rejestrować informacje o oddanym strzale i trafieniu, dodatkowo utrudniając pojedynki.
Propel dba o to, by gracze jak najrzadziej rozbijali swoje maszyny.
Startowanie i lądowanie odbywa się automatycznie i wystarczy wcisnąć jeden przycisk. Bawiąc się prawdziwym dronem, a nie symulatorem w aplikacji, można włączyć specjalny tryb treningowy. Dron będzie wtedy dodatkowo stabilizowany i pojawi się kilka innych ułatwień.
W trybie treningowym wokół dron będzie latał w niewidzialnej klatce. Algorytmy nie pozwolą mu trafić w ziemię ani wylecieć zbyt wysoko w górę. Pojazd nie będzie mógł też zbyt daleko oddalić się od pilota. Po wyłączeniu tego trybu będzie można jednak latać swobodnie.
Nieco zaskoczyło mnie to, że poszczególne modele dronów różnią się między sobą nie tylko wyglądem.
W ofercie firmy Propel znajdują się trzy drony diametralnie różniące się od siebie. Każdy z nich ma w dodatku inne parametry - jeden jest zwinniejszy, drugi ma większe przyspieszenie itp. Rebelianckiego pilota może pochwalić za ładny strzał Han Solo, a posiadacza Imperialnego statku skarci Imperator.
Rozczarowuje tylko to, że drony ze względu na konieczność zamontowania uchwytów na śmigiełka nie odwzorowują idealnie statków znanych z filmów. Uchwyty na silniczki mogły zostać wykonane z bezbarwnego tworzywa, a mają kolor kadłuba. Speederbike nie zachowuje też skali względem X-Winga i TIE.
Wszystkie trzy modele łączy inny niż zwykle stosowany w dronach mechanizm śmigiełek, które wypychają, a nie zaciągają powietrze.
Cieszy też, że jeden z przycisków na kontrolerze pozwala wykonywać dronem predefiniowane manewry podczas lotu. To świetne urozmaicenie zabawy podczas latania po okolicy. Imponuje też przyspieszenie - drony Star Wars marki Propel rozpędzają się do 50 km/h w 3 sekundy.
Rozczarowujący jest natomiast czas pracy na jednym ładowaniu: zaledwie 8 minut! Na szczęście ładowarkę można podłączyć w terenie do powerbanka i nic nie stoi na przeszkodzie, by wyposażyć się w dodatkowe akumulatory. Szkoda tylko, że każdy z modeli drona Propel ma inny akumulator - nie są uniwersalne.
Dobre wrażenie robi natomiast konstrukcja urządzeń.
Wykonane zostały z elastycznego polimeru, a nie ze zwykłego plastiku. Pojazdy są zaskakująco lekkie i uginają się pod naciskiem palców, ale nie ma się wrażenia, by miały się zaraz połamać. Akumulatory są dodatkowo tak obudowane, by zmniejszyć ryzyko ich uszkodzenia.
Chociaż przezroczyste śmigiełka potrafią się połamać, to podczas całego dnia pokazów nie widziałem, by jakikolwiek dron trwale się uszkodził. W zestawie znajduje się kilka zapasowych śmigiełek, a dodatkowe można zamówić bezpośrednio w aplikacji. Miłym akcentem jest to, że drony Star Wars są ręcznie malowane.
Mimo wszystko nie wróżę dronom Star Wars świetlanej przyszłości w Polsce.
Drony Star Wars marki Propel niezbyt sprawdzą się jako zabawka do swobodnego latania. Nie mają wbudowanej kamery, więc nie pozwolą robić nietypowych zdjęć. Zabawa w pojedynkę niestety szybko się nudzi, a by wykorzystać ich potencjał, trzeba znaleźć innych pasjonatów, którzy będą mieli nadmiar gotówki.
Latanie dronem Star Wars w domu na dłuższą metę się nie sprawdzi, więc trzeba znaleźć odpowiednie miejsce do zabawy - nie tylko bezwietrzne, ale w dodatku takie, gdzie nie trafimy rozkręconym śmigłem w głowę przypadkowego przechodnia. Znalezienie miejsca i skoordynowanie kilku osób będzie nie lada wyzwaniem.
Propel co prawda obiecuje, że w aplikacji znajdzie się moduł społecznościowy, ale jak na razie marnie to widzę.
Firma obiecuje organizować dwa razy do roku oficjalne turnieje dla posiadaczy dronów Star Wars i będzie zachęcać klientów, by samodzielnie organizowali zloty fanów tego typu rozrywki. Przy cenie wynoszącej 729 zł w podstawowym wariancie trudno mi sobie jednak wyobrazić, by w naszym kraju wytworzyła się silna społeczność.
Przedstawiciele Propela sugerują nawet, że entuzjaści mogą zabierać ze sobą drona podczas podróży po świecie, by brać udział w lokalnych turniejach. To jednak myślenie życzeniowe, które nie ma szans wytrzymać zderzenia z rzeczywistością - tym bardziej, że nie jest to produkt łatwy w transporcie.
Prędzej widzę przyszłość tych dronów w salonach gier.
Właściciel lokalu skierowanego do graczy mógłby kupić kilka sztuk takich dronów i umieścić je w podobnej klatce, którą przygotował Propel na czas pokazu. Niestety coś czuję, że taka zabawa byłaby kosztowna ze względu na ryzyko uszkodzeń dronów i konieczność zatrudnienia obsługi stanowiska.
W przypadku użytkowników końcowych, by mieć szansę pobawić się tym dronem na poważnie, przydałoby się namówić na zakup tej zabawki kilku znajomych. Niestety, znając polskie realia, na zakup tych dronów zdecydują się tylko najbardziej oddani i zamożni fani Gwiezdnych wojen.
Jeśli ktoś zdecyduje się na zakup - czy to z myślą o zabawie, czy też aby postawić sobie tego drona na półce - to polecam przyjrzeć się niewiele droższej edycji kolekcjonerskiej. Opakowanie robi świetne wrażenie! Po otwarciu widać podświetlaną gablotkę z dronem, a z umieszczonych w opakowaniu głośników dobiega charakterystyczna muzyka...