Gdy Polygon walczył o prawa kobiet, jeden z redaktorów... nagabywał panie z branży o nagie zdjęcia
Polygon to potężne anglojęzyczne medium traktujące o grach wideo, znane ze swojej profeministycznej oraz promniejszościowej ideologii. Tym bardziej obrzydliwy wydaje się fakt, że jeden z pracowników redakcji wykorzystywał pozycję, aby nagabywać kobiety z branży oraz fanki medium o nagie zdjęcia i inne czynności seksualne.
Nick Robinson to (już były) pracownik redakcji Polygon, który od lat zajmował się produkcją materiałów wideo. Młody mężczyzna współpracował wcześniej z Giant Bomb, a do tego współtworzył kilka popularnych podcaastów poświęconych grom wideo. Dzięki wielu latom pracy przy grach, Robinson zbudował sobie rozpoznawalną pozycję, a także uznanie oraz wsparcie fanów. Część z nich do teraz nie może uwierzyć w to, co wypłynęło na światło dzienne zupełnie przez przypadek, za sprawą drobnej gry i jej problemów z płynnym działaniem.
Nick Robinson opublikował żartobliwo-złośliwy tweet, w którym krytykuje postawę producentów kooperacyjnej gry Overcooked.
Wydana na konsolę Nintendo Switch gra Overcooked posiada problemy ze stabilnym działaniem, gubieniem klatek oraz przycięciami. Można było przeczytać o tym m. in. na łamach Polygona, który opublikował własną recenzję tego programu. Studio odpowiedzialne za grę napisało do redakcji z prośbą, aby ta pomogła naprawiać tytuł. Producenci poprosili o podanie kilku dodatkowych informacji oraz wysłanie plików wideo, na których Overcooked działa poniżej oczekiwań.
Nick Robinson opublikował zawartość korespondencji od dewelopera, dodając własny komentarz:
Pracownik redakcji Polygon nie przewidział, że pod jego tweetem pojawią się osoby wskazujące, że zamiast pisać złośliwe komentarze, ten faktycznie mógłby pomóc ekipie odpowiedzialnej za Overcooked. Nick Robinson najpierw werbalnie zaatakował jednego z takich użytkowników. Potem zasłonił się tym, że taka pomoc nie jest jego pracą, a do tego kosztowałaby go zbyt wiele cennego czasu.
Docieramy do sedna. Jedna z użytkowniczek Twittera zarzuciła, że Robinson mógłby mieć więcej czasu, gdyby nie wysyłał tak wielu wiadomości prywatnych do kobiet pracujących w branży gier.
To był wpis, który uruchomił prawdziwą lawinę. Tama została zburzona. Woda zaczęła się wylewać w tempie, którego Nick Robinson nie był w stanie kontrolować. Wkrótce kolejne użytkowniczki Twittera zaczęły potwierdzać, że pracownik Polygona męczył również je, używając prywatnych wiadomości w portalach społecznościowych. Mechanizm wszędzie był ten sam. Nick Robinson wykorzystywał znajomości zdobyte podczas pracy jako producent wideo dla Polygona, aby nagabywać kobiety pracujące w branży gier.
Początkowo sądzono, że sprawa należy do gatunku tych kompromitująco-komicznych. Jednak w miarę, jak coraz więcej kobiet przerywało zmowę milczenia, na światło dzienne zaczęły wychodzić coraz to gorsze i bardziej wątpliwe moralnie historie. W oficjalnym oświadczeniu Nick Robinson przyznał, że wykorzystywał swoją pozycję do flirtowania, ale według kobiet otrzymujących wiadomości od tego mężczyzny trudno było nazwać to flirtem. Robinson prosił o nagie zdjęcie kobiet. Nie tylko tych związanych z branżą, ale również fanek redakcji Polygona. Jedna z nich napisała, że Nick chciał od niej seksu oralnego tylko dlatego, że mieszkała blisko.
Polygon nie mógł dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Szefostwo zawiesiło Robinsona, a następnie zakończyło z nim współpracę.
Żyjemy w czasach ogólnego dostępu do mediów masowych oraz platform społecznościowych. Współcześnie każdy może napisać co mu ślina przyniesie na język. Pewnie dlatego kierownictwo Polygona początkowo jedynie zawiesiło swojego producenta wideo, badając zaistniałą sytuację. Chwilę później Robinson został jednak zwolniony. Można więc sądzić, że historie opowiadane przez kobiety w sieci są prawdziwe.
Producent wideo nie dementuje zarzutów. W swoim oświadczeniu Nick Robinson stwierdził, że zawiódł zaufanie w nim pokładane, a także rozczarował wielu ludzi. Mężczyzna potwierdził wykorzystywanie koneksji zdobytych w pracy dla prywatnych korzyści, w tym „flirtowania”. Nick przyznał, że znajdował się w „pozycji siły”, wykorzystując nadarzające się okazje, swoje stanowisko oraz zawodowe relacje.
Ironicznym jest, że proceder miał miejsce pod skrzydłami redakcji znanej z olbrzymiej dbałości o poprawność polityczną.
Polygonowi wielokrotnie zarzucało się, że jest zbyt profeministyczny oraz promniejszościowy. Niektórzy redaktorzy tego medium doprowadzali swoje ideologiczne zacietrzewienie do absurdu. Jak na przykład wtedy, gdy Wiedźmin 3: Dziki Gon otrzymał niższą notę za to, że w otwartym świecie gry brakuje ważnych, kluczowych czarnoskórych postaci. Redakcja konsekwentnie promuje kobiety produkujące gry wideo, a także piętnuje seksistowskie zachowania oraz skostniałe, „męskie” układy wewnątrz branży. Wychodzi na to, że Nick Robinson robił dokładnie to, z czym od lat walczy Polygon.
Sytuacja doskonale pokazuje, jak bardzo szczytne idee rozmijają się w świecie gier z brutalną rzeczywistością. Kierownictwo Polygona z głowami w ideologicznych chmurach nie było w stanie zapewnić kultury pracy, na skutek której redakcja mogłaby się oczyszczać z czarnych owiec. Co więcej, szefostwo nie zdołało wytworzyć atmosfery sprzyjającej donoszeniu na podwładnych, którzy wykorzystują zawodową pozycję dla własnych korzyści. Do tego na tle seksualnym.
Dlaczego kobiety nagabywane przez Robinsona przez lata nie podnosiły tej kwestii? Wyobraźcie sobie, że jesteście producentem gry. Członek redakcji, której recenzja ma wpływ na globalną sprzedaż waszego produktu, namolnie uprzykrza się za pomocą platform społecznościowych. To trudna sytuacja. Taka, w której ciężko znaleźć złoty środek między chłodną prywatną odmową, a dobrymi relacjami na stopie zawodowej. W ten sposób powstaje spirala milczenia dla dobra produktu, dobra sprawy albo zwyczajnego świętego spokoju.
Hejt w sieci jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Bez problemu mogę sobie wyobrazić, że kobieta z dylematem Robinsona zostałaby okrzyknięta atencjuszką. Pazerną wiedźmą bez talentu, która chce wybić swoją grę na taniej aferce. Przecież mieliśmy już takich przypadków dziesiątki. Rozpoczęłyby się maile z pogróżkami, niewybredne komentarze na temat urody producentki gier i tak dalej. Chociaż żyjemy w XXI wieku, branża gier i skorelowana z nią społeczność wciąż potrafi przypominać Średniowiecze. Polowanie na czarownice jest wieczne żywe, a werbalna agresja wobec kobiet przerażająco silna. Gdybym sam był przeciwnej płci, być może również dałbym sobie spokój z robieniem afery.
Dla świętego spokoju.