Czy religia przetrwa kontakt z obcymi?
Rozważania z serii co, jeśli… zwykle są bezsensowne ale i zabawne. Ostatnio na moim Facebooku powróciło pytanie o to, czy jeśli potwierdzimy istnienie życia pozaziemskiego to ziemskie religie upadną? Pytanie równie ciekawe, co głupie.
Aż prosi się o sprecyzowanie, o których religiach mowa? Czy przetrwa katolicyzm, hinduizm, protestantyzm, islam, mormonizm, scjentologia, czy może jeszcze coś innego?
Religie mają się całkiem dobrze od tysięcy lat mimo kolejnych odkryć, które na swoje czasy były rewolucyjne i pewnie mogły wzbudzać pytania o upadek religii. Czy udowodnienie, że Ziemia kręci się wokół Słońca obali przekonanie, że to człowiek jest najważniejszy i jakiś bóg istnieje? Czy udowodnienie tego, że życie na Ziemi zawdzięcza swoją różnorodność mechanizmom ewolucji sprawi, że przestaniemy wierzyć w moce stwórcze tajemniczych, niewidzialnych bytów? Czy rozwój nauki, który tłumaczy coraz więcej o otaczającym nas świecie sprawi, że religia przestanie być atrakcyjna?
Odpowiedzi na te pytania już znamy. Religie i osoby religijne stosują wiele wytłumaczeń i uników, by dopasowywać rzeczywistość do swoich wierzeń, a najpopularniejszym jest poszerzanie kompetencji boga w miarę rosnącej wiedzy i nowych faktów. Kościół katolicki nie bez powodu uznał teorię ewolucji za prawdziwą i wpisał ją w swoją doktrynę. Oto Bóg jest tak wszechpotężny i wszechwiedzący, że zaplanował ewolucję a Księga Rodzaju jest alegorią, dostosowanym do stanu wiedzy i ludzkiego pojęcia uproszczeniem milionów lat procesów ewolucyjnych.
Niektóre religie zrobiły z wątpliwości cnotę i doktrynę - ten, kto wątpi i trwa przy wierze ma wiarę głębszą, niż ten, co nigdy nie wątpił
Istnieje też inny sposób na radzenie sobie z rozbieżnością religii i faktów - prostsze, bardziej toporne wyparcie. Miliony ludzi na świecie wierzy, że świat został stworzony w 7 dni, że dinozaury żyły obok ludzi i że Ziemia ma jakieś 6 tysięcy lat.
Ludzka ignorancja i przywiązanie do jednej jedynej prawdy, choćby była przeciwna wszystkiemu co nas otacza, jest niemożliwa do przecenienia. Dogmatyczność jest wygodna i łatwiejsza, niż życie z przekonaniem, że nie wie się wszystkiego.
Te mainstreamowe religie poradziłyby sobie bez większych problemów z odnalezieniem życia w kosmosie. Część, tak jak katolicyzm, uznałaby to za kolejny kawałek boskiego planu, część wyparłaby fakty, dopóki życie w kosmosie nie przybrałoby postaci obcych w statkach kosmicznych lądujących na Ziemi. Część chciałaby rekrutować kosmitów do swoich szeregów - wiernych nigdy za dużo.
Niektóre religie zrobiły z wątpliwości cnotę i doktrynę. Gdy pomyśli się na przykład o średniowieczu i o stanie wiedzy przeciętnego człowieka w Europie w tamtych czasach, i porówna do współczesności, nie da się nie wyjść z podziwu nad zdolnością religii do trwania w ludzkich umysłach. Dlatego warto zadać sobie inne pytanie - czy gdyby nagle stało się coś, co podważyłoby sensowność i wiarę religijną na tyle, by większość osób przestała wierzyć, co zastąpiłoby religię?
Szybko powstałaby próżnia dotycząca przekonań moralnych, etycznych i ideologii.
Nawet najbardziej ateistyczne i agnostyczne kraje na świecie wciąż mają około połowę religijnych mieszkańców, a gros ludzi uważa, że moralność oraz zasady, którymi kierujemy się w życiu społecznym i prywatnym wywodzą się z religii, tej czy innej.
Gwałtowny upadek religii jest niemal niemożliwy i musiałby dokonać się na przestrzeni co najmniej kilku pokoleń. Nie bez powodu większy odsetek ateistów mają Chiny i Japonia, niż Stany Zjednoczone, czy Polska. To wynik historii, kultury, filozofii, położenia geograficznego.
Do braku wiary w byty nadprzyrodzone trzeba dojrzeć ale trzeba też zastąpić ją jakimś bardziej przyziemnym pomysłem na ład społeczny, na przykład konfucjanizmem lub kultem jednostki i dobra wspólnego.
Wydaje się, że gdyby nawet udało się jakimś cudem wyrwać z ludzi wiarę w religię, tak kompletnie i do korzenia, powstałaby próżnia i chaos walki o dominującą w społeczeństwach ideologię.
Możliwe jest też, że udowodnienie istnienia życia pozaziemskiego obaliłoby niektóre religie, niektórych nie wzruszyłoby a jeszcze innym dodałoby wiarygodności. Protestant mógłby zwątpić, za to Scjentolog mógłby dostać nowej motywacji do rekrutowania kolejnych wierzących.
Scjentologia, choć mała, to chyba najlepszy przykład siły religii. Wydawałoby się, że religia wymyślona przez niepewnego siebie i ekscentrycznego kiepskiego pisarza science-fiction w połowie XX wieku, w czasach wyścigu kosmicznego nie będzie miała racji bytu. Tymczasem Tom Cruise wciąż jest scjentologiem, kościół jest bogaty jak cholera i nawet jeśli w końcu się rozsypie, to potrwa to co najmniej kilka dekad.
Scjentologia z tethanami, kontraktami na miliardy lat i utajnioną wiedzą kosmiczną może wydawać się absurdalna. Jednak to nie kosmici przyciągają wierzących, a chęć bycia lepszym człowiekiem, zdobycie umiejętności radzenia sobie z własnymi wadami i problemami, chęć odniesienia sukcesu i znaczenia czegoś na świecie. Scjentologia to terapia-kult podana w nowoczesny, pełen blichtru sposób.
Być może gdy odkryjemy życie pozaziemskie, wytworzymy całkiem nową religię.
Jednak jeśli nie przeprowadzimy jakiegoś globalnego programu poprawy edukacji, zrozumienia podstaw nauki, racjonalnego i logicznego myślenia, to prawdopodobieństwo, że religia przetrwa spotkanie z obcymi jest bardzo wysokie.