Smartfon, który znika w dłoniach. Google Pixel - pierwsze wrażenia Spider's Web
Umarł król, niech żyje król! Czy może raczej - umarł Nexus, niech żyje Pixel! Google właśnie zaprezentował swoje nowe smartfony, tym razem sygnowane w całości własną marką, mające być wzorcem dla całego androidowego świata. Czy jednak są one godne miana wyznacznika?
O smartfonach Google Pixel oraz Pixel XL wiadomo było wszystko już kilka dni temu. Specyfikacja nie jest więc żadnym zaskoczeniem - mamy tu topowe podzespoły, najnowszy procesor Qualcomm Snapdragon 821, 4 GB pamięci operacyjnej i 32 GB pamięci flash.
Tę samą specyfikację znajdziemy w dwóch wariantach Pixela - jednym, którego ekran mierzy 5” oraz drugim, z ekranem o przekątnej 5,5”.
Google Pixel, czyli „oto jest smartfon”.
Nie pamiętam, żebym w ostatnim czasie oglądał urządzenia tak… generyczne. Zupełnie jakby Google próbowało Pixelami przekazać światu „oto jest smartfon”, tak jak zrobiło to Apple 9 lat temu prezentując iPhone’a. Dla wielu użytkowników smartfon = iPhone. Podobne odczucie mam patrząc na telefony Google Pixel.
To po prostu sterylne, niewyróżniające się niczym bryły metalu, które z pewnością nie zdobędą żadnych nagród za swoją stylistykę. Bo ta jest do bólu prosta i poprawna. Minimalistyczna wręcz. Tu jest ekran, tam głośniki, tu aparat, tam czytnik linii papilarnych. Wszystko to upakowane w bryły metalu o obłym, mydelniczkowym kształcie, który jednakże sprawia, że obydwa urządzenia dość dobrze leżą w dłoni.
Niestety, nie miałem zbyt wielu okazji, by Pixele w dłoni potrzymać - w czasie prezentacji na premierze w Londynie pracownicy Google zostali wyraźnie poinstruowani, by nie oddawać mediom egzemplarzy na zbyt długo, toteż czas, który mogłem spędzić sam z Pixelem, był mocno ograniczony.
Niemniej jednak czasu było dość, by poznać, że w tym smartfonie czuć wyraźnie DNA firmy HTC, która stworzyła Pixele. Bryła jest łudząco podobna do HTC 10, tak jak i szlifowane krawędzie urządzenia.
Tył za to jest dokładnie takim potworem Frankensteina na żywo, co na zdjęciach. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, że może to wyglądać dobrze, ale błyszczące pół plecków zbiera odciski palców w absurdalnym tempie i całość wygląda po prostu… źle.
Widać, że Pixel to platforma pokazowa dla Google Assistant
Większość stanowisk prezentujących Pixele skupiona była wokół prezentacji możliwości Google Assistant. I tutaj rzeczywistość dość brutalnie zweryfikowała dokładność asystenta - ten ustawicznie mylił się w czasie demonstracji i jako że wokół było bardzo głośno, często nie potrafił usłyszeć poprawnego pytania.
Jednak wtedy, kiedy działał, robił naprawdę fajne wrażenie. Zwłaszcza drobiazgi, typu kontekstowe rozumienie, jakiej muzyki chcemy posłuchać, czy możliwość rezerwacji miejsc w restauracji, wewnątrz jednej rozmowy z asystentem - to wszystko bardzo ciekawe nowości, choć wymagające jeszcze dopieszczenia.
Google wyraźnie chce pokazać, że Pixel to maszyna fotograficzna.
Pracownicy Google ustawicznie zachwalali możliwości fotograficzne urządzenia i pokazywali, jak pracuje nowa aplikacja aparatu. Google zawarł w Pixelu jeden z patentów Motoroli (czyli obecnego Lenovo Moto) - po uruchomieniu aplikacji możemy potrząśnięciem nadgarstka zmienić to, z którego aparatu chcemy korzystać.
A rezultaty? Cóż, trudno ocenić. Na ekranach smartfonów wyglądało to naprawdę bardzo dobrze; szczególnie rzucał się w oczy świetny kontrast i rozpiętość tonalna aparatu Pixela. Pozytywnie zaskoczył też autofocus, który działał błyskawicznie, pomimo tego, że warunki były dalekie od idealnych.
Trudno mi cokolwiek powiedzieć w tej chwili o Pixelach jako o urządzeniach.
Z prezentacji Google wiemy, że będą to sprzęty, które mają pokazać możliwości oprogramowania firmy. Ale jako smartfony? Nie potrafię wykrzesać z siebie żadnej emocji, by spojrzeć na nie nieco bardziej przychylnie czy z większą ekscytacją.
Powtórzę się: dawno nie trzymałem w dłoniach smartfona, który byłby tak generyczny. Tak… poprawny. Tak, poprawny to bardzo dobre słowo do opisania Pixela i Pixela XL. Te urządzenia teoretycznie będą dobre we wszystkim - świetna wydajność, czysty Android, kapitalnie zapowiadający się aparat, rewelacyjna synergia z Google Assistant, Google Home i wszelkimi innymi usługami giganta.
Od dawna mówimy, że smartfony mają być tylko bramą do doświadczeń i usług. Że mają „zniknąć” w naszych rękach. I dokładnie taki jest Google Pixel. Trzymając ten telefon w rękach, zapominamy o tym, że trzymamy telefon. Urządzenie staje się wręcz przezroczyste, ustępując miejsca temu, co czeka w oprogramowaniu.
Może właśnie o to chodziło?