REKLAMA

Weźcie widły i pod Orange. Awaria sieci wyzwoliła w klientach dzikie instynkty

Wczorajsza awaria sieci Orange rozpaliła do białości niektórych klientów operatora. Przeczytałem kilkaset komentarzy na fanpage’u firmy i doszedłem do wniosku, że problemem wielu ich autorów nie była awaria, ale nieradzenie sobie z agresją.

Awaria Orange wyzwoliła w klientach dzikie instynkty
REKLAMA
REKLAMA

Awaria sieci to sprawdzian dla operatora. Pełne ręce roboty mają nie tylko specjaliści od infrastruktury, ale przede wszystkim ludzie z tzw. frontline’u, którzy muszą skanalizować niezadowolenie klientów. W BOK rozdzwaniają się telefony, a na facebookowym fan page’u rośnie lawina hejtu przeplatanego kulturalnymi pytaniami o to, co się stało.

Awaria Orange wywołała w komentujących dzikie instynkty.

Wczoraj celowo wszedłem na stronę Orange na Facebooku. Chciałem zobaczyć, jak operator radzi sobie z sytuacją kryzysową. Przewijając kolejne komentarze pod postem o awarii w pewnym momencie zagryzłem zęby i poczułem nieprzyjemny odruch w żołądku. Nie wywołał go niski poziom kultury, ale całkowity jej brak. Mówiąc precyzyjnie zobaczyłem zdjęcie czyjegoś sedesu po defekacji.

Oprócz tego skrajnego przejawu chamstwa pod postem o awarii znaleźć można też różne odcienie oburzenia, zapowiedzi rozwiązania umowy, wyliczenia odsetek, proroctwa o upadku telekomu i wszelkie inne zwiastuny końca świata. Klimat był wisielczy i nieco przypominał zbiorowisko klientów upadającego banku obawiających się o swoje oszczędności.

Oczywiście dla kronikarskiej dokładności trzeba też zaznaczyć, że wśród wylewu agresji pojawiały się też rozsądne komentarze. Jeden z nich, choć napisany bez polskich znaków wydaje się wyjątkowo trafny:

Tak proszę państwa. Zdecydowanie ta krótka myśl, podzielona nieuzasadnionymi wielokropkami dobrze oddaje klimat klienckiego rokoszu. Absurdalność sytuacji. Jej "bareizm" (pamiętacie jeszcze filmy Stanisława Barei?)

Czytając komentarze bez świadomości czego dotyczą, można dojść do wniosku, że jakiś złoczyńca z postapokaliptycznych czasów zakręcił spragnionym tłumom ostatni na Ziemi kurek z wodą.

Gdy uświadomimy sobie, że chodzi wyłącznie o awarię sieci, nie możemy w uwierzyć, że temperatura oburzenia może sięgnąć tak wysoko.

Sam również doświadczyłem przymusowego offline’u. Najpierw na kilka minut telefon stracił zasięg, nieco później przez kilka godzin nie była dostępna transmisja danych. Przyznaję, fuknąłem. Rzuciłem pod nosem niezbyt wybredny, ale też mieszczący się w słowniku ludzi kulturalnych komentarz. Sprawdziłem czy w telefonie żony dzieje się coś podobnego i schowałem swój smartfon do kieszeni. Gdy podczas zakupów musiałem sprawdzić coś w sieci, podłączyłem się do publicznego WiFi. Po prawdzie, przeżyłbym i bez tego.

Po co o tym piszę? Bo nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, by dać w prymitywny sposób upust swojej frustracji na fan page'u jakiegokolwiek producenta, operatora czy usługodawcy. Nie wyobrażam sobie też przeklinania kogokolwiek i czegokolwiek publicznie, pod własnym imieniem i nazwiskiem. Innymi słowy kompromitowania się bez żadnych hamulców.

Korzystam z wielu usług. Pracuję zdalnie. Też mam czasem problem z dostępem do sieci, co uniemożliwia mi wykonywanie obowiązków. Mógłbym w takiej sytuacji wylać hektolitry żółci u dostawcy internetu. Zamiast tego stawiam hotspot WiFi w swoim smartfonie lub informuję szefa, że z powodów obiektywnych pracować nie mogę. Owszem, irytuję się, czasem denerwuję, ale nie lecę - za przeproszeniem - bluzgać przez telefon czy na stronie usługodawcy. Zwłaszcza, że Ci, którzy dostaną kamieniem hejtu nie są winni moich problemów.

REKLAMA

Awarie się zdarzają. Nie mam zamiaru uprawiać tu apologetyki Orange. Równie dobrze na miejscu pomarańczowego operatora mógł się znaleźć T-Mobile, Play czy Plus, UPC czy Multimedia. Psują się komputery, samochody, autobusy komunikacji miejskiej, pociągi. Odwoływane są loty, wycieczki. Zdenerwowanie jest normalnym odruchem.

Wyzwiska, kalumnie, wrzucanie zdjęć ekskrementów to już przejaw zdziczenia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA