Minimalistyczne słuchawki o bogatym brzmieniu. U-Jays - recenzja Spider's Web
Nauszne słuchawki Hi-Fi to kategoria, do której zazwyczaj podchodzę bardzo ostrożnie, bo zazwyczaj są to sprzęty stawiające na styl, z poświęceniem wszystkich pozostałych aspektów takich jak brzmienie czy ergonomia. Zazwyczaj są też kompletnie nieadekwatnie wycenione względem swoich możliwości. Dlatego testując słuchawki u-Jays byłem bardzo mile zaskoczony, na niejednym froncie.
Jakie muszą być słuchawki nauszne, których będziemy używać na co dzień?
Przede wszystkim, muszą… wyglądać.
Na tym polu u-Jays zdecydowanie wyróżniają się z tłumu i - co bardzo przypadło mi do gustu - nie robią tego krzykliwym wzornictwem, a jednak przyciągają wzrok swoim nienachalnym minimalizmem i klasą. Testowany przez nas egzemplarz wykonany został w stonowanej, czarno-złotej kolorystyce, ale nawet decydując się na inne warianty nie będziemy rozczarowani. Słuchawki U-Jays to designerska klasa sama w sobie; te słuchawki wyglądają dobrze z każdym ubiorem.
Po drugie, muszą być kompaktowe, by mieścić się do torby lub plecaka, a także nie wyglądać na absurdalnie wielkie po założeniu na głowę.
Różni producenci próbują przydać słuchawkom mobilności na różne sposoby, stosując wymyślne mechanizmy składania puszek, pałąków, i tak dalej. Szwedzka firma Jays podeszła do problemu klasycznie i zamiast kombinować „jak złożyć wielkie słuchawki tak, żeby zmieściły się do damskiej torebki”, od początku postawiła na stworzenie jak najlepiej brzmiących słuchawek, w jak najmniejszym formacie. Dlatego jedynym „ruchomym” elementem u-Jays są obrotowe nauszniki, dzięki którym po założeniu słuchawek na szyję, nie będą one ograniczać ruchów.
W zestawie znajdziemy też worek do transportowania słuchawek. Wolałbym co prawda twardy futerał, szczególnie biorąc pod uwagę wcale nie niską cenę sprzętu, ale dołączony pokrowiec też spełnia swoje zadanie, a przypadkowymi upadkami słuchawek raczej nie musimy sobie zawracać głowy, bo są one wykonane rewelacyjnie.
No właśnie, jakość wykonania, to kolejny element, który nie może zawieść w niewielkich słuchawkach Hi-Fi.
Tutaj kolejny raz Jays obierają inną drogę, niż większość producentów „głównego nurtu”. Zamiast wymyślnych materiałów, aluminium, twardych, błyszczących plastików, czy Bóg-jeden-wie czego jeszcze, w u-Jays mamy do czynienia z bardzo przyjemnym w dotyku, gumowanym tworzywem , które jest niebywale elastyczne, gdyż rozciągnięto je na elastycznym, metalowym szkielecie.
Wadą tego rozwiązania jest to, że pałąk okropnie łatwo przyciąga kurz i zabrudzenia. Równie łatwo wyczyścić go jednak wilgotną szmatką, a w zamian za to otrzymujemy słuchawki, którym niegroźny upadek, czy przygniecenie ciężką zawartością plecaka.
Wrażenie solidności potęgują dodatkowo nauszniki, które są wymienialne. Rozpostarte na metalowym stelażu, miękkie poduszki sprawiają wrażenie trwałych, a przy tym bardzo dobrze leżą na uszach, ale o tym za chwilę. Jedyne, co rodzi moje zastrzeżenia w kwestii jakości wykonania, to odłączany od słuchawek, mierzący 135 cm przewód z pilotem do sterowania multimediami.
Pilot nie jest już tak solidny, jak chociażby obudowa puszek, a kabel nieco cieńszy, niż bym sobie życzył. Szczególnie miejsce łączenia przewodu ze złączem Jack 3,5 mm nie wzbudza zaufania - to najsłabszy element konstrukcyjny tego sprzętu.
Od słuchawek „miejskich” oczekujemy też komfortu.
Może nie tego samego, którego oczekujemy od dużych, wokółusznych słuchawek, w których chcemy móc przesiedzieć cały dzień, ale takiego, który gwarantuje przyjemność słuchania w drodze.
Wspomniane wcześniej poduszki nauszników są bardzo miękkie i wygodne, doskonale przylegają do uszu, co ma znaczenie nie tylko dla komfortu, ale i dla brzmienia. Charakterystyczny dla nausznych słuchawek problem z „odparzaniem” małżowin pojawia się dopiero po 5-6 godzinach słuchania muzyki, więc w tym względzie u-Jays nie zawodzą. Pałąk stabilnie trzyma się głowy i chociaż nadal nie polecam w tych słuchawkach biegać, to na pewno utrzymają się one na miejscu podczas przemieszczania się po mieście, a do tego nie uciskają głowy, w przeciwieństwie do wielu rozwiązań konkurencji.
Pałąk reguluje się bardzo płynnie; nie ma tu regulacji skokowej, którą trudno jest ustawić (zwłaszcza gdy trzeba to robić za każdym razem po wyjęciu słuchawek z plecaka). Tutaj regulacja jest bardzo płynna, więc delikatnymi ruchami możemy dostosować słuchawki zakładając je na głowę.
Jak na razie u-Jays nie rozczarowują i spełniają każde kryterium stawiane dla swojej kategorii. Ale jak wypada ich brzmienie?
Będę szczery - na początku nie byłem przekonany. Pierwszych kilka piosenek mocno mnie rozczarowało i w początkowym odruchu niemal zdyskredytowałem te słuchawki jako kolejną, przecenioną konstrukcję pokroju Beats Solo. Potem jednak wróciłem po rozum do głowy i przed drugim odsłuchem postanowiłem te słuchawki wygrzać. Zapomniałem bowiem, że mają one aż 40 mm przetworniki - gabaryty urządzenia ustawicznie sugerowały mi, że jest tam mniejszy przetwornik, niewymagający wygrzewania.
I podziałało. Wystarczyło zostawić słuchawki podłączone do grającego smartfona na mniej niż dobę, wygrzewając membrany wykonane z japońskiego jedwabiu, żeby zaczęły grać tak, jak producent reklamuje.
Oczywiście mówimy cały czas o słuchawkach Hi-Fi, więc brzmienie jest dalekie od naturalnego, suchawego brzmienia puszek studyjnych. u-Jaysy grają bardzo „muzycznie”, a jednocześnie są strojone w taki sposób, żeby wycisnąć jak najwięcej z każdego spektrum częstotliwości, jednocześnie na żadnym polu nie przesadzając.
Przy 40 mm przetworniku i zakresie częstotliwości od 10 do 20 tys. Hz najbardziej „ściśnięta” jest góra, podczas gdy środek gra bardzo równo, a dół jest bardzo selektywny, acz nie dominujący. Tłumacząc powyższe na mowę wspólną - słuchawki grają naprawdę dobrze, ale miłośnicy dudniącego basu nie znajdą tu nic dla siebie. Za to osoby lubujące się w muzyce popowej, jazzowej, a nawet klasycznej będą ukontentowane charakterystyką brzmienia słuchawek u-Jays. Scena - jak to w słuchawkach nausznych - nie jest przesadnie szeroka. Za to szczegółowość brzmienia nie pozostawia nic do życzenia; w skomplikowanych, saksofonowych pasażach można wysłyszeć każdą zagraną nutkę, a wprawne ucho bez problemu odseparuje poszczególne partie utworu orkiestrowego. Nie licząc brzmień stricte elektronicznych, bas jest satysfakcjonująco głęboki.
Z przykrością odkryłem jednak, że u-Jays raczej przeciętnie radzą sobie z muzyką rockową; w tym gatunku najlepiej brzmią słuchawki, których krzywa częstotliwości układa się w literkę „V”, czyli tam, gdzie średnica jest nieco wycofana. W u-Jays średnica jest bardzo wyraźna, więc gitarom elektrycznym nieco brakuje pazura, a wokale, zwłaszcza męskie, odrobinę zlewają się z przesterowanym brzmieniem gitar.
Wyjąwszy pojedyncze przypadki wykorzystania odtwarzaczy MP3, czy też może przenośnych DAC, większość nabywców słuchawek u-Jays będzie ich używać w połączeniu ze smartfonem. Przy impedancji na poziomie 32 OHM, jak łatwo się domyślić, żaden współczesny telefon nie będzie miał problemu z napędzeniem ich do przyzwoitej głośności. Naturalnie słuchawki zabrzmią lepiej po podłączeniu do wzmacniacza lub interfejsu audio z wysokim bitrate’em na wyjściu, ale nie sądzę, by większość słuchaczy miała powody do narzekań na smartfonowe źródło dźwięku.
Przez większość czasu spędzonego z u-Jays słuchałem na zmianę Spotify i Google Play Music w najwyższej dostępnej jakości, czyli formacie AAC 320 kbps. YouTube przy swoich 384 kbps również brzmiał fantastycznie. Niemniej jednak, jak każdy dobry sprzęt audio, również i słuchawki Jays są bardzo wybredne, jeśli chodzi o źródło - gdy próbowałem przesłuchać kilka utworów obniżając jakość do normalnej/niskiej (zazwyczaj 128 kbps, zależnie od serwisu streamingowego), mówiąc wprost, nie dało się tego słuchać. u-Jaysy są bezlitosne dla słabych nagrań, obnażają każdy artefakt, każdą niedoskonałość. Warto mieć to na uwadze, decydując się nie tylko na te konkretne słuchawki, ale - z zasady - na każdy sprzęt audio z wysokiej półki.
A u-Jays niewątpliwie do takowej należą, chociaż przy tej półce cenowej zabrakło mi bardzo aktywnej redukcji szumów. Co prawda nauszniki bardzo dobrze przylegają do uszu, więc do środka przedostaje się niewiele dźwięków z zewnętrznego świata (równie niewiele wydostaje się ze słuchawek na zewnątrz), to czasem chciałoby się odciąć od tego świata zupełnie, szczególnie w hałaśliwym pociągu, czy samolocie.
Z dodatków mamy tu wyłącznie pilot do sterowania multimediami i rozmów w trybie głośnomówiącym (zależnie od tego, jaki smartfon posiadamy, musimy zdecydować się na wersję słuchawek kompatybilną z Androidem/iOS/Windows Phone). Z pomocą trzech przycisków możemy odtwarzać/pauzować muzykę, przewijać utwory, oraz odebrać/zakończyć połączenie. Muszę w tym miejscu nadmienić też, że jakość rozmów przez u-Jays jest niebywała. Bardzo rzadko się zdarza, żeby słuchawki miały aż tak dopieszczony zestaw głośnomówiący, choć - ponownie - aktywna redukcja szumów byłaby tu mile widziana.
U-Jays to bardzo ciekawa alternatywa dla produktów takich firm jak Beats, SMS Audio czy nawet Bose, choć to raczej propozycja dla świadomych nabywców. Nie należą one do tanich, ale przy cenie 899 zł nie są także jakoś przesadnie drogie, patrząc na cenowy krajobraz tego segmentu. W zamian za mniej niż tysiąc złotówek dostajemy niewielkie, kompaktowe, świetnie wykonane i równie dobrze grające słuchawki, które mogą zaczarować swoim minimalistycznym wzornictwem i subtelną kolorystyką.
Nie polecam ich jednak fanom brzmień rockowych oraz elektronicznych; te słuchawki lepiej się czują odtwarzając „naturalne” instrumenty. Nie mogę ich też polecić osobom spędzającym dużo czasu w samolotach, bo tutaj aktywna redukcja szumów jest obowiązkowa.
Za to osoby szukające mobilnych, nausznych słuchawek Hi-Fi, które będą i czysto grać, i elegancko wyglądać, zdecydowanie powinny wziąć słuchawki u-Jays pod uwagę.