Runkeeper sprzedany, czyli kolejna firma sportowa poddaje się w walce o własną aplikację i kupuje coś sprawdzonego
Niewiele już zostało na rynku serwisów sportowych/fitness, które mogą pochwalić się pełną niezależnością. Endomondo? Sprzedane już dawno temu. MyFitnessPal? Tak samo. Runtastic? Niedawno trafił w ręce Adidasa. Teraz przyszedł czas na przejęcie kolejnego istotnego gracza na tym rynku - Runkeeper, tak, ten Runkeeper, zmienił dziś właściciela.
Schemat jest przy tym podobny do tego, który mogliśmy obserwować w przypadku Runtastica i Adidasa - serwis sportowy o odpowiednio dobrej renomie i wielomilionowej grupie użytkowników zostaje przejęty przez firmę, którą do tej pory kojarzyliśmy głównie z produkcją sprzętu i akcesoriów sportowych. Zresztą imperium Under Armour, które obecnie obejmuje nie tylko Endomondo i MyFitnessPala, ale także m.in. Map My Fitness czy UA Record oraz szereg "smart" produktów, też zaczęło się od firmy tworzącej "zwykły" sprzęt sportowy.
Najwyraźniej, co zresztą podkreślał w swoim komunikacie prezes i założyciel Runkeepera, kierunek rozwoju tego rynku został już ustalony. Sama produkcja doskonałych butów sportowych czy innych akcesoriów to za mało, żeby w przyszłości wyróżnić się i odnosić sukcesy. Konieczne jest - jakkolwiek nie mielibyśmy w dzisiejszych czasach tego słowa - stworzenie ekosystemu, obejmującego zarówno produkty fizyczne, jak i wirtualne, tj. usługi, aplikacje i całą resztę "gadżetów".
Co ciekawe, na początku tego roku Runkeeper próbował na własną rękę przejść "na drugą stronę", wprowadzając do swojej oferty odzież sportową, choć w bardzo ograniczonym zakresie.
Jak dokładnie będą wyglądać efekty współpracy Runkeepera i Asics, tego na razie nie wiadomo. Może to być schemat docelowo podobny do działań Under Armour (kompletne zestawy "monitorująco-sportowe" sprzedawane pod jedną marką), a może coś zupełnie innego. O tym przekonamy się dopiero w najbliższym czasie.
Na razie wiadomo tylko tyle, że w kwestii funkcjonowania Runkeepera w najbliższym czasie nic się nie zmieni. Zresztą kto by po przejęciu milionów użytkowników powiedział "ok, zamykamy aplikację"?
Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która łączy Adidasa i Asicsa.
Obydwie firmy dokonały w ostatnim czasie wielomilionowych (prawdopodobnie - kwota zapłacona za Runkeepera nie została ujawniona) przejęć na rynku aplikacji mobilnych. Jednocześnie, obydwie te firmy... posiadały już od dłuższego czasu własne aplikacje tego typu. Adidas miał (i dalej ma) m.in. miCoacha, natomiast Asics - aplikację treningową My Asics. I prawdę mówiąc, żadna z nich nie była specjalnie zła. Ich oceny w największych sklepach są przeważnie pozytywne.
Problem jest natomiast inny - żadna z nich nie była specjalnie popularna. Liczba ich pobrań przeważnie nie może nawet równać się z wynikami osiąganymi przez takie pozycje jak Endomondo czy właśnie Runkeeper. Właściwie tylko Nike udało się na tym polu wybić ze swoją aplikacją Nike+
Pozostawała tylko jedna opcja - kupić kogoś, kto już tych użytkowników ma. I nie tylko, a może przede wszystkim nie tyle użytkowników, co ich dane. Miesiące albo lata pełne danych z każdego zakątka świata. W przypadku założonego w 2008 roku Runkeepera dane pochodzące od ponad 30 mln aktywnych użytkowników aplikacji. Sporo.
Pozostaje tylko jedno pytanie
Co dalej z tymi danymi? Konkurencja na tym rynku zaczyna być coraz bardziej zacięta i po wielkich przejęciach i inwestycjach można oczekiwać, że wyjdzie z tego coś ciekawego, a nie tylko dojdzie do zmiany właścicieli gigantycznych baz użytkowników.
W najgorszym przypadku docelowo zmieni się nazwa aplikacji, która od tej pory będzie po prostu polecać sprzęt sportowy jednej marki. Ewentualnie "smartbuty" i inny smartsprzęt danego producenta będzie najlepiej (albo wyłącznie) współpracował z jego aplikacją. Trochę słabo, szczególnie mając na uwadze to, że tego typu aplikacje potrzebują naprawdę wielkich zmian i właśnie nowy, duży właściciel może je przynieść.
Jakich konkretnie? Przede wszystkim takich, które sprawiłyby, że ta coraz większa liczba danych, które jesteśmy w stanie zgromadzić i przeglądać po treningu czy codziennej aktywności, była do czegoś przydatna. W pewnym momencie minuty tętna na odpowiednim poziomie, przebiegnięte kilometry czy pokonane kroki albo piętra, przestają nieść wartość, jeśli pozostają samymi liczbami. Chcemy, żeby ktoś nam powiedział, co trzeba z tym dalej zrobić. Chcemy, żeby ktoś zmotywował nas do dalszych wysiłków czymś więcej, niż tylko pokazaniem ładnej animacji.
I na razie mało który program jest w stanie to zrobić.