REKLAMA

Najlepszy film o Bitcoinie spodoba się tylko nerdom

Film "The Rise and Rise of Bitcoin", dokument o Bitcoinie, rozczarowuje. Zbiera pozytywne recenzje, ale są to zwykle recenzje osób, które śledzą temat kryptowaluty. Jako obraz, który mógłby pomóc przeciętnemu widzowi zrozumieć czym jest Bitcoin, jak działa, jakie są jego dobre i złe strony, i o co tak naprawdę chodzi z tym całym zamieszaniem wokół wirtualnego pieniądza, "The Rise and Rise of Bitcoin" się nie sprawdzi.

Najlepszy film o Bitcoinie spodoba się tylko nerdom
REKLAMA
REKLAMA

Film, który po premierze szybko wspiął się na wysokie pozycje w iTunes, przedstawia historię Bitcoina głównie z perspektywy nerda, którego brat słysząc, jak ten ciągle mówi o Bitcoinie, postanowił to nagrać.


frameborder="0" width="640"
height="470">

Dostajemy więc materiał rozpoczynający się w 2012 roku, kiedy zaczęto filmować, a kończący się na wydarzeniach już z 2014. Mamy okazję obserwować perturbacje związane z kryptowalutą - to, co działo się podczas skoków wartości Bitcoina oraz to, co działo się przed nimi i po nich.

Problem w tym, że narratorem jest - nie bójmy się tego powiedzieć - właśnie nerd.

Jeden z tych, który gdy zafiksuje się na jakimś temacie i zaczyna o nim mówić, cały promienieje i wydaje się, że zaraz zacznie podskakiwać z radości. Wprawdzie narracja jest spokojniejsza i bardziej wyważona, jednak ta "nerdowatość", to ekstatyczne podejście do Bitcoina i tematu, przewija się w całej atmosferze filmu.

Nie ma wytłumaczenia jak i na jakich zasadach działa Bitcoin tak, by każdy widz, nie tylko ten trochę ogarnięty w technologiach, mógł go zrozumieć. Wyjaśnienie sprowadza się do podstawowych, pozostawiających wiele niedomówień odnośnie natury Bitcoina, informacji, które w mediach przewijają się już od dawna oraz do twierdzenia, że osoby wspierające kryptowalutę to ludzie inteligentni, rozumiejący znaczenie Bitcoina.

bitcoin

Przepraszam, ale ja - głupi, przeciętny szarak, też bym chciała zrozumieć dlaczego Bitcoin może wywrócić państwowe i globalne systemy finansowe do góry nogami. Kilka wzmianek o tym, że gdy potrzeba daje anonimowość, ma oparcie w matematyce i nikt nie ma nad nim centralnej kontroli to za mało.

Poza tym film jest trochę za długi, a narracja nieco chaotyczna. Zabrakło postawienia jednej tezy, którą przedstawiałoby się z różnych perspektyw. Dostajemy za to szczątkowe historie startupów opartych na Bitcoinie, szczątkowe przedstawienie wad i zalet oraz niemal całkowicie pominięty - oprócz kilku minut na to poświęconych - obraz rynku finansowego i pozycji Bitcoina wobec niego.

Jeśli chodzi o samą treść, nie da się nie odnieść wrażenia, że na razie Bitcoin to świat nerdów (sami określają się tym wyrażeniem) oraz zapalonych startupowców, którzy próbują zrobić z Bitcoina prawdziwą walutę i na razie im to nie wychodzi.

Paradoksalnie, choć czuć że film ma przedstawiać znaczenie Bitcoina i samą kryptowalutę w pozytywnym świetle, "The Rise and Rise of Bitcoin" może zrazić do wirtualnego pieniądza.

Świat nerdów, którzy czasem są bardzo niezręczni w kontaktach i opierają się tylko na matematyce, zestawiony z młodymi zdolnymi technokratami-libertarianami z Silicon Valley, którzy uciekają przed regulacjami do Panamy i bardzo gładkimi wypowiedziami regulatorów rynku wydaje się oderwany od rzeczywistości. Zwłaszcza, że nie wytłumaczono dobrze, z czym Bitcoin ma walczyć i czemu zapobiegać.

A szkoda, bo to temat, który mógłby pociągnąć cały film i dać mu spójną narrację.

bitcoin

Nie wiem czy warto obejrzeć "The Rise and Rise of Bitcoin". Prawdopodobnie tak, choćby po to, by zobaczyć, że Bitcoin jest na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Nie można jednak spodziewać się, że po seansie Bitcoin zyska miliony nowych użytkowników, a widz będzie miał większe pojęcie o tym, czym jest kryptowaluta i wyniesie z filmu wartości choćby estetyczne.

Szkoda, że tak istotny dla każdego temat został potraktowany tak nieumiejętnie.

REKLAMA

* Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA