Co może zaoferować Sailfish OS użytkownikom Androida? Sprawdziliśmy Jolla Launcher - pierwsze wrażenia Spider's Web
Plan rozwoju Sailfish OS był stosunkowo prosty. Przygotować system na tyle, aby był gotowy do pracy na dedykowanym mu urządzeniu, wprowadzić to urządzenie na rynek i sprawdzić reakcję klientów, a następnie zachęcić wątpiących wydaniem przeznaczonym dla innych telefonów. Pierwsze dwa kroki mamy już za sobą i dziś przyszedł czas na kolejny - launcher dla Androida.
Dostępne obecnie dla osób, które zgłosiły się do wzięcia udziału w programie testowym wydanie nie bez powodu zostało oznaczone jako "alpha" i utrudniono do niego dostęp. Do wersji finalnej jest jeszcze bardzo daleko, i nawet w ciągu bardzo krótkiej zabawy telefon potrafi poczęstować nas komunikatem o błędzie i konieczności zamknięcia aplikacji. Brakuje także sporej części planowanych funkcji. Skoro jednak części użytkowników udostępniono ten launcher, to coś jednak musi działać. Co i czy warto czekać na końcową odsłonę?
Do naszej dyspozycji oddane zostały właściwie cztery ekrany - blokady i główny (które właściwie można traktować jako jeden), wielozadaniowości oraz siatkę aplikacji. Do zestawu można jeszcze doliczyć jeszcze mini-ekran szybkiego dostępu do najważniejszych aplikacji oraz ekran wyboru jednej z dwóch kompozycji - zasadniczo wszystko to, co powinien mieć każdy przyzwoity program tego typu.
Ekran blokady jest zasadniczo dość standardowy. Na górze umieszczono informację o aktualnej dacie, wyświetlanej... zamiennie z nazwą operatora (dlaczego miałoby to kogokolwiek w ogóle interesować?). Na tej samej wysokości, ale przy lewej krawędzi ekranu znajdują się ikony powiadomień wyświetlane w większości formie absolutnie nieatrakcyjnych, ale przynajmniej ujednoliconych kwadratów z miniaturką aplikacji/powiadomienia.
Intensywna poświata widoczna przy górnej krawędzi wyświetlacza nie jest na szczęście tylko zabiegiem stylistycznym.
Przeciągając palec w dół wyświetlamy skróty aplikacji aparatu, telefonu, pomocy (odsyła na stronie Jolla) oraz wyciszenia telefonu. Opcję wybieramy przeciągając raz przyłożony do ekranu palec w górę lub w dół i aktywujemy po prostu go puszczając. Sprytne i bardzo wygodne przy obsłudze jedną ręką.
Poza tym ekran główny/blokady jest praktycznie pusty. Na dole znalazło się miejsce dla podstawowych wskaźników - godziny, połączeń bezprzewodowych oraz profilu dźwiękowego. Żaden z nich nie jest aktywny, a poziom naładowania baterii czy rodzaj połączenia internetowego możemy sprawdzić dopiero po kliknięciu na ekran - bez odblokowywania plansza delikatnie "podskoczy" w górę i pokaże na kilka sekund te informacje.
Nieco gorzej jest z powiadomieniami. Aplikacja podpowiada cały czas, że wystarczy przeciągnąć palcem z dołu ekranu do góry, aby je wyświetlić.
Nie przynosi to jednak żadnego rezultatu poza odblokowaniem telefonu i przejściem do zakładki z pracującymi w tle programami.
Jolla Launcher działa bowiem nie w układzie poziomym, znanym z wielu innych launcherów, a w pionowym. Wszystkie pulpity znajdują się "jeden na drugim". Pierwszy z nich po ekranie blokady - ekran wielozadaniowości, mieści na dole cztery ikony (do konfiguracji przez użytkownika), natomiast powyżej nich - cztery duże miniatury zminimalizowanych aplikacji (prezentujących na okładce zrzut ekranu) lub większą liczbę małych.
Co najciekawsze, zarówno pasek statusu Androida, jak i Sailfish OS są tutaj całkowicie ukryte i musimy wrócić do poprzedniego ekranu albo ręcznie wywołać pasek Androida, żeby przekonać się np. czy mamy w ogóle zasięg.
Biorąc pod uwagę, że i tak informacja ta rzadko kiedy jest dla nas istotna, skupienie się na najważniejszych treściach a nie "rozpraszaczach" jest bardzo dobrym pomysłem.
Powrót do zminimalizowanych aplikacji jest oczywisty - klikamy na odpowiednią miniaturę.
Zamykanie aplikacji jest równie proste - wystarczy przytrzymać palec na dowolnej z nich, aby na wyświetlaczu pojawiły się odpowiednie dodatkowe ikony.
Nieco oryginalniejszy jest sam proces minimalizacji programów. Nie musimy klikać przycisku Home - wystarczy przeciągnąć palcem spoza bocznych krawędzi ekranu i już jesteśmy na pulpicie. Zaskakująco rzadko zdarza się wywołać taką akcję przypadkowo, a brak konieczności sięgania do odpowiedniego klawisza, szczególnie na telefonach z dużym wyświetlaczem, niesamowicie ułatwia życie.
Z ekranu wielozadaniowości w dół przechodzimy do siatki ikon i... tutaj już absolutnie nic nie może nas zaskoczyć. Standardowe rzędy i szeregi ikon, standardowy sposób ich przenoszenia. Uwagę zwraca jedynie zmiana niektórych systemowych ikon na ikony wzorowane na Sailfish OS.
Wygląda to naprawdę przyjemnie, oryginalnie i świeżo, choć pozostałe ikony wyraźnie nie pasują wtedy do reszty.
Co więc można napisać o obecnym wydaniu Jolla Launcher? Z jednej strony strasznie brakuje mu dodatkowych funkcji. Powiadomienia (czy "Events") mają być dodane w kolejnych wydaniach, nie jest możliwe odinstalowanie aplikacji z jego poziomu (znika ikona, program zostaje), potrafi się zawiesić lub wysypać, ale z drugiej strony, jest to tylko bardzo, bardzo wczesna wersja testowa.
I to wersja testowa czegoś, co może w dużym stopniu ułatwić korzystanie jedną ręką z telefonu. W trakcie testów praktycznie ani razu nie trzeba było sięgać drugą ręką, żeby zrobić cokolwiek na smartfonie. Nie było po prostu takiej potrzeby.
Patrząc jednak na to, w jakim kierunku zmierza obecnie rozwój launcherów dla Androida, tak klasyczna (choć usprawniona) propozycja jak Jolla Launcher, może mieć ogromne problemy z odnalezieniem się w świecie launcherów kontekstowych, opartych na lokalizacji, czasie czy przyzwyczajeniach użytkownika. Jest po prostu... zbyt normalna.
Choć dla niektórych może to być ogromną zaletą.