REKLAMA

Popularność tanich polskich tabletów to nie jest powód do radości

W tekstach okołotechnologicznych w tradycyjnej prasie powiało optymizmem - Polacy pokochali polskie tablety. W rzeczywistości jednak nie ma się z czego cieszyć. Wiele tych polskich urządzeń wyrządza krzywdę nie tylko użytkownikom, ale całej i cyfryzacji społeczeństwa.

Popularność tanich polskich tabletów to nie jest powód do radości
REKLAMA

Jeszcze w 2012 roku wśród najpopularniejszych w Polsce tabletów królowały iPady oraz Samsungi. Prawdziwy boom na tablety zaczął się pod koniec 2012 roku i osiągnął apogeum w roku ubiegłym. Nie tylko internet i elektromarkety wypełniły się tabletami. Zalewu doczekały się supermarkety oraz dyskonty takie jak Biedronka. Najtańszy tablet można kupić już za 99 zł, a te za 299 zł to już rynkowa norma.

REKLAMA

Większość z tych urządzeń to tak zwane polskie tablety

Jednak trudno zgodzić się z tym określeniem. To wciąż tania chińszczyzna. Działalności polskich firm ogranicza się do importu tych urządzeń. To świetny biznes i można pozazdrościć przedsiębiorczości. Nie każdy ma pieniądze i odwagę, by zainwestować i wejść na rynek elektroniki konsumenckiej i sprzedawać tysiące takich urządzeń. Pod tym względem właścicielom takich firm jak GoClever należy się uznanie. W końcu zamawianymi hurtowo produktami z Chin godnie konkurują z Samsungiem, Asusem czy Apple. Gdyby nie wysyp tych tanich tabletów, o tanim Galaxy Tab moglibyśmy pomarzyć.

GoClever Aries 785 (17)

Firmy starają się w jakiś sposób ingerować w produkty sprowadzane z Chin, dostosować je do potrzeb lokalnego klienta. To jednak jest wciąż za mało, by uznać te urządzenia za polskie - bliżej im do określenia chińszczyzny niż polskich tabletów.

Co w takim razie ma taki Asus MemoPad, Samsung Galaxy Tab Pro, czy iPad mini, że możemy je nazwać tajwańskimi, koreańskimi lub amerykańskimi? Przede wszystkim fakt, że ktoś pracował nad tymi produktami od początku do końca. To urządzenia, na które ktoś miał pomysł i opracował cały produkt, następnie dopiero zlecił produkcje. W polskic chińczykach zwykle wybiera się to, co ma dana fabryka do zaoferowania, później ewentualnie dorzuca się lekko zmodyfikowany soft i własne opakowanie.

Nie ma powodu do radości, że Polacy kupują takie tablety

Choć ich jakość z miesiąca na miesiąc jest coraz lepsza, a cena coraz niższa, to wciąż urządzenia te nie są w stanie zapewnić swoim użytkownikom odpowiednich wrażeń i doświadczeń. Porównywanie tabletu z Biedronki do iPada nie jest na miejscu, bo to jak porównywanie Daci Logan do Volvo S60. Niby też spełnia swoje podstawowe zadanie, czyli jeździ, ale wrażenia z użytkowania są zupełnie inne, podobnie jak koszty. Problem jednak w tym, że w większości przypadków po zakupie taniego tabletu odstawiamy go na półkę, frustrujemy się lub zniechęcamy.

Ich ergonomia, wydajność i stabilność często pozostawiają wiele do życzenia. Android na tabletach też nie należy do najwspanialszych. Większość użytkowników - skoro kupiła już tablet za 300 złotych - to nie wyda 3 zł na grę, 5 zł na czasopismo, czy 10 zł na książkę. Przeciętny Kowalski też nie do końca wie, co z takim tabletem zrobić, bo w sklepie obsługa kończy się w momencie, gdy odchodzimy od kasy. Nie ma mowy o krótkim instruktażu w Biedronce, czy pomocy z założeniem konta w Google po zakupie tabletu w MediaMarkt.

Niestety popularność tanich polskich tabletów nie jest też dowodem na wrodzony spryt rodaków i roztropność

To nie jest tak, że specjalnie nie dajemy zarobić gigantycznym korporacjom. Prawda jest znacznie bardziej brutalna dla naszej gospodarki. Popularność tych urządzeń zawdzięczamy poziomowi naszych zarobków. Wystarczy przekroczyć Odrę, by zobaczyć z jakich urządzeń korzystają nasi zachodni sąsiedzi. Owszem, tam też znajdą się tańsze tablety, ale nie są aż tak eksponowane jak średnie firmówki, czy topowe urządzenia. Nikogo nie dziwi iPad w francuskim metrze, tymczasem w łódzkim MPK wyjęcie czytnika Kindle stanowi już poważne zagrożenie dla... zdrowia. To przykra obserwacja, na której zmianę będziemy musieli pracować latami.

Modecom Freetab 9000 intel 2
REKLAMA

Popularność tanich tabletów nie jest powodem do radości, przynajmniej na razie, jednak urządzenia te nie mają alternatywy. W cenie nowego tabletu nie znajdziemy nawet używanego iPada 2. Sprzęty Samsunga, czy Asusa też są dużo droższe, a wcale nie gwarantują dużo wyższej wydajności. Jedyne co pozostaje, to mieć nadzieję, że tanie tablety będą coraz lepsze, a jednocześnie uda się uświadomić użytkowników jak rzeczywiście czerpać satysfakcję z tych urządzeń. Inaczej będziemy mieli społeczeństwo jeszcze bardziej zniechęcone do technologii i uboższe o kolejne 300 zł, które wydali na kawałek elektroniki kurzący się w szufladzie.

Miliony sprzedanych tanich tabletów byłyby powodem do radości, gdyby zaowocowały wzrostem sprzedaży dóbr cyfrowych, wzrostem lepszego wykorzystania Sieci i lepszą "technicznością" społeczeństwa. Warto się zastanowić jak popularność tanich urządzeń przekuć na te aspekty, bo na razie raczej robią one krzywdę, chociażby przez to że ich użytkownicy piracą aplikacje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA