Dla operatora jesteś frajerem albo wrogiem, czyli o słynnym wideo i pewnej reklamie słów kilka
Pewien pan w emocjonalnym wideo powiedział do T-Mobile bezpardonowo "każdego możecie wyruchać, ale nie każdego się opłaca". Obejrzałam ten filmik i pomyślałam: pewnie nie przeczytał dokładnie regulaminów to ma. Jednak wiecie co? Facet ma rację! Ogłupiające, nastawione na wyciąganie pieniędzy pieprzenie operatorzy opracowali do mistrzostwa!
Facet z YouTube'a ma pretensje do T-Mobile o włączenie usługi Norton Mobile Security w cenie 5 zł za miesiąc, mimo że podpisując umowy prosił, by nie włączać żadnych dodatkowych usług. Wyczytał za to w regulaminie, że operator może włączać usługi dodatkowe ot tak. Gościu próbował wyłączyć usługę przez panel internetowy, nie udało się. Poszedł do salonu. Po dwóch dniach usługa dalej aktywna. Napisał reklamację, został olany, więc wkurzył się i nagrał wideo.
Nie wiem, czy ma rację czy nie, bo być może usługa zostaje wyłączana dopiero w kolejnym okresie rozliczeniowym, nie znam panelu T-Mobile. O tym właśnie najpierw pomyślałam, i o tym, że ów człowiek przecież widział, jaki regulamin podpisywał. Tylko, że...rozumiem, o co mu chodzi. Nawet, jeśli podpisał i nie ma racji, to i tak ma prawo być sfrustrowany, bo operatorzy są trochę jak państwo w państwie. Kiedyś człowiek stawał bezsilny przed urzędnikiem, dzisiaj czuje się tak u operatora.
Inkarnacja T-Mobile w postaci Heyah wyświetliła mi wczoraj na fejsie reklamę. Taką:
ROK INTERNETU ZA DARMO, JEEEEEEEEEEEEEEJ!
Kliknęłam. Link prowadzi tu. Z tyłu głowy wiedziałam, że nie jest tak różowo, że idę, kupuję starter Heyah i mam nielimitowany internet za darmo. Chciałam więc sprawdzić co znowu wymyślili.
Na stronie stoi jak byk:
O, super! - myślę. Nie jest źle, dają neta za darmo byleby mieć aktywne konto.
Ale to nie jest za darmo.
A na fejsie stoi jak byk "ZA DARMO". Za darmo oznacza bez opłat, bezpośrednich czy ukrytych.
Nie bez powodu mówią, że za darmo to można tylko w ryj dostać.
Żeby korzystać z darmowego internetu w Heyah trzeba doładowywać konto. Najtaniej wyjdzie 200 zł na rok. Za doładowanie 50 zł Heyah przedłuża ważność konta o 100 dni. Rok ma 365 dni, więc trzeba doładować cztery razy.
Internet za darmo przez rok oznacza więc za co najmniej 200 zł za rok.
Swoją drogą dlaczego reklama na fejsie nie ma gwiazdki z dopiskiem "szczegóły w regulaminie dostępnym tu i tu? Reklamy chyba muszą mieć takie oznaczenie, czy fejsa to nie dotyczy, bo podany jest link?
Link do strony, która mówi, że internet za darmo i trzeba mieć aktywne konto. Zjeżdżam niżej, szczegóły oferty, taryfa, inne pierdoły. Wracam i szukam regulaminu "darmowego" internetu, bo na stronie nie ma ani słowa o ograniczeniach wykorzystania internetu "za darmo".
Mam rację. Na stronie nie napisano nic o tym, ale w regulaminie dogrzebuję się informacji:
Oczywiście. Abstrahując od tego, czy 50 MB dziennie to dużo czy mało darmowy internet przestaje nagle być taki superatrakcyjny. Zwłaszcza, że po wykorzystaniu 50 MB włączy się limit prędkości do 16 kB/s, co w 2014 roku czasem nie wystarcza nawet na przyzwoite sprawdzenie maila i że naliczanie oczywiście dokonuje się w pakietach po 100 kB zaokrąglanych w górę po zakończeniu sesji. Czyli jeśli w trakcie sesji pobrałeś 101 kB i ją zakończyłeś (smartfon rozłączył się całkiem z siecią), to z pakietu zniknie 200 kB. Niby głupia sprawa, ale w dużej skali czyste korzyści dla operatora.
Czyli mój "darmowy" na cały rok internet z tej reklamy (przypomnieć muszę, zrozumcie oczekiwania):
może przestać być darmowym, jak się okazuje ograniczonym do 50 MB dziennie internetem, kiedy tylko operatorowi się spodoba, bo to przecież oferta promocyjna, nie podstawowa taryfa.
Żeby włączyć "darmowy" limitowany i nie do końca pewny roczny internet od Heyah muszę mieć taryfę Dniówka. Przegrzebuję się, ale już pobieżnie przez nie w każdym momencie atrakcyjną ofertę (jeśli korzystam z usług sporadycznie i np. nie używam którejś dniówki danego dnia, to i tak za nią zapłacę, bo ponowna aktywacja to koszt 3 złotych) mając na uwadze to, że mi chodzi tylko o ten internet i mam już świadomość, że raz na kwartał będę miała do zużycia 50 zł.
Oczywiście, że jest! Nie na stronie głównej, bo takich informacji nie zamieszcza się na stronach głównych! W regulaminie stoi jak byk, że Heyah włączy mi usługę Granie na Czekanie/Szafa Gra z wybranym przez siebie utworem (nie ma nic lepszego niż jakieś umcy-umcy zamiast sygnału!) i Niusomania. Oczywiście za darmo.
Heyah powiadomi mnie o tym SMS-owo. Nie wiem, czy SMS-y z informacjami o aktywacji takich usług przychodzą w puli powitalnych SMS-ów, których nikt nie czyta, czy później. Po miesiącu dostanę SMS-a, że od teraz za grający utwór zapłacę dwa złocisze miesięcznie. W SMS-ie pewnie nie przyjdzie info, jak to wyłączyć, a jedynie ogólnik typu "po szczegóły zapraszamy pod taki link" i tam będę musiała przekopać się przez kolejne regulaminy, by znaleźć info jak to wyłączyć. Mogę też zadzwonić do BOK-u, ale tak czy siak stracę czas na wyłączanie usług, które lubią tylko drechy i które istnieją tylko po to, by wyciągać kasę od ludzi, którzy cenią swój czas i nerwy na więcej, niż 2 cholerne złote. Operator wygrywa.
Z Niusownią, też włączaną z automatu i przez miesiąc darmową, jest jeszcze weselej. Po miesiącu osobnik, który nie wypisze się z imprezy, będzie płacił 10 groszy za każdą otrzymaną wiadomość SMS "Angielski Flirt" lub MMS "Na dzień dobry", a będzie dostawał je od poniedziałku do piątku, po jednej. 50 groszy tygodniowo. Czy chcę wiedzieć co jest w tych wiadomościach?
Podsumowując
Zobaczyłam na fejsie reklamę darmowego internetu od Heyah. Okazało się, że żeby go mieć muszę wydać co najmniej 200 zł w ciągu roku. Internet jest limitowany, rozliczany w niekorzystny dla mnie sposób, w każdej chwili może zniknąć, muszę wyłączyć dwie nikomu prócz operatora nieprzydatne usługi i poświęcić sporo czasu na przejrzenie pięciu (!) regulaminów znajdujących się na stronie z przedstawieniem oferty.
Klient to frajer, zobaczy "darmowy internet" i się skusi.
Niby wszystko jest w regulaminach.
Niby wszyscy powinniśmy czytać je zanim zaakceptujemy. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że operatorzy tak wycwanili się w konstruowaniu ofert i przedstawianiu ich w reklamach i materiałach promocyjnych, że przeciętny zjadacz chleba, który zobaczy tę (MUSZĘ):
reklamę na fejsie nie jest w stanie dotrzeć do każdego warunku oferty. Głównie dlatego, że strona przedstawiająca ofertę nie mówi o najważniejszych czynnikach.
Dawno temu sama pracowałam przy tym jako konsultant operatora. Jeśli coś było darmowego przez 3 miesiące, potem kosztowało 30 zł miesięcznie, my - konsultanci - musieliśmy przedstawiać to tak, by klient w zasadzie tego nie usłyszał. By usłyszał "za darmo", a "przez 3 miesiące" do niego nie dotarło, bo jeszcze zapytałby ile to potem kosztuje.
Konsultanci w salonach, ale jak widać strony internetowe robią dokładnie to samo.
Muszą, bo szybko okazałoby się, że ludzie nie potrzebują miliarda dodatkowych usług, że oferty mają zbyt dużo kruczków, żeby się na nie zdecydować i że operatorzy musieliby konkurować nie tylko cenami, ale przede wszystkim jakością.
Durnowata, kłamliwa wręcz reklama darmowego internetu od Heyah uświadomiła mi, a raczej przypomniała, że operator to mój wróg i nie potrafi grać fair, a ja muszę być konsumentem i prawnikiem w jednej osobie.
Na pewno nie partnerem, z którym buduje się trwałe, solidne relacje.
I dlatego właśnie filmik owego wściekłego pana odbieram już inaczej. Owszem, może nie przeczytał wszystkich pięćdziesięciu regulaminów. Jednak skoro operator traktuje go jak wrogo-frajera, to on odpowiada tym samym.