Orange Reyo, czyli smartfon za złotówkę od polskiego operatora - recenzja Spider's Web
Jak duży ekran powinien mieć telefon, który praktycznie w każdym abonamencie dostępny jest za symboliczną złotówkę? 3 cale? 3,5 cala? Może 4 cale? Orange odpowiedziało na to pytanie jeszcze odważniej, wprowadzając do oferty model Reyo, z wyświetlaczem o przekątnej aż 5 cali.
Sprawdźmy, co jest nam w stanie zaoferować ogromny smartfon, który w praktycznie każdym abonamencie dostępny jest za 1 zł.
Parametry techniczne
Testowany model mógł pochwalić się następującymi parametrami:
- Wymiary: 143 x 72 x 9,1 mm
- Masa: 160 g
- Wyświetlacz: pojemnościowy dotykowy 5” TFT LCD, FWVGA (854x480), PPI 196
- Procesor: Dwurdzeniowy procesor MediaTek MT6572 (Cortex A7), 1,3 GHz
- Procesor graficzny: Mali 400
- Pamięć RAM: 1 GB RAM
- Pamięć wewnętrzna: 4 GB (2 GB dla użytkownika) + karty pamięci do 32 GB
- Aparat:
- Tył: 5 MPx, AF, Flash, wideo 720p
- Przód: 0,3 MPx
- Łączność GSM/3G
- GSM: 900/1800/1900
- UMTS: 900/2100
- WiFi: b/g/n
- Bluetooth: 4.0
- Inne: Radio FM, dioda LED
- Czujniki: Akcelerometr, czujnik zbliżeniowy
- USB: Tak, microUSB 2.0
- Złącze Jack: mini-jack 3,5 mm
- Złącze kart SIM: miniSIM
- GPS: Tak, z AGPS
- Bateria: 2000 mAh, wymienna
- System operacyjny: Android 4.2.2
Odmiany
Jeśli komuś telefon z wyglądu (lub z parametrów) wydał się znajomy, to ma oczywiście całkowitą rację. Choć oficjalny komunikat prasowy wspomina o tym, że „Orange Reyo został stworzony we współpracy z ZTE na wyłączność Orange Polska”, to dotyczy to właściwie wyłącznie warstwy systemowej. Pod względem wyglądu (z wyjątkiem logo Orange z tyłu telefonu i nową nazwą) oraz podzespołów, Reyo jest niczym innym niż ZTE Blade Q Maxi.
Oczywiście wszelkich ingerencji w oprogramowanie nie można ignorować, tym bardziej, że w omawianym przypadku spora część z nich wnosi naprawdę sporo dobrego do możliwości telefonu, ale jednak z zewnątrz jest to nic innego niż branding.
Potwierdzenia takiego stanu rzeczy nie musimy zresztą szukać zbyt daleko – wystarczy wyjąć baterię, aby zobaczyć, że model jest opisany jako „Orange Reyo ZTE Blade Q Maxi”.
Cena
Przed przystąpieniem do głównej części recenzji trzeba powiedzieć jedno - ten telefon jest tani, wręcz bardzo tani.
W Smart Plan Multi kosztuje 1 zł we wszystkich abonamentach z wyjątkiem najtańszego (tam kosztuje 99 zł). Smart Plan Halo to trochę większy jednorazowy wydatek, ale nadal niezbyt wysoki - abonament za 29,90 zł - cena telefonu 359 zł, 39,90 zł - 279 zł, 59,90 zł - 49 zł. Powyżej tej kwoty już za 1 zł (ale kto w tym abonamencie będzie go chciał?).
W Smart Plan Mix ceny zaczynają się od 389 zł (29,90 zł miesięcznie), przez 319 zł (39,90 zł miesięcznie), aż do 119 zł (59,90 zł).
Dla porównania, w najniższym Smart Plan Multi, w podobnej cenie jest jedynie Nokia Lumia 520, natomiast 625 kosztuje już 429 zł. Samsung oferuje całą serię wariacji na temat Galaxy - S III Mini, Young, Core Plus. Alcatel daje model one touch Idol mini (?!), HTC model Desire 300, Sony Xperię E oraz M, a Huawei Ascenda G510.
Wszystkie te telefony łączy jedno - mają małe (w porównaniu do Reyo) wyświetlacze, których przekątna oscyluje w okolicach 4" lub 4,5". Prawdziwych "phabletów" w tym przedziale cenowym brak, więc można spokojnie powiedzieć, że przemalowany na pomarańczowo smartfon ZTE nie tylko znalazł sobie całkiem atrakcyjną dla klientów niszę, ale także nie ma w niej najmniejszej konkurencji. Jakiekolwiek modele mogące pod względem powierzchni wyświetlacza zagrozić Reyo, są droższe o kilkaset złotych.
Oczywiście im wyżej pniemy się po abonamentowej drabinie, tym sens zakupu Orange Reyo staje się coraz mniejszy. Jeśli jednak poruszamy się po jej najniższych stopniach i szukamy czegoś z większym ekranem, wybór - poza bohaterem testu - jest praktycznie zerowy. Czy jednak warto? Czy wielki smartfon brandowany przez Orange jest jedynie zapychaczem? Odpowiedź, jak to zwykle bywa, nie jest jednoznaczna.
Wygląd i budowa zewnętrzna
Przód
Podobnie jak zdecydowana większość współczesnych smartfonów, wliczając w to nawet te z wyższej półki, Reyo nie jest w stanie zaszokować swoim wyglądem i nie wychodzi zbyt daleko poza ideę prostokątnej obudowy w dużej części wypełnionej ekranem. W oczy rzuca się wyłącznie dość mocne zaokrąglenie krawędzi.
Poza tym mamy do czynienia z absolutnym standardem. Nad 5-calowym wyświetlaczem znajdują się: czujnik oświetlenia, maskownica głośnika, niezbyt estetycznie wyglądający otwór i obiektyw kamery wideo oraz dioda powiadomień, która – co ciekawe – nie ma dedykowanego otworu „na wylot”. Dopóki się nie uaktywni, nie mamy nawet pojęcia, że się tam znajduje. Samo jej funkcjonowanie jest jak najbardziej poprawne, choć światło jest trochę rozmazane pod cienką powierzchnią obudowy (aczkolwiek zasadnicza część połyskującej powierzchni ma całkiem ładny i regularny kształt).
Poniżej ekranu kolejny standard – trzy wygodne, pojemnościowe przyciski dotykowe umieszczone w wyraźnych odstępach od siebie, które potwierdzają swoją działalność krótką wibracją. Wszystkie z nich (Powrót, Ekran główny/Google Now, Menu/Wielozadaniowość) są automatycznie podświetlane delikatnym, białym światłem, aczkolwiek w testowanym egzemplarzu nie było ono idealnie równe. Niektóre fragmenty klawiszy były (w zależności od kąta patrzenia) nieco lub dużo ciemniejsze od pozostałych.
Oprócz tych elementów, pozostałą część powierzchni wypełniają spore połacie białego (choć raczej „zmrożonego” niż „kremowego”) plastiku. I choć mogłyby być one nieco mniejsze (zwłaszcza górna i dolna, a i bocznym nie zaszkodziłoby odchudzenie), to telefon wcale nie jest przez nie aż taki ogromny, jak mogłoby się wydawać, a korzystanie z niego (oczywiście w tej klasie wymiarowej) nie jest wcale niemożliwe. Pamiętajmy – coś „dobrego” musi zostać dla modeli z najwyższej półki i w dzisiejszych czasach są to m.in. właśnie cienkie ramki.
Wszystko to przykryte jest przyjemnym w dotyku, chłodnym szkłem. Dodatkowo zostało delikatnie zagłębione w obudowie, aby przynajmniej minimalnie ochronić telefon. Niestety po raz kolejny mieliśmy pecha (to zaczyna być podejrzane) i telefon od razu po wyjęciu z pudełka miał na ekranie niezbyt piękną rysę. Praktycznie niewidoczną przy podświetlonym ekranie, ale jednak obecną.
Boki
Jak wiele innych, obecnych na rynku telefonów, również i projektanci Reyo zdecydowali się na trójwarstwową budowę bocznych ścian telefonu. W tym przypadku mamy do czynienia z bardzo twardym i połyskliwym tworzywem sztucznym, które ma kilka milimetrów grubości, a od strony ekranu, imitującym aluminium materiałem o zmiennej szerokości i ponownie białym, aczkolwiek nieco bardziej miękkim tworzywem pokrywy baterii. Wszystkie te warstwy składają się łącznie na 9,1 mm grubości, czyli w dzisiejszych czasach ani specjalnie mało, ani specjalnie dużo.
O ile na pierwszym elemencie nie dzieje się absolutnie nic i nie jest nawet w najmniejszym stopniu naruszony, bardzo pozytywnie wpływając tym samym na wrażenie solidności telefonu, o tyle pozostałe części już takie nietknięte nie są. Szara opaska rozszerzająca się na górze i na dole kryje m.in. otwory mini-jack i zasilania oraz otwór głównego mikrofonu. Niestety ten ostatni nie prezentuje się najlepiej – wygląda raczej jakby został po prostu wydłubany szpilką, co zresztą tyczy się również w pewnej mierze otworu na złącze microUSB, umieszczonego już na powierzchni pokrywy baterii.
Sama ramka wygląda też dobrze tylko do momentu, kiedy nie zorientujemy się, że nie jest to aluminium, które stara się udawać, a niezbyt wysokiej jakości plastik z dość nienaturalnie imitującą aluminium fakturą oraz aż nazbyt widocznymi łączeniami na rogach.
Za wiele dobrego nie można też powiedzieć o przyciskach regulacji głośności i zasilania. Te pierwsze są umieszczone (wbrew ogólnemu trendowi) po lewej stronie urządzenia. Nieszczególnie da się je wyczuć bez patrzenia na nie (choć teoretycznie wystają wyraźnie ponad obrys), a jeśli już nawet trafimy w nie, to trudno powiedzieć, który z nich właśnie naciskamy. Oprócz tego, choć mają dość głośny klik, sam skok jest mały, nie wspominając już o tym, że ruszają się o dobrych kilka milimetrów w górę i w dół. Na szczęście nie grzechoczą, jak w jednym z testowanych wcześniej modeli.
Przycisk zasilania również nie należy do szczególnie udanych. Wprawdzie dość łatwo go odnaleźć i wcisnąć, ale po pierwsze cały czas czujemy, że mógłby być jednak trochę bardziej wystający i… twardszy, a po drugie korzystając z telefonu jedną ręką prawie zawsze naciskałem jednocześnie przycisk zasilania wraz z klawiszem regulacji głośności.
To wszystko trudno oczywiście zaliczyć do wad, które dyskwalifikowałyby jakikolwiek telefon, a już tym bardziej z tak niskiej półki cenowej, ale czasem można zacząć się zastanawiać, czy to nasze ręce są aż tak niestandardowe, czy może dobre rozlokowanie i porządne wykonanie przycisków aktywowanych setki razy dziennie (!) są prawdziwie kosmiczną technologią.
Tył
Określenie tyłu jako monotonnego byłoby w złym guście, w związku z czym trzeba go nazwać tak, jak w przypadku 99% dostępnych w sprzedaży smartfonów – absolutny standard. Ogromne połacie białego plastiku urozmaicone są na dole wąskim paskiem otworu głośnika, któremu towarzyszy… niewielkie plastikowe wybrzuszenie, które (strzelam) ma służyć do tego, aby telefon w trakcie odtwarzania muzyki - podczas leżenia na płaskiej powierzchni - był w stanie grać bez pełnego wytłumienia. Jeśli tak, to zabieg jest całkiem sprytny, jeśli nie, to może ma pomóc w szybkim zorientowaniu się, za który koniec telefonu aktualnie trzymamy.
Nieco powyżej oczywiście umieszczono niewielkie logo Orange oraz nazwę modelu. Potem nie dzieje się już absolutnie nic, do momentu, kiedy dotrzemy do znajdujących się prawie na samej górze drugiego mikrofonu, diody doświetlającej i obiektywu aparatu, dość wyraźnie wystającego poza obrys urządzenia.
Sama tylna klapka wykonana jest z nieco matowego, białego plastiku, a całość została delikatnie zakrzywiona na brzegach. Rezultatów można się było spodziewać – telefon jest o wiele łatwiejszy i naturalniejszy do trzymania. Z kolei gdy leży na stole, potrafi się nieprzyjemnie bujać, choć dotyczy to raczej mocniejszego naciskania samych krawędzi.
Pokrywa baterii, którą możemy zdjąć błyskawicznie dzięki dedykowanemu wcięciu na srebrnej obwódce, jest niestety chyba najsłabszym elementem telefonu. Jest po prostu kiepskiej jakości – trzeszczy i skrzypi na potęgę, niezależnie od tego, czy telefon ściskamy (nawet niezbyt mocno) z tyłu czy z boku. I nie chodzi jedynie o syntetyczne testy z naciskiem niepowtarzalnym w codziennym użytkowaniu – smartfon Orange potrafi skrzypieć nawet w najzwyklejszych sytuacjach, choć na szczęście nie robi tego zawsze i zdecydowanie da się z tym żyć (zwłaszcza mając w pamięci cenę, którą przyszło nam za niego zapłacić).
Jak łatwo się domyślić, białe tworzywo sztuczne lubi też zbierać kurz i inne zanieczyszczenia, ale co zaskakujące, nie są one zbyt irytujące, łatwo da się je usunąć, a odciski palców, dzięki matowej powłoce, są niespecjalnie widoczne.
Ekran
O ile w przypadku tylnej klapki wystarczyło przymknąć oko na niedociągnięcia, to w przypadku ekranu, jeśli mieliśmy wcześniej styczność z innymi telefonami, nawet ze średnich półek, trzeba będzie przymknąć obydwa. Spory, 5-calowy wyświetlacz LCD może nam bowiem zaoferować rozdzielczość zaledwie 854x480, co daje PPI poniżej 200, czyli bardzo słabo. Większość telefonów w podobnym przedziale cenowym oferuje mniejsze wyświetlacze, co nie jest pozbawione sensu – przekłada się, przy tej samej, i tak przeciętnej rozdzielczości, na o wiele lepszą ostrość obrazu.
W tym samym czasie uruchomienie ekranu Reyo, który jest bez wątpienia jego największą zaletą (oprócz ceny) może okazać się całkiem sporym rozczarowaniem. Piksele są aż nazbyt widoczne, czcionki na stronach internetowych potrafią być rozmazane, a obrazy nie tak ostre, jak moglibyśmy tego oczekiwać po phablecie.
Po początkowym rozczarowaniu okazuje się jednak, że nie jest aż tak źle. Choć rozdzielczość jest niska, obraz nie staje się nagle przeniesionym 1:1 obrazem ze starego kalkulatora, strony internetowe nie zaczynają wyglądać jak w poprzednim dziesięcioleciu, a nasza dziewczyna na zdjęciu wyświetlanym na smartfonie nagle staje się nieatrakcyjna. Nie. Korzystałem z Reyo jako głównego i jedynego telefonu przez kilka dni i nic mi się nie stało. Nie wypłynęły mi oczy, nie oślepłem, nie widzę gorzej niż wcześniej. Owszem, różnica w porównaniu do telefonów z PPI ponad 350 jest ogromna, ale czy ma to aż takie znaczenie dla osoby, która chce telefon z jak największym ekranem?
Osoby, którym pokazywałem Reyo, w większości na rozdzielczość nie zwróciły nawet najmniejszej uwagi. Same wprawdzie korzystają przeważnie z raczej przeciętnych telefonów z Androidem, ale skoro na nich nie zrobił on tak negatywnego pierwszego wrażenia, aby o tym wspomnieć, to czy przypadkiem nie potwierdza to, że grupa docelowa właśnie zaakceptowała takie a nie inne PPI?
Zresztą na moje próby zwrócenia uwagi, że przecież takie zagęszczenie pikseli to w dzisiejszych czasach raczej domena kalkulatorów niż smartfonów, zostałem… wyśmiany.
Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że pomimo ogromnego ekranu, przez małą gęstość pikseli powierzchnia robocza nie jest tak imponująca, jak można się tego spodziewać. Wszystko jest wprawdzie dość umiejętnie skalowane, ale niektórych rzeczy nie da się po prostu oszukać i część elementów będzie zawsze przerośnięta, a część będzie po prostu wyglądać brzydko. Jest więc wygodniej (łatwiej trafić np. w większe przyciski), ale nie zawsze ładnie i nie zawsze funkcjonalnie. Osoby z gorszym wzrokiem lub dopiero zaczynające swoją przygodę ze smartfonami, nie muszą jednak wcale cierpieć z jednego, ani drugiego powodu.
Poza tym, poza nieszczęsną rozdzielczością, która nie wszystkim musi przeszkadzać, otrzymujemy wyświetlacz o całkiem przyjemnych parametrach. Uwagę zwracają przede wszystkim bardzo szerokie katy widzenia – obraz jest czytelny, a kolory nieprzekłamane nawet do okoli 180 stopni. Bez zarzutu telefon Orange spisuje się także jeśli chodzi o obsługę. tj. precyzję i czułość. Nie można także narzekać na widoczność w słońcu – automatycznie regulowane podświetlenie (z opcją ręcznej zmiany) wywiązuje się ze swojego zadania dobrze, choć trafiają się sytuacje, kiedy zdecydowanie powinno być mocniejsze.
Na nieco gorszym, aczkolwiek nadal przyzwoitym poziomie stoją - kontrast (jedynie nieco słabnący wraz z wychylaniem telefonu) i odwzorowanie kolorów. Te są wprawdzie dość atrakcyjne, ale jednak nie przypadną do gustu tym, którzy lubią „ciepłe” kolory – są zimne aż do przesady, co jednak daje nam naprawdę dobrze odwzorowaną biel. Z drugiej strony cierpi niestety czarny, któremu do ideału nieco brakuje.
Po raz kolejny przypominając sobie, że telefon kosztuje tyle, a nie więcej, nie możemy naprawdę mocno skrytykować wyświetlacza Reyo. Ma wprawdzie kiepską rozdzielczość (i trzeba o tym pamiętać przed zakupem), ale poza tym wszystko jest jak najbardziej na swoim miejscu.
Trzeba również wspomnieć o tym, że ekran nie jest słaby sam z siebie – taka rozdzielczość wynika z zastosowanego procesora, który nie jest w stanie obsłużyć nawet rozdzielczości HD.
Czy da się na nim wygodnie przeglądać Internet? Da, jak najbardziej. Czy da się oglądać filmy? Tak. Czy da się grać? Tak, chociaż akurat w tym przypadku ekran wypada najsłabiej, szczególnie jeśli graliśmy wcześniej na czymkolwiek o większym PPI. Real Racing 3 czy Angry Birds Go, choć działają (o tym dokładniej w dalszej części tekstu), to wyglądają po prostu źle i nie da się tego określić innymi słowami. Natomiast na większość codziennych czynności rozdzielczość nie ma aż tak wielkiego wpływu – ot, kilka pikseli widocznych na ekranie więcej niż zazwyczaj.
Porty i złącza
Tylko dwa porty na zewnątrz – mini-jack i microUSB 2.0 oraz tyle samo wewnątrz – standardowe złącze SIM (nie micro!) i microSD obsługujące karty do 32 GB. Poza tym nic, o czym warto by było wspominać.
Kartę SD możemy przy tym wyjmować w dowolnej chwili i ponownie wkładać bez konieczności restartowania telefonu, natomiast do wymiany karty SIM musimy już wyjąć baterię.
Ciekawostka: nie było najmniejszych problemów z włożeniem karty microSIM, która zadziałała od razu. Nie jestem natomiast pewien jak ją teraz wyciągnę. Można jednak założyć, że większość osób, które zdecyduje się na Reyo, posiada nadal „duże” karty.
Ergonomia
Jak na 5-calowy telefon, Orange Reyo spisuje się w codziennym użytkowaniu nadzwyczajnie dobrze. Gdyby nie średnio wygodne klawisze, w tym przede wszystkim zasilania, można by nawet wystawić mu pod tym względem ocenę dobrą z mocnym plusem, choć oczywiście nie każdemu taki rozmiar przypadnie do gustu.
Jeśli już jednak zaakceptujemy, że nasz telefon ma 5” a nie 3,5” (czyli m.in. to, że jedną ręką obsłużyć będzie go bardzo trudno), wszystko staje się względnie proste. Telefon leży całkiem przyjemnie w ręce, również podczas pisania dwiema dłońmi i jest dobrze wyważony. Wrażenie psuje nieco śliska, plastikowa obudowa, przez którą podczas częstych zmian orientacji telefon nieprzyjemnie ślizga się w ręce, ale w tej klasie trudno wymagać czegoś więcej. Najważniejsze, że podczas używania nie zastanawiamy się zbyt długo jak chwycić urządzenie – po prostu bierzemy je do ręki i od razu zaczynamy robić to, co chcieliśmy, a nie bawimy się w układanie tej cegły w ręce.
Nie ma też większych problemów z mobilnością Reyo, które występowały np. przy Acerze S1. Telefon Orange dzięki mniejszym rozmiarom i wyprofilowaniu bardzo dobrze leży w kieszeni, mieści się bez problemu w samochodowym schowku nad radiem, a masa – choć niespecjalnie niska – nie powoduje, że szybko męczymy się podczas grania, rozmowy czy przeglądania Internetu nawet przez dłuższy czas. Jeśli ktoś przesiada się jednak z małego telefonu, może być mocno zaskoczony.
Trzeba jednak przez zakupem koniecznie zastanowić się, czy chcemy na co dzień korzystać z tak dużego telefonu i czy spory ekran jest tego wszystkiego wart. Reyo mierzy sobie bowiem prawie 14,5 cm wysokości i ponad 7 cm szerokości, więc do kompaktowych nie da się go za nic zaliczyć. Część osób, którym pokazywałem ten smartfon stwierdziła wprost, że jest dla nich zdecydowanie zbyt wielki, natomiast część powiedziała, że nie ma nic przeciwko noszeniu ze sobą takiego giganta. Cóż, kwestia gustu.
Jakość wykonania
Popatrzmy na cennik, potem na telefon. Jeszcze raz na cennik i jeszcze raz na telefon. W ten sposób dość łatwo i szybko powinniśmy zweryfikować nasze oczekiwania w stosunku do najnowszego produktu Orange. Pytanie „czy jest dobrze wykonany” powinniśmy zastąpić „czy przetrwa przez dwa lata trwania umowy”.
Na to pierwsze dość trudno odpowiedzieć bowiem pozytywnie. Pomimo tego, że na pierwszy rzut oka spasowanie jest całkiem dobre, a pokryty ekranem front telefonu sprawia solidne wrażenie (szczególnie w połączeniu z twardą ramką bezpośrednio dookoła niego), to po bliższej inspekcji jest już zdecydowanie gorzej. Zastosowane materiały są raczej przeciętnej jakości. Wykończono je w niektórych miejscach w niezbyt estetyczny sposób i wszystko to może dałoby się pominąć, gdyby nie skrzypiąca, trzeszcząca i nie przylegająca równo we wszystkich miejscach klapka. Być może jest to jedynie przypadek naszego testowego telefonu, ale można się założyć, że w końcu tak będzie ze wszystkimi, nawet pomimo tego, że od wewnątrz pokrywa baterii ma kilka dodatkowych elementów mających temu zapobiegać.
Kto jednak spodziewał się, że będzie inaczej, prawdopodobnie nigdy nie miał w ręce telefonu z tej półki cenowej i trzeba przyznać, że w porównaniu do swojej konkurencji, Reyo nie wygląda aż tak źle. Jest po prostu pod względem jakości przeciętniakiem – ani nie rozpada się w dłoniach, ani nie można wbijać nim gwoździ czy podawać jako przykład precyzji oraz kunsztu.
Po raz kolejny, osoby z którymi rozmawiałem na temat Reyo, nie były specjalnie poruszone materiałami, z których został wykonany. Ot, sporo plastiku, trochę szkła – nikt nie odskoczył jak oparzony, krzycząc z przerażenia.
Trudno natomiast stwierdzić jak Reyo będzie prezentował się pod koniec rocznej czy dwuletniej umowy, do której zostanie zakupiony. Oprócz jednej nieszczęsnej rysy, z którą telefon dotarł do redakcji, przez kilka dni testów nie wzbogacił się o żadne kolejne, zarówno jeśli mówimy o powierzchni ekranu, jak i obudowy. Biorąc jednak pod uwagę to, z jakich materiałów został wykonany, szanse na to, że po 300 czy 700 dniach od wyjęcia z pudełka będzie wyglądał tak samo jak dnia pierwszego, są praktycznie zerowe.
Procesor, pamięć, wydajność, temperatura
Po raz kolejny, już rzut oka na cenę Reyo sugeruje, że pod maską nie odnajdziemy zbyt imponujących podzespołów. W tym przypadku mamy do czynienia z dwurdzeniowym procesorem MediaTek MT6572 z rdzeniami Cortex A7 o taktowaniu 1,3 GHz oraz jednordzeniowy procesor graficzny Mali-400. To właśnie ze specyfikacji MT6572 wynika większość ograniczeń telefonu Orange – maksymalna obsługiwana rozdzielczość to 960x540, maksymalna rozdzielczość rejestrowanego wideo to 720p, a maksymalna rozdzielczość aparatów to 5 MPx i 1,3 MPx. Zaletą jest natomiast integracja modułów WiFi, Bluetooth, HSPA+ i GPS oraz oszczędność baterii (który z producentów nie podaje tego przy każdym swoim nowym procesorze?).
Jak spisuje się taki zestaw? W syntetycznych testach nie wypada najlepiej, czemu zresztą trudno się dziwić. AnTuTu wystawia nam około 10700 punktów, co jest wynikiem zbliżonym do tego, który osiąga Samsung Galaxy… S2, z którego do dziś jednak korzysta z satysfakcją wielu użytkowników. Autorzy AnTuTu w podsumowaniu testu informują, że CPU jest słabe i nie pozwoli na płynne uruchamianie bardziej zaawansowanych aplikacji, pamięć RAM (1 GB) powinna starczyć, układ graficzny jest „ok” i zadziała na nim większość gier.
W tej drugiej ostatniej nie do końca zgodny (chyba że chodziło jedynie o kompatybilność) jest 3DMark. W podstawowym teście Ice Storm (grafika 720p) Reyo rzadko kiedy przekracza 15 klatek na sekundę, natomiast przez większą część testu błąka się poniżej granicy 10 klatek, ostatecznie lądując na bardzo odległych miejscach. Pełny test Ice Storm Unlimited wyrzuca Reyo na tak odległe miejsca na liście, że nie da się nawet sprawdzić które (lista nie ładuje się po kolejnym odświeżeniu). Gwiazdek na pięć możliwych? Jedna.
To jednak tylko syntetyczne testy, które nie zawsze przekładają się na rzeczywiste wrażenia z użytkowania. W praktyce Reyo potrafi zarówno pozytywnie zaskoczyć, jak i głęboko rozczarować. W codziennym użytkowaniu, nawigacji po systemie czy uruchamianiu podstawowych aplikacji nie ma na szczęście mowy o jakimkolwiek dramacie – programy uruchamiają się sprawnie, obsługa kalendarza, listy kontaktów, poczty email czy wiadomości tekstowych albo komunikatorów nie wiąże się z najmniejszą nawet frustracją, choć niektóre akcje trudno określić jako absolutnie natychmiastowe. Oczywiście powinniśmy się przy tym poważnie ograniczyć jeśli chodzi o wielozadaniowość – wbrew pozorom 1 GB pamięci przy bardzo intensywnym użytkowaniu potrafi się szybko skończyć, a efektem będzie bardzo nieprzyjemna czkawka.
Przy nieco bardziej skomplikowanych operacjach, takich jak rozpakowywanie większych plików czy korzystanie z nieco bardziej rozbudowanych aplikacji również nie jest źle. Większość czynności odbywa się płynnie, choć niektóre akcje obciążające procesor (np. wspomniane rozpakowywanie) trwa po prostu nieco dłużej. Większość z testowanych gier również nie sprawiła żadnego problemu, a zainstalowanych ich było całkiem sporo. Hity takie jak Cut The Rope, Angry Birds czy Temple Run 2 i podobne działają płynnie, choć może nie wyglądają na ekranie o tak małej rozdzielczości zbyt atrakcyjnie. Podobnie ma się sprawa z najpopularniejszymi programami użytkowymi – Twitter, Foursquare, Facebook, ipla czy TVN działają tak jak powinny.
O wiele gorzej jest natomiast w przypadku gier z grafiką 3D. Kiepsko radzi sobie nie tylko Real Racing 3 czy Angry Birds Go, ale też popularne Minion Rush i podobne. Są wprawdzie grywalne, ale trudno jest przez większość czasu powiedzieć, że są płynne. Poza tym, o ile grafika 2D wygląda na Reyo średnio, ale akceptowalnie, gry 3D z ogromnymi pikselami wyglądają jak powrót do dawnych czasów.
Mocy starcza natomiast bez problemu na odtwarzanie multimediów, w tym m.in. innymi filmów 720p oraz, choć - tutaj z drobnymi przytknięciami od czasu do czas – 1080p, które teoretycznie nie są wspierane przez procesor urządzenia. Pomijając całkowitą bezzasadność uruchamiania wideo w HD czy FHD na ekranie FWVGA, jeśli będziemy mieć taki kaprys, poza pojemnością karty pamięci nie powinno nas nic powstrzymywać.
Niestety przy długotrwałym obciążeniu telefon potrafi zauważalnie nagrzać się poniżej obiektywu tylnej kamery, co jest mocno odczuwalne jeśli trzymamy telefon poziomo (mniej więcej dokładnie tam trafia wtedy środkowy palec).
Kiepsko jest także z pamięcią multimedialną – użytkownik ma do dyspozycji po uruchomieniu zaledwie 2 GB, w związku z czym koniecznie przy zakupie należy pomyśleć również o wyprawie po kartę pamięci, która rozwiąże problem zarówno z przechowywaniem filmów czy muzyki, ale także aplikacji. Te, po włożeniu karty SD, automatycznie będą instalowane na niej.
Oprogramowanie
W porównaniu do oryginalnego modelu ZTE, w serii firmowanej przez Orange zdecydowano się na szereg mniejszych i większych zmian, zaczynających się już od wyglądu systemu operacyjnego.
Android 4.2.2 w tym przypadku utrzymany jest oczywiście w kolorystyce Orange, czyli mieszkankach czarnego i pomarańczowego. To, czy odpowiada nam takie połączenie czy nie jest raczej kwestią gustu, jednak nie można powiedzieć obiektywnie, że wygląda to źle. Tym bardziej, że najbardziej widocznym przejawem „brandingu” jest dość charakterystyczny widget zegara na głównym ekranie. Usuńmy go jednak, zmieńmy tapetę i już mamy telefon, po którym trudno poznać, że jest „telefonem operatora”. Nie zostały zmienione w większości również podstawowe elementy Androida 4.2, jak np. rozsuwana dwoma palcami belka ustawień (choć tu znalazło się miejsce dla asystenta, ale już nie dla blokady rotacji ekranu czy innych ważnych rzeczy).
Dodatki wizualne uzupełnione są przez dodatki funkcjonalne w postaci aplikacji, których operator zdecydował się dodać prawdopodobnie tyle, ile tylko było pod ręką, zapychając mizerną pamięć telefonu. W rezultacie na starcie otrzymujemy m.in.: Asystenta Orange, Orange Apps Center, Gesty Orange, Halo Granie, Kingsoft Office, Mój Orange, Nawigacja Orange, Przeglądarkę Orange (właściwie odnośnik do strony mobilnej), PAYBACK Orange oraz cały pakiet domyślnych aplikacji z Androida i Google. Aplikacji dostarczonych przez Orange nie da się oczywiście usunąć z poziomu menu.
Na szczęście sporo z nich jest całkiem przydatnych. Chociażby Asystent Orange może początkującym ułatwić pierwszy kontakt z telefonem, pakiet biurowy zaoszczędzi kilka groszy jeśli tego typu oprogramowanie wyda nam się nagle niezbędne a Nawigacja Orange, czyli po prostu Naviexpert z abonamentem w Orange, z całą pewnością przyda się nie tylko niedzielnym kierowcom.
Najbardziej jednak cieszy obecność dodawanej od dłuższego czasu aplikacji Orange Gesty, która umożliwia tworzenie własnych wzorów rysowanych na powierzchni wyświetlacza, wywołującą jedną z kilkudziesięciu możliwych do zdefiniowania akcji. Rozwiązanie to wprawdzie nie jest raczej nowe ani nawet szczególnie odkrywcze, ale dla początkujących może być naprawdę ciekawym sposobem na wejście w świat niekoniecznie ikonkowo-dotykowych interfejsów.
Brak natomiast większych modyfikacji i modnych ostatnio dodatków w postaci wielu okien, przezroczystych aplikacji czy obsługiwaniu telefonu głosem, gestami czy w inny nieskuteczny innowacyjny sposób.
Aparat i kamera
Umieszczony z tyłu aparat o rozdzielczości 5 MPX, z lampą błyskową i automatyczną regulacją ostrości można określić jednym słowem – jako wystarczający, choć trzeba byłoby się bardzo uprzeć, żeby efekty jego pracy nazwać dobrymi.
Fotografie z Reyo są przeważnie niedoświetlone lub prześwietlone (w zależności od warunków), obraz bez żadnej stabilizacji lubi w niepewnych rękach latać na lewo i prawo (czego efektem rozmazane zdjęcia), a AF trzeba czasem pomóc ręcznie i wskazać właściwy punkt, co i tak nie zawsze przynosi odpowiednie rezultaty. Czasem automatyczna regulacja potrafi nas nawet oszukać, pokazując zielony kwadracik wyostrzenia obrazu, a po kliknięciu niemal bezpośrednio na niego i powtórnej kalkulacji, dając zupełnie inną ostrość. Na zdjęcia robione w nocy nie ma natomiast w ogóle co liczyć, przynajmniej jeśli chcemy uniknąć brzydkiego efektu związanego z zastosowaniem lampy błyskowej. Ziarno i wręcz mgła na zdjęciu pojawia się nawet w gorszych warunkach w pomieszczeniach.
Jedno jest przy tym pewne – zdjęcia o wiele lepiej wyglądają na monitorze komputera niż na ekranie Reyo. Okazuje się wtedy, że detali jest przechwytywanych całkiem sporo (w porównaniu do tego co widzieliśmy na telefonie), a kolory nie są aż tak lodowate, jak na wyświetlaczu bohatera naszego testu.
Tak czy inaczej – jest tu raczej słabo i tak samo jest z nagraniami wideo. Pewnym pocieszeniem może być natomiast kilka opcji umożliwiających samodzielną próbę poprawy jakości zdjęć, w tym m.in. zmiany ISO czy tryb HDR oraz dodatki w postaci trybu panoramy.
Połączenia bezprzewodowe
Niezbędne minimum albo przyzwoity standard w tej klasie cenowej. Orange Reyo wyposażony został w trójzakresowy modem GSM/GPRS/EDGE oraz dwuzakresowy modem UMTS z HSPA+. W codziennym użytkowaniu przekładało się to na stabilny zasięg (choć nie tak mocny jak w Z30) i prędkość transmisji danych około 5-8 Mb/s.
Oprócz tego ze światem możemy połączyć się przez WiFi (stabilne i o dobrym zasięgu), Bluetooth 4.0, radio FM (wymagane oczywiście słuchawki w roli anteny), GPS z aGPS i to właściwie wszystko.
W trakcie testów nie było problemów z żadnym z tych standardów łączności.
Jakość połączeń, dźwięku, głośniki
Telefon to telefon – powinien dobrze nadawać się do wykonywania i odbierania połączeń. Na szczęście Orange Reyo nie sprawi nam większego zawodu pod tym względem. Dobrze jest już od samego początku – dzwonek jest głośny, a wibracja wystarczająco mocna, żeby nie przegapić żadnego połączenia. Po odebraniu też nie jest źle – dźwiękowi wprawdzie bardzo daleko do krystalicznego brzmienia, ale rozmówcę słyszymy głośno i wyraźnie, tak samo jak zresztą słyszy nas on, w czym z kolei pomaga drugi mikrofon do wyciszania szumów z otoczenia.
Nie gorzej jest również przy korzystanie z trybu głośnomówiącego. Nawet trzymając telefon około metra od siebie, nie musimy specjalnie krzyczeć, a głośnik daję radę przebić się nawet przez hałas jadącego samochodu.
Przy odsłuchiwaniu multimediów z wbudowanego głośnika, o ile nie jesteśmy audiofilami, też raczej nie odpadną nam uszy. Dźwięk jest wprawdzie „płaski” i niewiele można z tym zrobić, ale jest względnie głośny i da się rozpoznać bez trudu piosenkę, którą aktualnie puszczamy. Do czego innego potrzebny jest właściwie ten głośnik?
Na słuchawkach jest trochę lepiej, ale rewelacji też trudno oczekiwać. Zainteresowani zawsze będą mogli pobawić się Equalizerem, który powinien pomóc przynajmniej częściowo poprawić jakość odtwarzanych materiałów.
Bateria
Wymienny akumulator o pojemności 2000 mAh to z jednej strony dobry wynik jak na tak tani telefon, natomiast jak na telefon z ekranem o przekątnej 5” jest on raczej kiepski. Prawda, jak to często bywa, jest jednak mniej więcej po środku, może nawet nieco bliżej oceny „dobrej”.
Po odłączeniu od ładowarki (pełne naładowanie zajmuje około 2-2,5 godziny), praktycznie każdy, kto jest potencjalnym kupcem tego telefonu, powinien być bardziej niż zadowolony. Przy średnim użytkowaniu (jedno konto pocztowe, Twitter, Facebook, WiFi + 3G, kilka połączeń, minimalna ilość gier, etc.) telefon bez problemu wytrzymuje cały dzień od rana do wieczora i zostaje jeszcze energii na kolejne co najmniej pół dnia. Test „dnia roboczego” można więc uznać za zaliczony z bardzo dobrym rezultatem.
Jak łatwo się domyślić, wynik ten jednak bardzo łatwo jest pogorszyć. Wystarczy uruchomić np. Real Racing 3, które nie dość, że mocno rozgrzeje telefon, to jeszcze sprawi, że w około 3 godziny (lub nawet mniej) będziemy musieli znaleźć źródło zasilania.
Przeciętny dzień, który można uznać za bardzo intensywny (dużo instalacji, sporo gier, ciągła aktywność), Reyo zakończył z wynikiem około 7 godzin działania bez ponownego ładowania, więc nie jest aż tak źle.
Podsumowanie
Już od samego początku trudno się było spodziewać tego, że Orange Reyo będzie telefonem pod jakimkolwiek względem wybitnym. Najnowszy produkt pomarańczowej sieci nie ma bowiem skusić użytkowników nawet starszych modeli smartfonów ze średniej lub wysokiej półki, ale tych, którzy obecnie posiadają albo zwykłe telefony komórkowe albo naprawdę słabe smartfony. Biorąc przy tym pod uwagę cenę, propozycja wydaje się praktycznie bezkonkurencyjna, a wady takie jak bardzo słaba rozdzielczość wyświetlacza czy niezbyt wydajne podzespoły w grach nie stanowią raczej zbyt poważnego problemu. Rozmowy z potencjalnymi właścicielami tego telefonu potwierdziły tylko podejrzenia co do tego, że dla nich takie rzeczy jak PPI, GHz czy GB nie mają większego znaczenia. Jeśli działa ok, wygląda ok i kosztuje grosze, to może kiedyś trafić do ich kieszeni.
Trzeba się jednak poważnie zastanowić, czy naprawdę potrzebujemy nosić ze sobą aż takiego giganta. Owszem, czasem to co większe jest lepsze, ale jeśli "wpakujemy się" w tak wielki telefon i zostaniemy z nim na rok czy dwa, po czym dość szybko okaże się, że właściwie to potrzebujemy tylko dzwonić, możemy przez ten czas po prostu się męczyć.
Zalety:
- Przyjemny wygląd
- Spory ekran
- Wygodna obsługa
- Dobre wyprofilowanie
- Niewielkie modyfikacje w systemie
- Kilka naprawdę przydatnych aplikacji
- Dobra wydajność w codziennym użytkowaniu
- Radio FM
- Dobra bateria
- Bardzo niska cena
Wady:
- Bardzo kiepska rozdzielczość ekranu
- Bardzo słaba wydajność w lepszych grach
- Mała ilość pamięci multimedialnej (2 GB)
- Słaba jakość wykonania
- Kiepski aparat
- Nagrywanie wideo tylko 720p