Filmy Scroogled Microsoftu to cholernie dobra robota. Ale krótkowzroczna
Oglądam kolejny spot reklamowy Microsoftu atakujący Chromebooki i różne myśli mną targają. Najpierw byłem zdegustowany faktem, że Microsoft dopuszcza się takich paszkwili. Potem pomyślałem, że to po prostu bezczelne kłamstwa i Google powinien ostro zareagować. Teraz wydaje mi się, że Microsoft ma jednak w swoich spotach sporo racji, ale… przy okazji udowadnia, jak boi się konceptu Google’a.
Trzeba przyznać, że te filmy kręcone są w bardzo przebiegły sposób, głównie ze względu na formę. Nie przypominają one klasycznych spotów reklamowych, lecz programy typu quasi-reality-show, czyli format, który staje się coraz popularniejszy na całym świecie. W Polsce też. Mamy u nas „Ukrytą Prawdę”, „Dlaczego ja”, „Wawa non stop”, czy „Warsaw Shore”. Programy kręcone niby amatorską kamerą, nieco z ukrycia, które mają podglądać normalne życie. A żeby nie było żadnych wątpliwości jak interpretować zdarzenia z udziałem głównych „aktorów”, to program co kilka minut przerywany jest wypowiedziami tychże, w których uzasadniają swoje postępowanie.
Generalnie gwałt na intelekcie przeciętnego odbiorcy, przy którym „Big Brother” jawi się jak wysokojakościowa klasyka formatów telewizyjnych
W takiej konwencji utrzymane są też spoty reklamowe z serii Scroogled, chociaż nazwa „spoty reklamowe” nie jest do końca odpowiednia w kontekście tego formatu. To coś w rodzaju właśnie quasi-reality-show na zamówienie marki, który ma ośmieszyć drugą markę. Reszta jest identyczna jak w programach realizowanych na zamówienie stacji telewizyjnych.
* dygresja: w ogóle myślę, że reklama telewizyjna będzie właśnie dryfować w tym kierunku. Zresztą to już się dzieje. Mój były pracodawca Prymat wcześniej w TVN-ie, a teraz w TVP robi pięciominutowe „programy telewizyjne” przed głównymi wydaniami dzienników telewizyjnych, które są de facto reklamą. W wykonaniu Prymatu uważam to za majstersztyk! Panowie - świetna robota :)
Nie trzeba chyba zbytnio rozwodzić się nad tym, jak oddziałuje na psychikę taki format reklamy. Myślę, że wielu tzw. przeciętnych odbiorców oglądających Scroogled nie będzie wiedziało, że ogląda przekaz reklamowy, na dodatek skierowany przeciwko konkurencyjnej marce, w podobny sposób jak spora część gawiedzi wpatrująca się w „Wawa non stop”, czy „Warsaw Shore” uważa, że to, co się tam dzieje, to „samo życie”.
Mając to na uwadze, trudno nie przyklasnąć Microsoftowi pomysłu i wykonania spotów Scroogled. Wydaje się bowiem, że przekaz Microsoftu idealnie wpasowuje się w grupę docelową - niezbyt ogarniętych technologicznie osób, dla których funkcjonalny komputer to taki, w którym można instalować programy użytkowe na dysku twardym. My wszyscy nieco bardziej świadomi użytkownicy urządzeń komputerowych (specjalnie nie piszę komputerów PC), doskonale wiemy, że oprogramowanie może być równie dobrze powieszone w chmurze, by oferować pełną funkcjonalność swoim użytkownikom. Ba, doskonale czujemy, że to właśnie w nich leży przyszłość oprogramowania komputerowego w ogóle, a Chromebooki wcale nie są cegłami jak próbuje je przedstawiać Microsoft.
I nie jest to wcale zarzut w kierunku Microsoftu. Wyjdźmy na polską ulicę i zadajmy dokładnie te same pytania, co „bohater” spotu Microsoftu. Odpowiedzi i reakcje byłyby podobne do tych, co w Scroogled. Zdecydowana większość osób wybrałaby komputer PC, a nie Chromebooka.
Tyle że tu chodzi o tu i teraz
Tu i teraz większość osób rzeczywiście korzysta z programów instalowanych na komputerze. Dla większości osób lepszym i łatwiejszym będzie kupno komputera PC, a nie Chromebooka.
Jednak wszyscy dobrze wiemy, że to się będzie szybko zmieniać. Że wkrótce na rynku pojawi się potężna grupa konsumentów, dla których infrastruktura internetowa (chmura) będzie równie akceptowalnym środowiskiem komputerowym co dysk twardy komputera. Ci dzisiaj młodzi użytkownicy korzystają z tabletów, smartfonów, które przypominają to, w jaki sposób korzysta się z Chromebooka - zawsze online, z przechowywaniem danych w chmurze, z aplikacjami podwieszonymi w chmurze. Tacy konsumenci wkrótce staną się dorośli i będą wykorzystywać urządzenia komputerowe także do pracy. A wtedy wybór komputera PC zamiast Chromebooka, czy innych podobnych rozwiązań, wcale nie będzie oczywisty. Także ze względu na to, że Microsoft nie ma dziś i pewnie już nigdy nie będzie miał dominującej pozycji na rynku urządzeń mobilnych.
Zresztą i Microsoft się do tego przygotowuje. Przecież wbrew temu, co mówi w reklamie Scroogled Microsoft, da się przecież na Chromebooku korzystać z funkcjonalnych programów.