Unthink - hipsterska sieć społecznościowa dla nienawidzących Facebooka
Prawie nikt nie przepada za Facebookiem. I tak większość z niego korzysta. Co się jednak stanie, gdy ktoś powie stanowcze “nie” i postanowi stworzyć AntyFacebooka? Powstanie Unthink, szumny projekt z dosyć słusznymi postulatami i kompletnie nieprzygotowany na start. Ciężko cokolwiek wróżyć odnośnie Unthink - szum, który wytworzył się wokół serwisu pokazuje, że Facebook staje się coraz większym “wrogiem publicznym numer 1, jednak sam Uthink mocno rozczarowuje. I paradoksalnie pokazuje kilka ciekawych, chociaż kiepsko stworzonych rozwiązań.
Unthink sam pozycjonuje się jako wszystko, czym nie jest Facebook. Hasła promujące ten serwis skupiają się wokół wolności, własności danych i kontrze do monopolistycznego i przedmiotowego podejścia Facebooka do użytkowników. Unthink jest idealistyczny aż do bólu - ma nawet własny ma nawet własny manifest i “akt posiadana”, który głosi, że użytkownik nie jest użytkownikiem, a właścicielem. Unthink ma wyzwolić nas spod panowania cięmiężcy Facebooka i innych takich gigantów, którzy przywłaszczają sobie nasze dane.
W jaki sposób chce to zrobić? Skala projektu jest dosyć duża - ma być agregatorem aktywności i oferować całkowitą kontrolę nad relacjami międzyludzkimi w sieci. Całość opiera się na 4 kanałach informacji, którymi zarządza się z poziomu strony głównej. Pierwszy to kanał publiczny, który ma pełnić rolę komunikacji ze światem (coś jak Twitter). Drugi to znajomi, trzeci “Lifestyle”, czyli interakcje z markami itp., a czwarty to kanał “Profesjonalny”, czyli przeznaczony do kontaktów zawodowych. Dla poszczególnych kanałów można przypisać konkretne ustawienia prywatności, ale ogólne założenie jest takie, że kanały nie przenikają się między sobą i pozostają odseparowane. To taka podrasowana idea list i kręgów, tylko że podzielona na całkowicie osobne aktywności.
Dodatkowo do każdego z kanałów można stworzyć osobny profil z różnymi informacjami, zdjęciami itp. Trzeba przyznać, że założenia są dosyć ciekawe, taka próba usystematyzowania wirtualnego, pomieszanego życia.
Jednak z wykonaniem jest już gorzej. Miałam okazję zarejestrować się do Unthink wcześniej, tak że po wczorajszym starcie publicznej bety dostałam kod zaproszenia i teoretycznie mogłam się zalogować. No i przestało być różowo. Twórcy tego dwuipółmilionowego startupu chyba nie spodziewali się takiego zainteresowania (efekt TechCrunch?) bo serwis padł. Na szybko postawiono nowe serwery, ale nie pomogło - Unthink wciąż laguje i często wywala błędy.
Pierwsze wrażenie nie jest zbyt miłe - nie wiadomo, o co chodzi, a interfejs nie grzeszy przejrzystością. Brakuje dobrych wskazówek co z czym, jak i gdzie. Ta “inność” Unthink wylewa się z każdego widżetu.
Mimo wszystko pomysł jest ciekawy, i choć na razie serwis bardziej nie działa niż działa (poszczególne podstrony wczytują się bardzo wolno albo wcale tego nie robią), to idea jest bardzo interesująca. Zewsząd wylewają się hasła o wolności, empatii i tym podobnych, ale po zastanowieniu można dojść do wniosku, że jest w tym jakaś metoda.
Bo przyznajmy szczerze - listy na Facebooku z pokręconymi ustawieniami prywatności nie należą do najwygodniejszych. Ustawianie dostępu do konkretnych zdjęć czy albumów nie należy do najbardziej intuicyjnych, a jeden profil dla zarówno znajomych, współpracowników i marek to faktycznie nie najlepszy pomysł z punktu widzenia użytkownika. Facebook daje oczywistą przewagę firmom użytownika stawiając na drugim miejscu.
Google Plus z kręgami jest już bardziej przejrzyste, ale przeciętny użytkownik moze mieć duże problemy ze zrozumieniem ich działania (pewnie dlatego wciąż mówi się o tym, że Plus to serwis dla geeków - i jest w tym dużo prawdy). Unthink próbuje oddzielić aktywności w poszczególnych grupach społecznych tworząc całkowicie oddzielne kanały. To ma sens, nawet większy niż mogłoby się wydawać.
Tylko że nie wiadomo jak na dłuższą metę Unthink chciałby przyciągnąć do siebie użytkowników. Górnolotne hasła o wolności i empatii oraz powtarzanie, jaki to Facebook jest zły zaciekawią część użytkowników sieci społecznościowych, ale na dłuższą metę nie mają przyszłości. Gdyby ludzie tak przejmowali się swoją prywatnością dawno porzuciliby Facebooka.
Masa krytyczna serwisu Zuckerberga jest jego największą siłą i bronią w walce z konkurencją, bo stara prawda głosi, że ludzie będą korzystać z tych społecznościówek, na których jest najwięcej znajomych...
Mimo wszystko Unthink z mało przejrzystym interfejsem jest powiewem ideowej świeżości. Pomysł całkowitego oddzielenia sfery prywatnej od komercyjnej jest słuszny z punktu widzenia świadomego swojej ogromnej wartości dla reklamodawców użytkownika (a raczej “właściciela”). Bo Unthink stawia w centrum właśnie człowieka, nie firmy. Ciekawe, czy twórcy przemyśleli długoterminową strategię działania, bo na pewno nie będzie ona prosta.
Na razie szanse Unthink są marne i ani Facebook ani Google Plus nie mają się czego obawiać, ale z pewnością jest jedna dobra strona Unthink - taki szum może skłoni Facebooka do jakiejkolwiek reakcji i udostępnienia użytownikom prostszych narzędzi kontroli własnych treści. Bo może okazać się, że Unthink to dopiero początek powoli ruszającej się antyfacebookowej rewolucji. Mrzonki, ale jakie piękne.